… będzie jednak nie tomem opowiadań, jak wydawało się nam z Chochelem wcześniej, ale powieścią.
Cóż, czasem (w moim przypadku opowieści nagminnie przejmują nade mną władzę) się tak zdarza, że historia sama decyduje o tym jak chce być spisana i oddana… Będzie tam między innymi nie tylko dział odzysku postaci magicznych, bar, w którym dostaniecie Tomcia na Paluchu, Królewnę w sosie z opresji i Jasia nadziewanego Małgosią – przebój kulinarnych wariacji nie na temat, ale też skład niebezpiecznych-niepotrzebnych i skup nader zużytych…
Jedno jest pewne, taki sklepik musi mieć specyficznego sprzedawcę. Takiego, który swoją własną historią nie tylko nas zaskakuje, raczej symbolicznie łączy wszystkich, ale też wychodzi przed tłum…
Czy może być nim Tealight?
Pan Tealight.
Niepozorny, o pajęczej choć też dziwnie nutowej konstrukcji swoich zdarzeń? Będzie mieszkał w cybuchu dopiero co zaczętej fajki, a może też zwyczajnie nieskończonej, stworzonej z drewna wrzosu. Jego obecna postać jest tylko wynikiem specyficznych wydarzeń, bo mawiają, iż kiedyś naprawdę był tylko ogniem… Żywiołem pochłaniającym, ale i ofiarującym piękno nawet najbrzydszym, dzięki światłu, które jest w stanie wciąż ofiarować. Światłu dajacemu skrywający sień i upiększający połysk.
Więcej… opowiem potem 🙂 Cybuch mam od tego Pana 🙂 Pibermakera, który zajmuje ważne miejsce w mojej „Opowieści o Wyspie”, razem z Trzema Druidami ze Svaneke. Ale to już odrębna historia. Taka ze zdjęciami, szumem morza w słowach, wiatrem przesuwającym strony i piaskiem, który zawsze gdzieś się tak wciska.
Na szczęście będę miała je w czym spisywać dzięki wygranej w konkursie KKKK:
To się nazywa full options, nie dość że notes, to jest i czym pisać. Jeszcze książkę poproszę, bo bez książki to tak smutno bardzo. I choć panoczek na okładce taki bardzo nad podziw wymuskany, to kolorki…