„Jaka to kurna była presja!!!
No serio!!!
Rodzisz się powoli, niby odłamek ino z czegoś większego, ale jednak… potem lata, wieki szlifowania o wszelakie dna i wydobywania z siebie onych zielonkawości i lekkich tknień czerwieni i jeszcze kryształowych spęknięć. Po prostu perfekcyjność, pasująca do dna dłoni. Gładkość idealna…
Tak…
Pracował nad tym…
I oczywiście nad sobą. Nad swą siłą i wszelaką umiejętnością szczęściodawania… no wiecie, w końcu był zielony. Taki już się narodził, taki się odłamał, miliony lat w środku skrywał, klasery na znaczki, pamiętniki, zapisy takie i owakie, oraz albumy pełne zdjęć… by tylko wiedzieć, co to szczęście.
Ale jednak…
Ale jednak, wciąż był w tym wszystkim zielony. Leżąc na plaży pełnej innych większych i mniejszych kawałków wszelakich skał, przybyłych z falami, wydobytych z dna, narzuconymi przez prące ziemie i wiatry, wstrząsy i potrząśnięcia, a może i Kamienne Wróżki… bo były takie, nader muskularne dziewoje. Seryjnie. Ich siłownie to były dzieła sztuki kamieniarskiej! Ale zwykły człek nie mógł ich oglądać. Zresztą, lepiej żeby nawet nie wiedział i o nich… to trochę za wiele…
… dla ludzkości, wiecie…
Ale, gdy Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane go podniosła, to wiedział, że tym razem będzie łatwiej. Bo ktoś, kto właściwie nigdy nie był szczęśliwy, może łatwo zostać uszczęśliwiony…
Chyba?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Żarcie.
Lody i kebaby!!!
To jedna z tych rzeczy, na których się nie znam. Znaczy, no wiecie, byłam gdzieś w knajpie, której już nie ma, wiele lat temu na obiedzie. Potem odkryłam, że podany mi sos był tym samym, który można było nabyć w pobliskim sklepie i trochę mną trząsnęło. Raczej, szczerze mówiąc, zwyczajnie człowieka nie stać. Restauracja to coś drogiego, albo nie wartego swej ceny i tyle. Ale też, wiecie, zwiedziłam ino dwa czy trzy przybytki na Wyspie, więc nie oceniajmy tak całego miejsca.
Może i są fajne knajpy…
Z knajp wiem ino tyle, rodzą się i umierają szybko. Zwykle tak, wiecie, sezonowo. Najpierw, jak ze wszystkim, wielkie ogłoszenia, chwalenie w gazetach, wszelakie pienia nim ktokolwiek cokolwiek zeżarł, a potem…
Koniec.
Zmienność jest wyspową sprawą.
A raczej słomiany zapał, czy jakoś tak. Wiecie, ile można znieść knajp na metr kwadratowy! Otwierają kolejną w Gudhjem w miejscu, gdzie był historyczny już sklep elektryczny. Na pamiątkę nabyliśmy lampkę, artystyczną całkowicie… czarny klocek drewniany i wielka żarówka do niego.
I tyle… piękne to jest, pasuje, ale wiecie…
Smutno po sklepie będzie.
Ech…
Dodatkowo w wiatraku, który mam nadzieję wyremontują przy okazji, a który chwalebnie też został takoś jakoś sprzedany nie do końca, też ma być knajpa. Jak byliście w Gudhjem, to wiecie, że są zaraz obok siebie. Poza tym, na przeciwko jest knajpa, co to niegdyś była piracka, ale ludzie się oburzyli, że Jolly Roger tam wisi i… właściciel się zmienił i tyle… potem zaraz w dół naleśnikarnia, knajpa tajska, czy coś w ten deseń, oczywiście sławetna na rogu numerowa i jeszcze…
… i jeszcze w porcie i…
No dobra, nie znam się.
Co do ryb, to jest rybak, który przypływa do portu, ale wiecie, przypływa w czasie, gdy zwykły, eeee… człowiek, jest w robocie i tyle. Możesz się obyć świeżą rybką. A rybka polecam, bo wiecie, to rybka taka dla leniwych. Już sfiletowana i jeszcze na tacce, coby ludzie się czuli jak w sklepie… a grill w porcie też jest, więc jak ktoś chce na grilla, to może, a jak kogoś suszi, to wiecie… suszi, nie?
LOL
Tak, sławetnie na sushi też się nie znam.
Poza tym, że są robaki…
Ale… nie o tym miało być. Miało być o odkryciu sezonu, właściwie czymś co odkrył Chowaniec, no wiecie, mięso… otóż, ma on nie tylko dostęp, ale wgląd do wszelkich kucharzy na Wyspie. Źle to brzmi, że ma wgląd, ale do pracy zamawiają żarcie. No i od jednego nie było to nic fajnego, ale od innego… hmmm… No i akurat, jak stwierdziliśmy, że raz w roku można na drogie lody – prawie 30 DKK za gałkę, ale wiecie, 3 już się lepiej opłaca – czyli Kalas Bornholm… no więc były zajebiste. Tak wiem, temat zmieniam. Ale seryjnie, rabarbar smakował jak rabarbar, podobnie truskawki, no i granat, zwyczajnie bajka!!!
Ale ta firma chyba ani razu mnie nie zawiodła.
No i te widoki jakie mają, w ogóle, to Sandvig w końcu…
Mniejsza…
… chodziło o to, że na przeciwko tym razem zaparkował Bornholm Pa Hjul, którego spotkać możecie w różnych miejscach Wyspy a i w Ystad. I wiecie co… hamburger piękny. Ideolo, wsio na miejscu, łącznie z robieniem kotlet, koleś po prostu widać od razu, że to szef kuchni, co nie chce pracować w wielkiej restauracji, ale sam dla siebie, wiecie, bez presji… i był mega. Tak twierdzi Chowaniec. Co do hot doga… ech, no dobra, mam problem z mięsem. Nie lubię, nie smakuje mi, no i jeszcze mi po nim dziwnie flaki działają, ale…
Coś mnie tknęło.
Widzieliście kiedyś perfekcyjny obraz?
Taki, w którym wszystkie kolory działały, gdzie naprawdę wsio śpiewało i pasowało, nawet posypane parnmezanem i nie w bule, ale we wrapie grubszym, pełnoziarnistym, co nie dał wypłynąć sokom, ale też nie namiękł strasznie i jeszcze kiełbaska… nie papier, ale mięso z przyprawami!
Prawdziwymi i warzywa i sos… ale nic ciężkiego, żadne majonezy, nie, żaden chamski keczup, nie… po prostu… dobra, no i cena, za wielki obiad, bo wrap rozmiaru talerza, więc się zwykły człek najje oną piękną, artystyczną kreacją, kiełbaskę itp… a wiem ile kosztują te kiełbaski, płacicie ino 50 DKK.
A, zapomniałam, że tam bekon jeszcze był.
Kurde…
Nie, oddałam Chowańcowi…
Polecam strasznie!!!