Pan Tealight i Jadalne Anioły…

„Nie słyszeli szelestu skrzydeł, ani nie migotało nic za oknem. Nadeszły z ciemności. Głębokiej, bez hymnów i fanfar, tęcz ani łun. Dziwnie szare, w podartych, przykrótkich  sukieneczkach, z obdartymi kolanami i strupami na łokciach, ze skołtunionymi lokami, które utraciły złocisty połysk i połamanymi aureolkami, z których niektóre zrobiły sobie wykałaczki do zębów.

I śmierdziały!

Pan Tealight jednak na nie czekał i wpuścił je, a potem każdemu dał kubek z gorącą czekoladą – posypaną kokosowymi wiórkami i cynamonem, żeby być dokładnym – i ciasteczka ze śliwkami. Dopiero objedzone zaczęły mówić. Brudne, zużyte, dziwnie obskubane anioły…

Stworzył nas na swoje pożywienie. I tylko tym byłyśmy, ową marnością boskich kiszek. Bo on istnieje. Bóg. Wielki i tłusty… Jest tam, tam na górze. W tych obłoczkach, chmurkach, niebiańskich owcach i krowach też niebiańskich. I śpiewają mu aniołowie. Jadalni Aniołowie! Kochał nas jak kocha się ulubiony smak. Ciepły powiew piekarnika, zimno sorbetu, czy też lepkość lukru. Jak potrzebuje się chwili słodyczy, lub kwaskowatości. Jak zachciankę, pragnienie, chwilę uzależniającego przecież zapomnienia, wzbogaconą mlaskaniem. A potem… przeszedł na dietę i stałyśmy się niechciane…

Stałyśmy się upadłe!

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Listy Marii” – nie wiem jak to ująć, ale Sherlock nie ma jaj. No sorry, ale nie ma w tej historii jaj! A to nie moja pierwsza powieść King! Lubię ją. Nawet kocham, ale w tym tomie coś zgrzyta, nie łata się i plącze… oj nudnie jest, a przecież sama fabuła powinna intrygować. Jest i tajemnica, jest i mord, a i Holmes obecny! Jakoś zwykle to grało. Ale tym razem przeszłam przez historię w bólach. I szkoda mi tej historii, głupio się czuję. Bo źle ją napisano.

Jakoś tak koślawo!

Bez nabiału! Bez ikry, bez jakiegoś wciągającego lepa!

„Posłuszeństwo” – reklamowana jako logiczna zagadka, co podobno się przeradza w horror… zaintrygowała mnie. Na pierwszy rzut oka niepozorna, jednak wydawała się kryć w sobie tajemnicę. Problem w tym, że jednak nie wyszło. Bo w połowie pierwszej połowy się znudziłam. No dobra, może mnie łatwo ostatnio znudzić, zniechęcić i naprawdę trzeba umieć w sobie zatrzymać, ale to, ta logiczna zagadka… stała się w końcu przewidywalna i lekko przerysowana. Może to nadmiar bohaterów, może niedostatek pewnych wiadomości, ale zmęczyłam…

Nie będę posłuszna!

Książki na dziś!!! Znaczy czym się karmi Wiedźmę Wronę, lub w jaki sposób trzema nowościami wydawniczymi, w nader barwny sposób… wyrazić tzw. mityczną lub codzienną, zmienność kobiecą!

Coś ostrzejszego, coś babskiego i…

COŚ SMOCZEGO!!!

I to z takim autografem, że długo zbierałam ząbki z piasku… się zabrudziły lekko, ale co tam!

Do czytania mam pomocnika tematycznego!

Zresztą na Wyspie wieje i pada, ogólnie pogoda sprzyjająca czytającym, a nie skłonnościom wszelakim do plewienia maleńkich chwaścików i w ogóle… natręctwom sprzątającym ogrody, nadrabianiu malowania i pisania, bycia normalnym lekko… oraz tym przeróżnym babskim, jednakowoż szowinistycznie wyspecjalizowanym, napadom – co też je u siebie lokalizuję – no wiecie!

CZYTANIE TAJM!

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz