Tak sobie myślę, że mam problem z aniołami. Ten mój Stróż, to na pewno raczej ma przegibane. Zresztą ostatnio umilkł, a mozna było z gostkiem fajnie pogadać. Te, które spotykam gdzieś, przycupnięte na granicach drogi, którą kroczę, okazują się być otyłymi bobasami, od których dostaję parchów… jakoś tak na mnie działają; zresztą ja w ogóle mam uczulenie na dzieci.
Ale czasem zdarza się anielskość w specyficznej postaci…
Anielskość zawarta w definicji człowieczeństwa. Taka, która przyślę wieżkę z Paryżewa, anioła z… hmmm, no raczej nie Nowego Targu, chyba? albo książkę. Dostarczy kabanosy dla tej mojej pluszowej części, albo zwyczajnie pogłaszcze wirtualnie.
Owe Anioły są jak ta pomocna dłoń, ale wciąż przyczepiona do człowieka, albo światełko w tunelu, z którego jednak chce się wyjść…
Anioły aniołami, ale we mnie raczej więcej bestyi niż anioła. Chyba nie byłby mi wygodnie ze skrzydełkami 🙂 Co to ja podpaska? A jednak jakoś tak jak wciąż czuję pociąg do nadziei, tak i mam prbolem z tymi aniołami… bo przecież każdemu należy się jakiś stróż-obrońca nadnaturalny. Też poproszę…
„Tarcze antymoherowe, mikstura antyogniowa i antidotum na złośliwe języki… Wszystko w ramach ochrony wiedźmy przed resztą świata! PAMIĘTAJ – PRAWDZIWA WIEDŹMA TO GATUNEK ZAGROŻONY!!! W ramach pielęgnacji ciała wprowadzamy POROSTOWACZ KROST I WĄGROWNIKA!” Chepcher Jones „Sklepik z Niepotrzebnymi”