Pan Tealight i Historia Złej Czarownicy i Jej Śnieżki Nierządnicy…

„No więc…

Wieczory zaczęły się w końcu, jakby to ująć, zaczęły się znowu, wiecie, z ciemnością i w ogóle, bo przecież ona jasność pieruńska, co to niby jak zwykle panowała nad Wyspą przez kilka letnich i część wiosennych miesięcy, w końcu zaczęła zanikać i w okolicach 20 pojawia się teraz coś takie, coś jakby…

No serio… zmierzch prawdziwy.

Ciemności, szarości, otulający człowieka, cudowny, mięciutki kocyk, co nie ma w sobie poliestrów i nie gryzie…

Naprawdę.

Nawet jak usłyszeli ich trele i wszelakie zbulwersowania, to wiecie, no przecież byli w onym zmierzchu i żadne wampiry nie sparklowały i świat wszelaki piękny był i cudowny i w ogóle, milusi taki…

Wiedźma Wrona Pożarta i Pan Tealight byli na spacerze, gdy je spotkali. Na jednym z tych długich, z których trzeba było ich zawsze ratować. No serio trzeba było, bo wykle szli przed siebie i szli i szli i szli, i jakoś tak, wiecie, zachodzili tak daleko, że im się nie chciało wracać, w ogóle, ale to w ogóle, no i…

Zwykle Chowaniec po nich jechał…

Jakoś tak, pewno tęsknił, czy coś?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Stoi samochód…

Wiecie, przy drodze, tam za tą działką, co to sobie leży przed nami od ponad dwch tygodni stoi samochód, a że akurat w tę stronę mam skierowane biureczko, to mnie on wkurza, bo wiecie… zamiast zwykłego widoku daleko daleko daleko na pola wszelakie, lesistości, rzekę, kolejne pola, fałdowania, aż w końcu ten niebieskawy horyzont kryjący tak naprawdę krańce Wyspy, które może tam są, a może ich nie ma, wiecie… kto to wie, co jest…

Ułudą wszystko…

… więc, jakoś takoś, zwyczajnie czy nie, jednak człeka to durne auto w niezdecydowanym kolorze wkurza. Bo stoi tam i niszczy mi ten ideolo widok. Jak człek nie ma mebli i interior design mu szwankuje, bo ino se powiesił coś na ścianach i tyle, to jakoś takoś, no wiecie, ma choć ten widok, a teraz i jego mu zaburzyli.

Bo tak szczerze, to wiecie, ino to człek ma.

To powietrze, to niebo, choć tak naprawdę nic do niego nie należy.

Na dodatek remonty w dziellnicy biedoty, tak, w tej pleśniowej, w której niestety żyliśmy… idą pełną parą i przeczucie mam, że źle się skończą. Bo szczerze, jeden z domów się obsuwa, a oni im kurna kuchnie wymieniają i to jeszcze za kasę, którą oczywiście dorzucą im, do i tak naprawdę wysokich, wszelakich kosztów comiesięcznych. No i oczywiście zero gadania.

Jak będzie tak ma być…

I wychodzi na to, że co jednak swoje, to swoje, bo i trawy nie muszę ścinać, mlecze i złotniki się plenią pięknie, żywopłot ma mieć nie więcej, ale szczerze, przecież nikt mi z centymetrem tu nie przyjdzie, więc… ech, gdyby człek ino miał trochę więcej kasy na zestaw krzewinek wszelakich i roślinek całorocznych takich…

Bo tyle co sam potworzy, to wiecie, no potworzy… będą, ale czekać trzeba aż wyrosną, a czas… zapierdziela…

Zbyt szybko, a czasem za wolno.

A auto stoi i mnie wkurwia.

A w ogóle ptasia sprawa u nas…

No więc… żeby nie było, uwielbiam ptaki i wszelaki wildelife u nas. Przyłazi toto do mnie do ogrodu i żre co chce. Mogę się złościć, ale wiecie jak to jest. Sarna, czy koziołek spojrzą na was i miękniecie. Wiecie, że to przecież i tak może… nie no, przesadziły z zeżarciem mi kurna tej brzózki, wkurwiły mnie maksymalnie, ale jednak, co do reszty, to niech se siedzą tu jak czują się bezpieczniej…

Niech jedzą jabłka.

Głosy mew zawsze będą dla nas oną niesamowitą, wymarzoną chyba, wakacyjnością dostępną przez cały rok. Zawsze. To jakoś się nie zmienia mimo minionych już nastu lat. Zaskakujące, ale te ptaki poznaje się bardziej, obserwuje się, słucha jak zmieniają się im głosy… jak nerwowe stają się w czasie wysiadywania, jak unikać miejsc pewnych by ich nie wkurwić, jak…

No i wrony.

Biedulki i tak straciły już tyle miejsc do wysiadywania małych, tworzenia gniazd, tylko dlatego, że wiecie, widok, oj liście z drzew spadają… ojojojojjj drzewo mnie bije, zjada, wszelako… dobra, konfabuluję już, ale serio ludzie są popierdoleni ostatnio w wymiarze natury. Niby vegan, ale drzewa sobie mordują, przyrody nie szanują, ekologii nie rozumieją, ale twierdzą, że zbawiają świat. Otóż buba, nie, jesteście produktem kolejnego pomysłu „jak sprzedać maluczkim coś”. Jak my wszyscy, nie martwicie się, nie wy pierwsi… i tak, mogę to mówić, bo nie jem mięsa…. ha ha ha… z innych powodów, ale wiecie, nie czepicie się.

Nie wpierdalajcie tyle awokado, rosną na popiołach pomordowanych pawianów, rdzennych włościach i tak dalej. Naprawdę… wyściubcie nosa dalej… chociaż może zotać ugryziony. I to napradę boleśnie. Oj bardzo boleśnie.

A ptasia sprawa, otóż chodzi o malowniczy kamieniołom przy Vangu.

Pewno wielu was zna chociaż ten metalowy most…

Te skały.

No więc mieszkają tam wszelakie dzikie ptaki i stowarzyszenie ornitologiczne… hmm, no i tu jest problem, bo poprzylepiali różne ostrzeżenia, ale handmadeowe takie, no i nie wiadomo, czy już nawet tam wchodzić nie wolno, zwiedzać muzeum, czy w ogóle nie można, czy tylko autem? Nikt niczego nie wytlumaczył, ornitolodzy od razu przeszli do ataku, a wiecie, że jak od razu kogoś biją i on ie wie za co, to ludzie reagują agresją i niszczeniem…

… więc martwię się.

Znaki powinny być ustalone, państwowe, a nie papierki zalaminowane. Po drugie, po zasie lęgowym nie widzę problemu by spacerować. My też jesteśmy naturą. Nie wspinać się, nie niszczyć gniazd, ale dołem, dlaczego nie?

Nie rozdzielajmy się od natury, jesteśmy jej częścią, ale ludzie muszą zrozumieć dlaczego i jak się zachowywać. A nie od razu dostać 18 tysięcy kary… to się seryjnie dobrze nie skończy. I tak, żadnych imprez… ale przecież imprezy i tak zakazane… wszelkie maseczki w różnych miejscach rozszerzają się w nakazie na cały kraj…

Jak to się skończy?

I czy w ogóle?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.