Pan Tealight i Pierwsza Taka Rycerka…

„Bo wszystko się zamyka w tym, że ich trzeba ratować. Od tych potwornych Smoczyc, od klątw, nadmiernej fascynacji obuwiem dolnych partii, wrzecion, jabłuszek i krasnali, no i od parchów nawet, łindołszopingu i nachalnych reklam. Kremikiem ich nacierać i życie robić miękciejszym… bo się oni tacy wrażliwi zrobili. Codzienność zamyka ich w tych wieżach, a tam nawet sprzątaczki, tej coby utuliła, ugotowała i zajęła się ich życiem – no brak matczynego serca, pomcnej dłoni, choć jednej, nie musi być przymocowana do korpusiku! Życie złamało im ducha i cielesne nadgoniło wątpliwości. Trzeba za nich potwory wyganiać, wszelakości zdobywać, co to są do zdobycia, ale i ratować, no i ich samych też trzeba ratować. Za wiele się od nich wymaga. No tego, żeby i piękni byli i dzielni. Na dodatek obeznani z codziennością i świadomi przyszłości i przeszłości… Jak oni mają to znieść? Toż to płeć delikatna jest, nawet woskowania niezdolna przetrzymać, tak urodziwa w swej nieporadności.

Trzeba ich ratować!

Ratować przed światem, który ich nie rozumie, mapy na każdą codzienność ofiarować, a nawet i magiczne pierścienie i Matki TudzieżNieChrzestne niekoniecznie… W ogóle najczęściej nie dostrzega, że są tacy skomplikowani. Tacy artystycznie nieposkładani. Tacy POD OCHRONĄ! I każdy powienien być w wieży, dostępny dla zwyczajnej Rycerki, coby się ze Smoczycą mogła dogadać i sobie jednego wybrać… albo dwóch? Bo przecież jedna może się zająć kilkoma.

Pan Tealight poczuł się zamurowany. Gdy wpadła bladym świtem, a raczej obecnie lekko wyszarzoną, codzienną ciemnością Wyspy, poczuł się mile zaskoczony. Krótkie, srebrne wdzianko ze złotymi cekinami, wysokie buty, zestaw miotełek i buteleczek; blondyneczka słodka, o rumianych policzkach, zaróżowiona w tych miejscach, gdzie należy, delikatna niczym pył i chmurki… Do tego zamiast konia ogromna ważka. Mimo całej swej miłości do Pani Zimy, która wciąż nie odpowiadała na jego błagalne wołania, zaloty i jęki rozpaczy, poczuł, że coś w nim drgnęło. Coś poruszyło te sreberka na choince, zaszumiało w cieniu rzucanym na ścianę… zadzwoniło zeschłymi gałązkami drapaka za oknem. Coś się przeraziło, coś postanowiło zabić, coś…

Ale na szczęście ona zaczęła mówić i owo COŚ się uspokoiło.

A Pan Tealight zbladł pod swą szarą, wełnianą skórą.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

„RYCERKĘ” podprowadziłam ze specyficznej rozmowy, w której świadomy udział brało DużeKa w swej męskiej osobie! Spytałam się, czy mogę, ale przy takiej temperaturze rozgaworu nie udało mi się przebić 😉


PS. Jak Święta, to Święta 😉


Wiwat wszelakie rozpieszczanie!!! I dokarmianie Wron zimą!

Strasznie Wam wszystkim dziękuję!!!

Amazonce za dokarmianie mojej całkiem potwornej, nadprogramowo ogromnej, pożartości książkowej!!!

A mojemu Jedynemu Adminowi, za to, że wytrzymuje ze mną już ponad 15 lat… a ja tam łatwa w wytrzymaniu i utrzymaniu, a już w podtrzymywaniu to w ogóle… znaczy się nie jestem!

PS. Recenzja: „W niewoli zmysłów” i „Oddech nocy”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz