„O Najsłodsza Bogini Wyspy, racz wejrzeć na swą akolitkę…
I jeśli można, to jednakowoż przestać ją ciągle śledzić,
jakbyś z ciekawością wybitnie sadystycznego eksperymentatora, zastanawiała się, co też nadzwyczajnego może się stać udziałem jej dnia i nocy…
ZAUFAJ!!! no uwierz w nią, w końcu sama wybrałaś taki materiał… Skazałaś na siebie, na tą tęsknotę i uzależnienie!
Mam już dość tych kotów i psów napadających na mnie
w dziwnych momentach i cokolwiek intymnych…
Dość owych dusz poranionych, domagających się uwagi.
Po dziurki w uszach mam też magicznych stworów zajmujących przestrzenie mej egzystencji – sorry Bulgot! Ciebie wciąż Jeg elsker!
Utopców i zapomnianych wiedźm, nie do końca wygananych mar i ucieleśniających się koszmarów.
Owych demonów, zombie i wszelakich pokręconych, choć wciąż podobno żyjących…
też dość mam… a może nie? właściwie to nie wiem, właściwie to o to spojawiające się wszędzie stworzenia mi chodzi – dziś to był pająk!!! a wiesz, że ja średnio i raczej piskliwie reaguję! ZLITUJ SIĘ!
O Pani Morskiej Bryzy Gudhjem i Totalnej Patelnii Dueodde, właściwie tylko o to jedno chciałam Cię prosić, ja Morrighan, Badb i Macha… Wrona.
Racz uwzględnić, że wysyłanie za mną ptaków, to piękna,
aczkolwiek odrobinę uciążliwa straż…
Choć podobno kupy szczęście mają przynosić?
SKAAL!
AVE!
AMEN!
OMNIA MEA WYSPO!!!”
(„Słuchając Wyspy, nie słuchając ludzi” Chepcher Jones)
PS. A tutaj recenzja „Namiestniczka” tom 2.