Pan Tealight i Wiedźmie towarowe zasady…

„Właściwie istniał jeden zaledwie towar, który zarazem był i zbędny, jak i kompletnie nieistotny, a z drugiej strony tak pożądany i popularny. Ze skupem wszelako problemu nie było nigdy, a już szczególnie w okolicy poświątecznej oraz przed wakacjami – w nadmiarze i za friko! Ze zbytem o zgrozo jednakowoż też nie! Właściwie też rzecz owa była to dość niewymowna. Z jednej strony niepoliczalna, z drugiej nadzwyczaj podwójna. Pan Tealight nie czuł się komortowo w obliczu owego asortmentu, więc całe składowanie oraz dystrybucję, zlecał Smokowi z Zapchanego Komina.

Smok lubił to. Podobno nawet w granicach fetyszu. Pan Tealight pozwalał sobie zwyczajowo nie drążyć tematu, a nawet nie zauważać obrotu owym towarem, uciekał do Wrony; Smok zaś pogodził się ze wszystkim i temat uznał za nieistotny. Podobnie jak Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki. Dla tej wprost był to temat zakazany. I choć sama była właścicielką jednej sztuki, zauważalnej aż nadto… jednakowoż pomijanej w rozważaniach, wciąż miała zasady! A z wiedźmimi zasadami lepiej nie komplikować sobie teraźniejszości. Zawsze mogła w końcu zamknąć drzwiczki spiżarni i dostę do weków ograniczyć!

O tym nie rozmawiano na Wyspie!

Że nie napisałam o co chodzi? No o dupę chodzi! Zwykłe litery cztery, popularny cud co to każdy ma… ale którego wszyscy mają dość, bo się tam w odwłokowej części szyderczo i rzpustnie dynda; choć też jakże często gęsto pragną zwyczajnie mieć w nim wszystko ci sami, by ulżyć sumieniu. Sumienie zresztą też ma nadwagę! Jednakowoż sporadycznie zauważalną.

A co do dup, cóż, zdałby się poemacik dla tych policzków, fałdek i ochrony siedzenia. Dla symbolizmu oraz wszelakiej użyteczności. Jednakowoż: cicho sza! To wiedźmia zasada towarowa!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Świat bez książek, a co to mnie obchodzi… póki mam co czytać znaczy oddycham i wsio mi tam w srodku bije jak należy, jak nie będzie co czytać, zacznę umierać. Po kolejnym tomie serii: „Kroniki Wardstone” tom 7 – czuję miłe łaskotanie. Takie coś, co szepcze, że w życiu istnieją wciąż dobre opowieści, baśniowe, choć tyle wnoszące do rzeczywistości. Choć czasem mi się już miesza co prawda, a co książka.

Na szczęście mi się miesza!!! Inaczej nie mogłabym żyć.

Siódmy tom opowieści o siódmym synu syna siódmego: Tomie, jego przyjaciółce Alice, oraz nauczycielu Stracharzu ponownie wtłacza nas w walkę Dobra ze Złem. Choć zdawałoby się, że można je tak łatwo rozdzielić, to jednakowoż pojawiają się starości. Stary Mistrz nie ma wad, a i młody skrywa tajmnice. I choć pod koniec tom trochę mnie znużył, to Delaney pisze tak, że aż coś mnie w środku drapie. Coś mówi – że pisać jeszcze można zwyczajnie umieć. I to odpowiednio do wieku odbiorcy, bo w końcu „Kroniki Wardstone” przeznaczone są dla młodszego odbiorcy.

Zastanawiacie się czasem co w życiu jest ważne, a co nie? Bo mnie naszło… bardzo mocno naszło. Ale ja tam jestem Bardzo Starą Wiedźmą Wroną Przez Książki Pożartą, na pewno mam dziwne poglądy! 🙂

Ostatnio dochodzę do wniosku, że poza łazienką, wodą ciepłą, dobrymi zębami (zgodnie z tym, co rzekł sir Pratchett) i czymś do zjedzenia… no poza książkami, pluszakami i łóżkiem, to ważny do życia jest piękny widok z okna.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz