„Dzień, w którym wszystko się skończyło zrozumiał, że się narodził, gdy Zła Królowa przestała odzywać się do Małej Wiedźmy. A raczej Wiedźmy Wrony Pożartej… bo wtedy ona sama przekształciła się w coś więcej. Coś innego, coś bardziej nieokreślonego, ale dla niej samej zrozumiałego.
W tą, która miała odwagę zadać pytanie…
… tą, której nie udzielono odpowiedzi. Która odbiła się od ściany ciszy, która zrozumiała, że przeszłość należy zapomnieć, złożyć do grobu, zalać betonem, wapnem zasypać, kwasem ozdobić… nie tykać już tego, nie myśleć, nie składać kwiatów i nie prosić o kondolencje. Nie wywieszać klapsydry, nie zrzucać się na wypominki. Pozwolić grobom opaść we wnętrzności ziemi, by je pożarła. Na zawsze zlikwidowała. Na zawsze zabrała z namacalnej powierzchni.
Na zawsze sama zapomniała…
… Pani Wyspy tylko na to czekała. Czekała wiedząc, że cokolwiek się stanie, jakkolwiek się spotkają ona i jej wiedźma, ta druga zawsze będzie naznaczona tym, co ją ukształtowała. Zawsze będzie kopać, choć podświadomie, by odzyskać to, co nie zostało nigdy opowiedziane.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Zmorojewo” – po prostu czuję się powalona! Naprawdę. Nie chodzi o sposób pisania, o całą narrację i bohaterów, nawet nie chodzi o wykorzystanie słowiańskich mitów… chodzi o to, w jaki sposób autorowi udało się wszystko połączyć i na dodatek napisać naprawdę niesamowitą historię.
„Kto zabił Inmaculadę de Silva?” – piękna, pasjonująca, wciągająca… i tylko żal, że tak krótka. Perełka literatury! Ale morderstwo, to nie to. Nie, to nawet nie historia śledztwa, raczej opowieść o przemianach społecznych, historii widzianej oczami dziecka i jej własnej, słodkiej, niewinnej, naturalnej narracji. I o miłości, bo przecież bez miłości niczego by nie było i tajemnicach, i trupach w szafach…
Warto!
„Swięta Stronico, patronko zboczonych w okładkach,
ulituj się nad duszą swej opętanej wyznawczyni
i z czeluści jakichkolwiek racz dokarmić uzależnioną.
Ześlij jej książki, ześlij pachnące historie
ześlij pokarm fantastyczny, ześlij nawet potwornie!
Pozwól pławić się w literkach, pozwól pożreć
historie, w których przejrzeć się może niepokornie.”
Czytanie… uzależnienie jak każde inne. Boli, rozrywa od środka, męczy. Właściwie, gdy odbiera mi się nowe książki, nowe słowa, coś tam łka za nowymi historiami i przygodami. Męczy i jątrzy. Nie pozwala myśleć, żyć normalnie. Tylko, że w tym uzależnieniu akurat nie ma okresów względnego wyleczenia. Nie ma 24 godzin najgorszych męk, nie ma przejścia do jakiejś możliwej normalności… Te pierwsze, najbardziej rwące 24 godziny ciągną się, dopóki nie otrzymam pożywienia…
… więc boli…