„Pozbawiennica, bo wszystkiego pozbawiona i wszystkich pozbawiająca… zwyczajnie, sama nie ma, to wiecie i innym zasępi, wysępi, odbierze, zepsuje, zgubi, pożyczy, nie odda, zeżre czy coś w ten deseń.
Jednym słowem, a raczej dwoma, baba wkurwiająca.
A jeszcze ta figura zagłodzonej modelki, ciuchy jak z wyższych lotów stadionu… a nie, to już przecież bazarków na stadionach nie ma chyba? Czy są? Nigdy nie wiadomo, może wrócą, w końcu ludzie teraz tak zapatrzeni w te dziewięćdziesiąte lata. Ojojoj, bo to niby takie cuda wianki były…
… tia…
Dupa nie wianki!
Dupa nie wije!
Ale ona wiła… dziwnie innych rzeczy pozbawiona, jakoś zawsze najszła takoweś badyle, czasem i trujące, ale co jej tam, nic to, pozbawiona śmierci i życia, uśmiechu i marzeń, wiła one wianki, a kto złapała jakiś, tracił ostatki swoich codziennych chwil. Onych dobrych, odwracających wzrok od złego wszelkiego. Onego muśnięcia, prezenciku, piórka z nieba, kwiatków, kóre w końcu wyrosły, deszczu po suszy słuchania… tych chwil, zatrymywania czasu…
… tego pozbawiała najłatwiej.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Nad morzem każdy nie może.
… czyli… Sierpień w pigułce.
No więc w pigułce to mówiąc, zagłębiając i tak dalej… gorąc. Ludziska na plażach, na szczęście, co dziwne, more na razie niebieskie, chyba nie do końca trujące, chociaż po doniesieniach prasowych wiadomo… rtęć nie rtęć, kurna, pojebało te człowieki by się tak bawić. No jak tak można?
Ale…
Nie widać wykwitów, więc ludzie się smażą.
A jest w czym.
Może i jednym temperatura nie wydaje się jakoś szaloną, ale serio, jak już cyka 40 stopni, to chyba lekki przead, szcególnie w sierpniu, przyznaję, że lipiec okay, można się zwykle spodziewać ciepła nadmiernego, ale sierpień to już lekka przesada. Brak manier i tak dalej. Nawet rdzenni narzekają na za bardo ciepłe noce, że spać nie mogą, a jak ju im imno… Bo widzicie, typowy Tubylec w okolicach stopni 20 C szuka drewienek do kominka. No chłodno im, tacy kurcze potomkowie Wikingów.
Ale, może i Wikingowie byli ciepłolubni?
Nie osądzajmy…
Ale popatrzeć można. Zbadać ono dziwne plemię mieszane, ciągle naruszane, a jednak, miejscami nierozerwalne, szalenie pragnące być w kilku miejscach naraz, a jednak, nigdy nie dopełniające onej marzeniowości.
No wiecie… dziwni ludzie.
Dlatego tak mi to pasuje.
Ciepło jednak nie pasuje mi w ogóle.
Sprawa zazębia się głównie właśnie o one noce, które tutaj zwykle są nastoletnie w temperaturach nawet latem, ale sierpień doprawdy dopalił. Temperatura spada, ale nie na tyle by wywietrzyć domy, do tego wiatr się nagle zrobił skąpy, nie pada, wsystko suche, schnie, albo jeszce gorzej, płonie niczym te ciągniki na polach, czy inne maszynerie… strach pomyśleć jaka to może być tragedia wiązana od jednego pola na drugie, bo przecież w rzekach pustki.
Ino echo…
Nawet wrony się pochowały.
Nie przylatują, gdy je wołam, dopiero wieczorem sprawdzają czy woda wciąż jest, czasem jakaś odważna się spojawi, ale szybko ucieka. Szybko znika gdzieś tam, gdzie widać chłodniej… o jest, i patrzy na mnie z wyrutem przez one okna zamknięte i rolety… nosz kurde, pewno woda wyparowała, poczekajcie…
Jestem.
Wrona napojona.
Z wielkim dostojeństwem bierze łyka, potem ociera dziób o balustradę, by za chwilę powtórzyć całą operację, a potem odchodzi… by wrócić. Nie wiem dlaczego, trzeba by pocytać, bo to dla mnie dość nowe zachowanie wron, takie, jakiego nie obserwowałam, a może zwyczajnie to sprawa zmian w ekosystemie? Drzewa wycięli, więc gniazdo powstało bliżej? Może poję ino tę jedną, dziwną rodzinę?
A i odchodzi… no wiecie… ląduje na jednym końcu i kroczy, a to całkiem kawałek, dumnie kroczy, bo to jej teren i nikogo się nie boi.
Nikogo, ale jakby co, to odleci!
Może i ta susza w końcu odleci lub odkroczy? I to słońce palące i jeszcze… no w ogóle wszystko to?! Bo nie można spać, nie można myśleć, nie daje się… a jak się uda, dom się schłodzi, to nagle i tak zderzasz się z powietrzem, które płuc nie karmi i jest jeszcze gorzej. Nie… trzeba nam deszczu.