„Pan Tealight obawiał się tego co będzie PO. Tego, co się stanie, gdy w końcu Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki przestanie się grzecznie uśmiechać, a zacznie nieroztropnie zażywać rękoczynów. Nigdy nie lubiła gości. Zaskakująco tolerowała Pana Tealighta, a i to nie zawsze, bądźmy szczerzy. Była ściśle terytorialna i zwyczajnie nie lubiła jak ktoś macał je rzeczy.
A było co macać!
Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale teraz, teraz u Wiedźmy Wrony przesiadywała Śmierć. Zwyczajny obiekt, podstawowy element życia Wyspy. Mało rozmowna, choć zajmująca zaskakująco wiele przestrzeni. Powtarzająca jak nadmiernie namiętnie nakręcony mechanizm: że ona do życia Wiedźmie nie jest potrzebna, że kłopotu nie sprawia. Jakoś ani Śmierć ni Wiedźma Przestrzeni o zdanie nie spytały.
A mogłaby mieć obiekcje, nieprawdaż?
Choć kogo tam obchodzi tło? Aczkolwiek wszystko to jest niebezpiecznie niepoojące, asz coś Pana Tealighta w krzyżu mrowi. Bo coś ze Śmiercią musi być nie tak, jeżeli tylko tak siedzi i się obżera.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Aj! Dostałam pierwszy prezent urodzinowo-wszelakoświateczny. I to na dodatek książki, na które mocno czekałam. Nie mogłam się powstrzymać i jedną z nich pożarłam na stojąco, pozwalając słowom ściekać mi po brodzie.
Oczywiście, że „Bezgrzeszną” skonsumowałam. I było świetnie! Właściwie nie chodzi o samą historię, ale raczej o specyficzny sposób narracji. O to, w jaki sposób autorka bawi się konwenansami – a jednocześnie nie przegina żadnej pały – jak śmieje się, jak rozbawia innych, jak fantastyczną ma wyobraźnię, a jednak… zachowuje umiar.
Świetna kontynuacja poprzednich tomów!
PS. Recenzja: „Pułapka Nowego Roku”.
Śnieg topnieje… no i nader smutno mi. Bo Zima to jest to i więcej jeszcze i więcej ponad to owo!
Ale na szczęście mam zimę w pigułce. Słowa, co jak włażą do głowy, to aż na mnie szron osiada… co to obrazy malują, no i zdają się szeptać: po kiego czytasz inne książki, jak są takie ja!!!