„Wielka Pani.
Piękna Pani.
Wszelaka, naprawdę… PANI…
Patrząc na nią wiedziałeś, że NIĄ jest. Że przynależą jej wszelakie, należne z tej pozycji, one połyskujące, bogate i drogie, często we krwi skąpane… klejnoty i pokłony, wszelakie trony, szaty i nakrycia głowy, często dość ostro zakończone. Pieśni, hosanny i wielkie poemy, one treści recytowane drżącymi głosami, z przejęciem, one spojrzenia, które rzucają wszyscy, ale spod powiek, spod oczu przymkniętych, bo jakże wprost patrzeć na taki majestat…
… jak…
Nie można.
Pani Skojarzeń.
Mistrzyni wszelkich niedopowiedzeń, uczuć i poczuć. Większych i mniejszych. Po prostu i myśli i słów, dźwięków i onych uczuć, które zawsze przywodziły na myśl coś więcej. Coś innego, odmiennego nawet drastycznie może…
Ale tak naprawdę, ona nie była li wyłącznie boginią onego czucia… wszelakiego pomyślenia, ale też, jako ona, jako osoba, postać, a może tylko ucieleśnienie idei wyglądała tak, że…
Kojarzyła się…
Z kimś, czymś… o czymś…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Ystad…
Ale najpierw przerwa na reklamę. Przyznaję, mam tego dość, ale tu możecie sobie obejrzeć słynną syrenkę, która znowu wplątała się w politykę. A ponieważ jak już pisałam, morderstwo u nas było, znaczy miało miejsce, to wiecie… mamy przerąbane. Seryjnie. A podobno szczerze oni zwyczajnie jakoś tak… no właśnie, jakoś tak, to nikt nie wie, bo wsio utajnione, ale to nie znaczy, że modna obenie ideologia sobie daje upustu na bogu ducha winnych, czy innych bogów winnych duchów…
No wiecie, wciąż wpierdol w internetach.
Wpadł mi w oko, bo teraz Twitter uruchamia się jak sherujecie rzeczy ze strony, wpis starszego pana, który chciał wyjaśnić, ale po pierwszym zdaniu zrozumiał, że nie ma sensu… i zakończył hasztagiem NEVERMIND.
I chyba rzeczywiście…
Przecież nic nie wiecie.
Czy znaiśmy ofiarę? Nie… Chowaniec za to pracuje z tym, co go znał i tyle… czy była jakaś swastyka? U mnie w domu na pewno, sorry, ale ona symbolika jest mi nader bliska, a że Hitler ją zbeszcześcił, to już innych problem. Jak chcecie się czepiać, to koło, to też swastyka, no i co teraz?
Buuuu!
Ale miało buć o czymś innym, a jakoś takoś, nie dość, że generalne sprzątanie chaty, bo to wiecie, będzie rok już niedługo jak jest nasza, kochana, cudowna… może i mrówki przylazły, ale kto się z nimi nie użera? Szczerze!? Znacie jakiś sposób na nie, taki, coby na amen, ale nie podpalić chaty przy tym?
Cały rok… przez ten wirus człek nie wie nawet kiedy to minęło. Opóźniony dziwnie w czynnościach, wsystko jakieś takie teraz, na prędce, oby się udało, żeby tylko, coś, cokolwiek rozświetliło, rozweseliło codzienność…
Cokolwiek!
Cudów trzeba!!!
Ale Ystad…
Płyniem se, bo przecież wiecie, po pierwsze już u nas niby ino zachowywanie odstępu, w Szwecji wolność i odstęp, a poza tym i tak Turyścizny moc i choć Szwecja wciąż jakoś taka dziwna, niebezpieczna, wiecie, ten dreszczyk emocji…
Ale, po raz pierwszy odwołali nam rejs.
Po raz pierwszy doświadczamy, jak to jest, jak morze nagle zmienia zdanie, a ty masz bilet na Express 1, który seryjnie nie toleruje fal. Ale to w ogóle w ogóle. Komplementnie!!! No więc nie ma bicza, człek musi się poddać nakazom i przebookować bilet. Na szczęście się udaje. Na szczęście kurcze, jakoś takoś jeszcze rzucili tanie bilety, bo normalnie zwyczajowego człowieka nie stać wciąż, nie oszukujmy się, traktowanie Wyspy po macoszemu nadal ma się dobrze.
Świetnie w ogóle. po prostu kwitnąco.
I tyle…
Państwo rzuciło tańsze bilety, ci co kupili wcześniej się wkurwiają i nie wiadomo czy dostaną refund czy nie. Dodatkowo ten pomysł z darmowym pływaniem na małe wyspy jakoś takoś… no jak zwykle niepoukładany. Wychodzi na to, że musicie po prostu najpierw kupić one bilety, a to spory wydatek, a potem czekać na refund.
Ale co, jeśli on nie przyjdzie?
Na czas?
Lub w ogóle?
Mniejsza. Na promie zniknęły te karteczki, one dwumetrowe odstępy… po prostu jakaś niby większa swoboda. Wciąż wszędzie alkohole, więc wiecie, golnąć sobie można. Albo zlizać z ręki. Seryjnie… jak ktoś potrzebuje, to dożylnie nawet? LOL Sorry, odbija mi już od tej całej… niepewności.
Bo właściwie jak to jest?
Jak działa?
Czy wciąż źle, czy tylko odpust, bo ekonomia? I czemu biją Szwedów? I nigdzie ich nie chcą, no wiecie… nikt nic nie wie. Rzeczywiście, płynąć możesz, ale jednak na swoją tak naprawdę odpowiedzialność. A wracać… mimo wcześniejszego rejsu i tak nagle w wątły katamaran uderza fala… opóźnienie będzie godzinne, ale kapitan po prostu geniusz fal… wyczuwa je, stara się między nimi płynąć… i mimo pierwszych zbyt wielu bujnięć, to w końcu mu się udaje, no i wracamy do domu by potem przez prawie pół godziny wtłaczać się w port…
Ech… te holowniki…
Te wiatry!!!