” – Nie chciałam księcia, ale jakoś tak nikt się nie spytał czego pragnę, a ja byłam grzeczną dziewczynką. Młodą kobietą nawet. Widzisz, po prostu powiedzieli, że mam zrobić to i tamto i jeszcze być bardziej potulną, i wmówili mi, że w ten sposób się zbuntuję, bo przecież wygram… Jego!!! Tylko, że tak naprawdę nie chciałam wygrać. Tak naprawdę chciałam całkiem czegoś innego, ale on był tym wyborem bezpiecznym. Zgubiony bucik… no dobrze, moje siostry poszalały z tym obcinaniem palców, ale skąd mogłam wiedzieć, jak przewidzieć?
Tosz to taka głupota, że we łbie się nie mieści…
… kompletnie…
– A on? Oh tak. No więc. Moja matka miała rację. Tak wiem, karmiła się moimi włosami, ale ten głupiec był Szalonym Fryzjerem!!! Chciał je wszystkie, nie jak ona, po trochu… no dobra, może to u syndrom sztokholmski, ale przecież opiekowała się mną, na swój sposób, a te pandemie, sam pomyśl… ile to straciliście przez niewychodzenie? No ile? Nic… może warto się przyznać…
– Ale… znaczy chodzi o Babcię, czy Wilka?
Bo jeśli o niego, to moi prawnicy zakazali mi się wypowiadać. Widzisz, to wszystko nie jest proste. Ani trochę nie jest proste, ani odrobinkę, ociupinkę, mikrona, pieruński zaczątek Wszechświatów. Zwyczajnie nie jest. I nie, nie chodziło o skórkę na rękawiczki, chociaż, przydałyby się… a spadek po Babci, no weź, tutaj już pojechałeś, przecież od zawsze o mnie dbała. Nie miałam problemów… raczej rodzice… ciągle pragnący tylko siebie, w siebie tylko zapatrzeni…
Rodzice…
Czy to nie zawsze od nich się zaczyna?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Władca pierścieni” – … pamiętam…
Pamiętam moje pierwsze wydanie i tak, to był Łoziński. Nie wiedziałam wtedy nawet, że jest inne tłumaczenie, więc… potem to było jak czytanie prawie innej opowieści i wiecie co, i jedno i drugie ma swój smaczek, ale wolę jak większość, gdy mi się imion nie tłumaczy. I tak, to była jedna z pierwszych książek obok „Mgieł Avalonu”, którą musiałam mieć. Po prostu…
Trudno było…
Widać, mimo tych wszelakich ekranizacji i sprzedawanych lalek filmy może wciąż są jakoś popularne, ale książka, wciąz kołacze mi się ten nieżart, zasłyszane w tramwaju, iż może ten Tolkien by nie marudził, a napisałby coś więcej… a nie jak Martin. Wiecie… ilu wciąż pamięta, że wsio zaczęło się od niego, od klubu, w którym z Lewisem i innymi prowadzili dysputy. Wszystko…
Ten stworzony język, badania nad kulturami północy…
Wszystko.
Powieść, którą najlepiej opisał Pratchett… że to góra: “J.R.R. Tolkien has become a sort of mountain, appearing in all subsequent fantasy in the way that Mt. Fuji appears so often in Japanese prints. Sometimes it’s big and up close. Sometimes it’s a shape on the horizon. Sometimes it’s not there at all, which means that the artist either has made a deliberate decision against the mountain, which is interesting in itself, or is in fact standing on Mt. Fuji.”
Wiem, że znacie tę trylogię, wielu przyznaje się do tego, że przez nią nie przeszło, ale może zwyczajnie, to nie był TEN czas…
Może warto zajrzeć znowu… dla baśni, opowieści, bitwy, przygody, tworów i stworzeń, magii… miłości, pragnienia, uczuć, o które siebie nie podejrzewaliście… pełni, której nie ma w filmie. Czegoś więcej…
Jest chłodniej, jest wietrzniej…
To lato kompletnie nie przypomina poprzedniego.
Jakoś tak jest odmienne, iż powracają do mnie te pory roku, które pokazały mi Wyspę jako miejsce idealne właśnie dla kogoś takiego jak ja, co to wrzątku nie znosi, co nie chce opalania i ucieka od słoneczności. Co mu upał doskwiera jak już jest powyżej 20 stopni, a 15 to norma pokojowa. No cóż, nic na to nie poradzę i wiem, że jednak to nie tak jak wszyscy…
Wróć, raczej jak ja i może ktoś jeszcze, czyli procent w badaniach niewyczuwalny, ulatniający się znad plnik Bunsena i wszelako niekontrolowany i jeszcze nieopisywalny i w ogóle, no wiecie, wariatka.
Ale…
Oczywiście Turyścizna jest obecna, zjechały się motory i cuchnące stare auta, ale oczywiście wsio jest ekologiczne i tak dalej. Wsio jest kłamstwem, a nie… czymś, na czym nie zarabia biedny zwykły Tubylec, ino ktoś z kontynentu. Zawsze tak jest. Większość firm czy szefów firm nie mieszka tutaj.
Wsio jest kłamstwem…
Czyli jak wszędzie.
Nie no… oczywiście, że są wschody i zachody słońca, ale co za wariat, no chyba że taki nieśpiący jak ja wstaje o 3 rano by oglądać wschód… wciąż mamy tylko jakieś 5 godzin wzgkędnej ciemności, a to naprawdę…
Zbyt niewiele.
Kolejna oznaka minionej pandemii, znowu ludzie wysyłają mi zdjęcia…
Ze swoich urlopów tutaj…
Wiecie, wszelakie relacje instagramowe i tak dalej, co więcej… niektórzy idą dalej i wysyłają mi zdjęcia innych, cobym nie wiem… kurna, no na uj mnie to? Sorry, ale nie spałam, nadmiar ludzi mnie wkurwia, listonosz był okrutny i zblazowanie dziwny, szowinista właściwie typowy… ale jednak… nosz nie róbcie tego!!! Po co mi wasze zdjęcia? Czy ja wam wysyłam zdjęcia Polski?
Robione przez Duńczyków?
Nie wiem, może powinnam?
Do cholery jasnej, dodatkowo jeszcze teraz nie wiem, czy mam się zachowywać jak inni, czy… a wróć, dobrze wiem co mam zrobić, trza będzie z tego zrezygnować. Bo tak szczerze, po co mi to wszystko? Pewno, że muszę wypisać z głowy to, co się tam kłębi, ale poza tym, na kija człowiekowi te Facebooki i inne kije. Nie zarabiam na tym, znajomi najlepsi dawno odeszli, przenieśli się, zrezygnowali, czasem przyjdzie list… szczerze, te zmiany na Facebooku, one ostatni, naprawdę sprawiają, że…
Nie zależy mi?
Wcale mi nie zależy.
Tylko wciąż nie wiem, dlaczego ludzie wysyłają mi te zdjęcia? Czy od razu mam wyrazić opinię swą własną, czy spytać ich jak było? Oni nie spytali, nie przywieźli ogórków małosolnych, czy coś…
Czego chcecie nieznajomi… co to się nawet nie przedstawiliście?