Pan Tealight i Świat Sprzed Świata…

„Był tam.

Nie wołał o przypominanie, nie wołał o wspominanie, legendy i wszelakie pieśni. Nie. On chował swych bohaterów.

Krył się.

Nie chciał by o nim pamiętali, nie żeby nabroił, nie, nic z tego. Naprawdę. Może niewielu w to wierzy, ale taka jest prawda. Był grzeczny… może dlatego, że był taki i spoglądał spoza Welonu Zapomnienia Oraz Wszelakiej Niedopuszczalności, na obecne, sławetne TERAZ, jakoś tak, no jakoś tak, wcale nie chciał mieć z CODZIENNOŚCIĄ doświadczenia i doczynienia.

Żadnego.

Ale jednak Pan Tealight dobrze go pamiętał, więc wiecie, Główny Awatar Świata przybywał do niego na herbatki, ciasteczka i naleweczki. Bo w końcu czemu nie. I wiecie, jakoś trudno nazwać Pradawnego i jego malutki świat w obecnym świecie, czymś naprawdę pasującym do otoczenia…

Oj tak, Pan Tealight też miał problemy z przystosowaniem się…

Ostatnio nawet większe, podobnie Wiedźma Wrona Pożarta siedząca pod stołem, bo jakoś wiatr ją bał… no bał ją, nie tyle, że przerażał, ale właśnie ją bał… wiecie, z kobietami tak to jest już, a jeszcze z wiedźmami… one to już w ogóle potrafią popierniczyć dramatykę z gramatyką!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Istnieje las między Hasle i Rønne…

Las przyciskający swoją twarz do morza.

Jeśli jedziecie z Hasle do stolicy, będziecie go mieli po prawej stronie. Po lewej rozproszyć was może wiele. Droga do kościoła w Nyker, domki wyglądające jak dworki, no i oczywiście zielenie, pola, wiatraki… wiecie, wiele spraw się może wydarzyć. Bardzo wiele. Są przystanki autobusowe, obecnie wcale nie tak pełne, jak to zwykle bywa, ale też nie puste… zielone pola, ale też i pola, które już zdają się trzymać zboża gotowe do zebrania, naprawdę, żółciutkie…

Istnieje taki las.

I przez niego spokojnie dotrzecie do najfajniejszej moim zdaniem jeżeli chodzi o pływanie plaży… długiej, ciągnącej się przez kilka kilometrów… białej, piaszczystej, pachnącej sosnami, w większości mało używanej, miejscami…

Wprost pustej.

Las…

Zawsze człek łapał jakiś taki zen w nim, zawsze był to wstęp do kąpieli czy zabaw z falami, zawsze jakoś tak, naprawdę, trzeba było się nawdychać na zapas. Rozgrzanej ściółki, nasłuchać trzaskających szyszek, po prostu wiecie, skumuować to w sobie.

Jakoś…

Był sobie las i tak naprawdę… wciąż jest, ale już inny, dziwny, jakiś taki przerażający, choć to przecież nie jego wina. Nie wina lasu, że w całkowicie zabawowym miejscu, małpim gaju dla dzieciaków większych i mniejszych. Całkowicie drewnianym. Miejscu ukrytym, o którym tak niewielu wiedziało, a jednak…

Oni wiedzieli…

I właśnie tam go zabili.

Ale nim zabili, podpalali, okaleczali na wszelkie sposoby, które oczywiście nie zostały ujawnione w gazecie… BLM od razu się odezwało, gdy dowiedzieli się, że jednak zmarłych jakieś korzenie miał… ale jakie, co, czy to było przyczyną…

Nie wiem, nie chcę wiedzieć.

Wiem, że umierając miał nad sobą one drzewa, ten las, szum morza może w oddali, niebo nad sobą… może usiacne gwiazdami… i nagle, to wcale nie ma znaczenia.

Wcale.

Nie wiem kiedy ostatnio popełniono morderstwo na Wyspie.

Nie pamiętam, a niegdyś śledziłam te sprawy. Wiem, że jest już pisarka, co to chce z siebie zrobić nową Lackberg… wiem, że informacja o zbrodni pojawiła się w gaziecie, a obok niej ona, dumna z opisywania zbrodni i dzielni strażacy zajmujący się jakimś niedogaszonym ogniskiem… bo przecież, who cares o to wszystko…

W ludziach jest tak wiele nienawiści, że boję się…

Nie, nie wychodzę już sama.

Tyle lat, takie zmiany.

Czy gdzieś indziej jest bezpieczniej? Nie, ludzie wszędzie są tacy, sami, więc nie, nic z tego!!! Zło, pandemia, bezrobocie, wszystko to sprawia, że reakcje są co najmniej agresywne, czasem mocniejsze… więc lepiej ich unikać. Wszystkich może? Ale czy się uda? Uciec od ludzi… może tylko w szaleństwo, a to jest we mnie dostępne…

Jest.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.