Pan Tealight i Miecio Bóg…

Miecio Bóg miał się super.

Siedział pod Sosną Zabujaną, oczywiście w nim, wiecie, jak się zabuja taka sosna, świerki to już mniej, jednak coś jest w tych długich igłach…

… wieciem na pewno, znacie oną prawdę przedwieczną, azaliż wżdy, każdy rozmiar ma znaczenie.

Ale…

Długie igły, wielkie szyszki, pień prosty z idealnie spękaną korą, w coś na kształt klejnotów, oprawionych w nicość, jakby niczego nie potrzebowały by je trzymało w tym miejscu, jakby czuły potrzebę, bursztynowe od zaklętej w sobie żywicy, ciemne, jaśniejsze, burgundowe, winne, żółtawe miejscami nawet, jaśniejsze, w miejscach, gdzie słońce je zmieniło, czy też doceniło… białe…

Lepkie, jakby nage postanowiły zmienić stan skupienia.

Do tego ta korona, wysoko, taka niedostępna, a jednak dająca cień, a jednak potrzebna, jednak wpływająca na życie maluczkich pod nią, a i tych lotnistych, którzy siadali na jej pochylonych gałązkach, na onych chropowatych kształtnościach, które przydawały jej onych artystycznych rysów, które dodawały, ale też i łatwo łamały się, gdy tylko sztorm nadchodził… zrzucały i igły i szyszki, jakby szkowały się na coś nowego, jakby wiedziały, widziały więcej…

Ale z wysoka przecież patrzyły, więc…

Nie dziwota.

A sam Miecia Bóg, wiecie, ten od stanu posiadania wszelakiego, od chęci miecia i tego i tamtego, choć czy to przydatne nie wie nikt, ale ładne, niech se stoi, przetrze się szmatką kilka razy i już… może kiedyś się wyrzuci, może, no przecież ile można nagromadzić… tego to od Boga Gromadzenia się dowiecie, że wiele można… znali się, oczywiście, że się znali, bliźnięta jednojajowe z jednej matki i zbyt wielu ojców, wiecie, niby tacy sami, ale jednak, nie do końca, bo mięcy pragnieniem miecia, a zbytkiem wielkim, śmieceniem wszelakim, naprawdę…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Hotelarze…

W moim jezyku to ludzie, którzy chcą hoteli i onej sztampowej, typish amerykanish „cywilizacji” wszędzie. Jakby dzikość plaży była zła. Kamienie złe, brak knajp zła, gdzie obejrzeć mecz? Ja się tu sprowadziłem z Kopenhagi, ja tu mieszkam, dlaczego nie mam tego i tamtego…

Bo to nie Kopehaga tumanie!!!

Ale to zawsze my będziemy ci obcy.

Ona roszczeniowość ludzi ostatnio stała się jeszcze bardziej namacalna, wprost bolesna! Nie trzeba szukać daleko, wystarczy wleźć na grupy, na przykład Gudhjem na Facebooku i znajdziecie od razu coś, czego nie było. Czy ktoś mógłby, czy ktoś ma, czy dacie mi, kto wynajmie, bo chcę, bo tak ma być…

Ja, ja, ja…

Rozumiem, że grupa ma może lekko niesprecyzowaną tematyczność i czasem są tam takie kwiatki, że szok, ale serio, pytania, które zadają… czasem ktoś się spyta uczynnie, czy googla może nie mają, bo to naprawdę przydatne i można sobie samemu znaleźć odpowiedź, ale…

Jaki hejt wtedy!!!

Blech… ludzie…

Ale… hotelarze.

No właśnie, jak jedziecie na wakacje, sorry, kompletnie się na tym nie znam, ale… wybieracie hotel i siedzicie tydzień czy dwa nad basenem, czy jednak chcecie coś zobaczyć? Sorry… czasem mi się wydaje, że nigdy nie byłam na wakacjach, znaczy, coby tak nic kompletnie nie robić?

Albo nad basenem ino czytać i te tam drinki z palemką… a właśnie, wiecie, że myślałam, że chodzi o jakieś palmy w tych drinkach. Szczerze jestem niekumata jeśli chodzi o tak zwane czasy współczesne. O one hotele, w życiu bym nie potrafiła… wróć, byliśmy kiedyś w hotelu, malutkim, rodzinnym, więc żadnych basenów, ale… ekhm, było ono sprzątanie, no i… wywiesiliśmy by się bzykali, znaczy uprzejmie się uprasza o niedesperowanie… no co, na Ibizie to było…

I tak baba wlazła.

Otworzyła sobie.

Tak czasem człek wyjeżdża. Może raz na ileś tam lat… ostatnio rzeczywiście udało się częściej, nie raz na 20 lat, ino na kilka, ale jednak… nie do hotelu. Lepszy domek. Namiot nawet. Szczególnie w Skandynawii…

Ale jednak… czy zwiedzacie?

Czy leżycie?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.