Pan Tealight i Pomarańczowa Zbrodnia…

„Dynia na pewno nie żyła.

Nie wymagała ni badania pulsu, ni duchowego lusterka, by to potwierdzić. Wybebeszona sterczała… choć pośmiertnie, to jednak dumnie, na stole i świeciła, wrednie pomrugując, gdy jakiś zagubiony podmuch wpadł w jej otwory.

Pan Tealight popatrywał na światełko, dyskretnie rozparty na podłodze Kuchni Chatki Wiedźmy, i ciamkał pestki razem z Ojeblikiem, małą uciętą główką. Znaczy pestki ciamkali, nie siebie nawzajem, bez przesady. Nawet u nas – choć może się Wam to wydać NIEBYWAŁE – przestrzegane są pewne reguły. Na ziemi przed nimi dymiły małe kropelki jadu. Pan Tealight uśmiechnął się do nich wspominając kapitalną kłótnię, coroczną, gdy Chowaniec Wiedźmy zbuntował się i przejął oręż morderczy. Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki mogła sobie obficie pluć i syczeć, ale miała za małe rączki do tak wielkiej dyni.

Size matters!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „31.10 Wioska przeklętych – Strzyżewo” – czyli do ściągniecia za darmo!!!

„…ściągajcie gacie ściągajcie czułki,
oto nadchodzą straszeniowe bułki!
Te są z polewą, a tamte z makiem,

może i trafi się Wam ta z robakiem!
A jak nie macie tomu pierwszego,
do se ściągnijcie moc i z niego.
Potem już będą tylko tańce i latania…
Na golasa? Tego nikt nie wzbrania!”


„Fionavarski gobelin” doprowadził mnie do miejsca, gdzie stoją u mnie książki, o których nie wiem co powiedzieć. Bo jest ich zwyczajnie AŻ tak dużo (w pozytywnym dużości znaczeniu) – aczkolwiek nie mam na myśli rozmiaru tomu, choć idealny do ćwiczenia bicepsów!

Powieść Kay’a, choć powinnam powiedzieć od razu, że to 3 w 1, jest: piękna, pełna, ujmująca… oczywiście, że pełna symboliki, ale też przejmująca. Ciekawa. Barwna i tak bardzo uroczo buchająca emocjami. Cokolwiek napiszę, będzie za mało. To epopeja. Walka dobra ze złem, przepowiednie i nietypowe stworzenia. To mity znane nam z codzienności i coś jeszcze, coś więcej, coś, co zaskakuje… owa swędząca w potylicę niepewność: ale jak to się wszystko zakończy?

Bo to opowieść o świecie i światach, o człowieczeństwie, które dzięki wpojonej wolności własciwie nigdy nie wiadomo jaką drogę obierze i przyjaźni. Oraz o odpowiedzialności, a wszystko tak pięknie zobrazowane.

Pierwotnie wydana w pojedynczych tomach, mignęła mi w sklepie w latach… no cóz, zaprzeszłych. Na wyprzedaży, z tą dziwaczna okładką. Nie żałuję, że dopiero teraz poznałam ją w pełni! Świetne wydanie, choć pewno niektórych przestraszy ciężar. Ale dobrze się czyta. I piękna taka też z okładki!

Dopadła Wiedźma Listonosza…
ciekawe co jej teraz przyniosą?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz