Pan Tealight i Wystrzel…

„Boom… jak rąbnęło za pierwszym razem, to musieli wyciągać Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane z podsufitki w salonie. Znaczy sufitu, ale wiecie, nauczeni doświadczeniem wybili go miękkim, a i tak przebiła go, i to sporo, no przecież nie żałowali waty ni tego czegoś z Wielkiej Pajęczycy z Zachodu… i rąbneła się boleśnie i dźwięcznie w belkę.

Belka przeżyła.

Pajęczyca zapewnie poczuje się urażona, bo przecież mieli nie niszczyć, przecież to właściwie dzieło sztuki, że z dupy, no weźcie, a robicie coś bardziej odkrywczego innymi otworami? Sami się zastanówcie? Kto postawił ładniejszy klocek w tym tygodniu? Może jakiś konkurs fotograficzny…

Aromatyczny?

No ale…

Wiecie, z drugiej strony tak patrząc, to w końcu Wiedźma Wrona należała do tych raczej strachliwych, znaczy bała się wszystkiego i każdego, wszelakiego i nienamacalnego, macalnego i tego co samo macało. Po prostu nie wyróżniała z onej fazy straszenia nikogo, ale też i nikogo nie pomijała, wiecie, żadnego rasizmu, czy coś… pełen dostęp. Każdy zostanie uwzględniony!!!

Nie ma boja!

… więc nie dziwota, że jak tak pierdnicznęło, to ją uniosło ku górze… chociaż, z drugiej strony, czy nie powinno w dół pociągnać…

Swój do swego?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Paddington pozdrawia” – … okay, wiem… to trochę może dla niektórych zabawne, ale mam teorię. I ona teoria głosi, że czasem się bajki rozumie i czerpie z nich jakąś inną odrobinę mądrość właśnie po latach. Po tym czasie, gdy inni ci je czytali. Teraz nagle możemy czytać w swoim tempie, czytać wielokrotnie, no i analizować, albo się bawić…

Bawić się oną delikatnością i naiwnością lekką i oną utopią, trochę…

… uciec od dorosłości.

A może jednak, jednak jakoś tak, po prostu się rozerwać, wiecie… Odstresować, bo przecież tutaj zakończenie musi być… znane. Musi być pozytywne, prawda? No tak, to chyba miejsce, w którym należy powiedzieć, że ten tom, to opowieści niepublikowane w Polsce. Kurcze, to oznacza prawdziwą zabawę, czyż nie? Jeszcze tylko zdobyć wszystkie inne opowieści o misiu z walizeczką i kanapką pod kapeluszem i można przebrnąć przez ten świat, jakoś tak… łatwiej?

Może?

Dla mnie posiadanie Kubusia Puchatka, Muminków i Paddingtona to zwyczajny obowiązek czytacza… dziwne, czy nie?

Ciepło…

No wiecie co, żeby prawie 10 stopni było?

Zgroza!!! Jak ja mam tak żyć? Bez śniegu, bez zimna, bez onej zimowości wszelakiej, padającej bieli z nieba, snestormów i tak dalej… Przecież to nie jest naturalne!!! To mnie przeraża. I to zaczęło się z końcem grudnia, więc tym bardziej dziwnie przytłacza. Ten deszcz jesienny, a jednocześnie dziwna pustka i niebyt, jakby czegoś brakowało, ale co masz zrobić…

Mówią, że za kilka dni zima wróci…

Czy im wierzyć?

Nie wiem, ale styczeń to dla mnie jakiś powrót do znajomej normalności, onych wiecie rytuałów i wszelakiego uporządkowania. Chociaż człowiek wie, że czekają go jakieś rąbania i bicia, to jenak już się przyzwyczaił do tej myśli. Teraz może zwyczajnie powrócić do rutyny, która jest taka dziwnie…

… pocieszająca w onym bezzimowym świecie.

Styczeń… kurde, kiedy to zleciało?

Wiem, że dla wielu ten rok był do dupy, dla niektórych bardziej niż 2020, czyli na przykład dla mnie, więc wiecie, czeka na oną odmianę cudowną, na lepszy czas, chwilę, cuda jakoweś i tak dalej. A co? Nienależą mi się? Oczywista, że mi się należą, no weźcie no, w końcu mogłoby się zacząć układać…

To w końcu kraina LEGO.

LOL

Jak na razie człek po prostu robi to, co musi.

Oddycha i pracuje, pracuje i oddycha, próbuje spać i spełniać marzenia innych.

Naprawdę, dla mnie brak zimy to fizyczny ból i wszelakie dziwne dolegliwości. Nie, nie wirusowe, choć wciąż mamy jako państwo przerąbane, ale bez urazy, od drzewa miałam coś podłapać? Do sarny się nie zbliżałam.

Do bażanta też nie… chociaż tak je lubię.

Oczywiście zając, co to lubi sobie tutaj pomieszkiwać mógłby, ale też nie byliśmy blisko siebie, więc wiecie, asertywna introwertyczność oraz wszelaki zbiór stanów lękowych pomagają… nawet spacer po mieście to w dzisiejszych czasach, znaczy styczniu, raczej taka samotność. Ot spotkasz kogoś wychodzącego ze sklepu, ale wiecie, dystans trza trzymać. Ktoś z psem, ktoś się zagubił, może zaraz wróci do swojego wymiaru… czasem mi się wydaje, iż nie wszyscy są tutaj naprawdę…

I na stałe…

Czasem.

Bo to w końcu takie miejsce, wciąż, gdzie wszystko i nic jest możliwe… może i ostatnio bardziej nic, ale może w końcu coś się uda. Coś po moich myślach popłynie, zadzwoni dzwoneczkami, zatupie obcasikami… i tak dalej…

W końcu…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.