Pan Tealight i Książę, który spał…

„Niewielu pamiętało kiedy tak naprawdę przybył. Choć Pan Tealight miał już serdecznie dość tego, że musiał karmić skurczybyka. Oj pewno, że doceniał to, iż Pani Wyspy zdecydowała się jednak posłuchać jego planu i ustawić go niczym drzewo. A już cała reszta mieszkańców, wkurzona jego chrapaniem i innymi odgłosami, które nadmiernie wydawał, zadbała o to, by obrosło go drzewo… ale i tak był to wyzysk! I to jeszcze trzeba było go podlewać tą ohydną, różową papką. BLEH! Która cuchnęła różańcami. Tymi okropnymi, trzymanymi przez starsze panie, o dziwnych, krwisto czerwonych ustach, jakby żuły w międzyczasie modlitwy bijące jeszcze życiem wątroby.

Nawet Pan Tealight miewał gorsze dni. Ale czy on – Książę, który spał – zdawał sobie z tego sprawę? Nie, no pewno, że był wielki i tak dalej. Pełen tych no tam, poświęceń i w ogóle… Pan Tealight targał wielkie, cynowe wiadro ozdobione wstążkami całkiem sam, więc mógł sobie mamrotać. Nikt mu nie chciał pomóc, nawet zdrajczyni Ojeblik, którą podejrzewał o potajemne wzdychania do drzewka.

Książę! kurcze. Wyglądał jak drzewo z wypryskami. Jego długie, brązowe włosy zmieniły się w dziwną, odłażącą korę, stóp nie było widać, tylko chyba kolana i inne te wypukłości. No i nos. Obryzgiwany teraz różową breją z grudkami. Pan Tealight był Wiedźmie Wronie wdzięczny za jej pracę. Tylko ona w jakiś sposób go wspierała, ale niestety na widok koronowanego nie do końca, jednak i ona dostawała drgawek. To nie był miły widok, więc… cóż, Pan Tealight jak zwykle sam nakarmił smarkacza. Odstawiając wiadro, a potem kopiąc je w dół drogi, by już ktoś inny je umył i przygotował do karmienia następnego miesiąca, zastanawiał się czy to takie wielkie coś rzucić się na wrzeciono i spać. Spać snem przyjemnym, gdy cholerna Księżniczka starzała się i umierała. Cierpiała. A on tu tylko spał i śnił dobre sny – cholerny bohater!

KŁAMISZ!!! Twoje imię jest Kłamisz, kurde Książę Kłamisz!!!

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Wybór” Aleksandra Rudapowieść, na którą czekałam, bo mnie pierwsza książka tej autorki mile posmerała w śmiechawcze elementy mej fantastycznej budowy!

Ponownie spotykamy się z pewną magiczką i krasnoludem – Mistrzami Artefaktów, oraz specyficznym nekromantą. Na dokładkę zwyczajowe powiązania rodzinne, problemy z matkami, siostrami, stłamszonymi ojcami, nadmiernie pobudzonymi facetami i tymi dziwnie oziębłymi, problemy szkolne, sercowe… no ot życie! Powieść powoduje miłe rozluźnienie i sprowadza na czytelnika lekkie oszołomienie. Wskazane spożywać z pewnymi procentami – no co, nie można tak stronić od oczyszczenia!!!

Czytać koniecznie po zapoznaniu się z tomem poprzednim: „Odnaleźć swą drogę”.


Kolejna przeczytana, to zwieńczenie cyklu o macaczce grobów, czy raczej tej co trupa zawsze zwącha… „Grobowa tajemnica”tym razem trzeba oddać autorce, że szokująca do końca. Dotąd były to miłe, lekko kryminalne, lekko duchowe opowieści. Nieskomplikowane, choć z pomotanymi osobowościami bohaterów i pokręconym życiem, naznaczonym wieloma demonami.

Zakończenie dowala z grubej rury!

Oj pewno, że człek się domyślał o czym będzie ten tom, jak się sprawy potoczą… ale kilka rzeczy zaskakuje. I ten subtelny obraz USA! Szokująco dosadny i krytyczny. Zaskakujące! Może cykl nie powala, ale jakoś go lubię, za odwagę w mówieniu, że życie może być inne niż w telenowelach!

Książka na dziś? Wygrana, za co bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i Ska!!! Na dodatek moja ulubiona autorka, którą pamiętam jeszcze z pierwszych wydań… taki skok do przeszłości.

A teraz coś specjalnego…

Coś, co tak naprawdę będę mogła wyjaśnić dopiero za tydzień!

Tajemnica…

Coś, co jest początkiem i końcem zarazem!

Choć czyż początki i końce nie mają zbyt wiele ze sobą wspólnego…

W końcu nie możemy być całkowicie pewni nawet następnej chwili, a co dopiero mówić o życiu?

A oto mój mały pomocnik w tym początku i końcu, co to ma nadejść… coś mi się zdaje, że stanie się bohaterem jakiegoś opowiadania. Może strasznego, co to sadzi nasionka w ludziach i wyrastają z nich obślizgłe demony?

Milusie co nie? I oto stał się on… wielce Seedling Lupin!!! Made by Taylored Curiosities!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz