Pan Tealight i Pokój do Niespodzianek…

„Pojawił się…

… nie, nie wiedzieli kiedy, mogli tylko przypomnieć sobie kiedy każdy z nich go dojrzał, zrozumiał, iż istnieje, a potem… zapomniał. Bo w końcu o to chodziło, by jakaś część ciebie wiedziała o tym, iż on istnieje, ale żeby nie było to takie… oczywiste, a już na pewno nie oczojebne. Oj nie!

Pokój do Niespodzianek.

Do końca nie było wiadome kiedy i dlaczego się pojawiały. Czy z powodu uczuć mieszkańców, czy z powodu samego domu, a może zawsz ebyły obk, jednakowoż nikt ich nie zauważał, zapomninał zbyt dobrze, zbyt mocno, zbyt prawie na zawsze… może to to, a może jednak…

Było w tym coś więcej?

Coś większego?

Smok siedzący na kupie złota, nie żeby mu było wygodnie, to gówno uwierało… wiecie, nie była to złota równa kupka, ale masa monet i tych upierdliwych ozdóbek, a już korony z tymi spiczastymi pierdołmami na czubkach… strasznie wkurzajaca sprawa. Naprawdę. No sami kiedyś spróbujcie, jak nie wierzycie.

Zapomniana rzecz, której odnalezienie wcale nie przynosiło radości, bo już jakoś tak opłakałeś, jakoś tak odpuściłeś, minęły eony, a ona się pojawia, a ty masz już nowe ulubione, bo chciałeś wypełnić pustkę…

I zonk.

Albo ludzie…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ludzie, ludzie, ludzie wszędzie!!!

KOSZMAR!!!

Po tych kilku miesiącach pustki i ciszy pojawiły się tłumy. Nie no, pewno że wiem, iż to nie jest jeszcze to, do czego ludzie są zdolni, ale jednak, po tej ciszy cudownej, po tej całej może i stresującej, ale jednak i cudownej samotności… wiecie, wszystko ma wracać do tak zwanej normalności. Ekhm, choć nie wiem, czy to możliwe, bo po drodze widzieliśmy jak nas para wymijała takim łukiem, że omal nie przekroczyli wodnej granicy z Polską… sorry, ale chyba mnie to już tylko śmieszy…

Wiecie, kolejny objaw depresji, ale…

Who cares.

Są auta, są ludzie, pojawią się problemy, bo przecież i tak w niektórych miejscach puste półki były normą, więc… ale za to ludzie są i wojenne, niemieckie statki i te tam, no, odrzutowce nisko latające, więc już nie wiem. Najazd, czy jednak wirus, czy może dzieje się coś całkiem innego?

Może… kto to wie?

Ja już niczego nie wiem.

Powietrze dziwne takie, raz gorąco, raz zimno, wszelako duszno, dzika mgła wisi w powietrzu niczym gaz bojowy całkiem naturalnje produkcji.

Nie daje się oddychać.

A jeszcze te aromaty z pól… podobno są już świeże ziemniaczki, młode, wiecie, ale jednak są ino dla tych co to mają te puginały pełne kasy i złote kutasiki i takie tam, no wiecie, zasoby wszelakie na wymianę…

Ja poczekam.

Się doczekam, albo li i azaliż nie.

Bo u nas z warzywami, to wiecie, łatwiej z Chin niż z Wyspy lub Polski na przykład.

Ale…

Ostatnimi czasy bardziej czuję się jak kosmita z jakiejś Matplanety, niz człowiek, jakich dookoła pełno. Nie dość, że nie myślę jak ogół, nie zachowuję się jak ogół, ni też nie oglądam tego, co dają, jak ogół, to na dodatek…

Kompletnie nie rozumiem ich problemów, które nagle się pojawiły, gdy zamknięto to i tamto. I jeszcze hipermarket… wiecie, głównie chodzi o kosmetyczki i fryzjerów, oraz wszelkiej maści tego typu dopusty nieboskie. Jakby nagle nie dawało się żyć bez paznokci plastikowych, kłaków doczepionych i tym podobnych? Serio, każdy leci tam co najmniej raz w miesiącu? Pozwalacie się dotykać obcym ludziom?

I wcierać w siebie rzeczy niewiadomego pochodzenia?

No bez urazy, ale kto z was czyta ulotki?

Czy jestem przeciw?

Ależ nie, zwyczajnie jest to coś, co robią kosmici, a ja tego nie rozumiem. Może gdybym z psiapsiółkami obrabiała dupę mężowi co piątek przy jakichś napitkach i nie wkurwiałaby mnie słowa takie jak „kawusia” i inne zmiękczenia, to zajarzyłabym tych kosmitów lepiej, ale tak… nie wiem… naprawdę.

Kiedyś ktoś robił trwałą i wyglądał jak baran, a o moich doświadczeniach z fryzjerem – 2 razy w życiu, to już pisałam. Chyba? Kosmetyczka to mi uszy ino przekłuwała. Na pistoleta strasznego. I tak, jest różnica igła – pistolet. Ale, jak jako dzieciak rozdarli ci ucho zbut cienką igłą a potem wepchnęli w oną dziuręczynę szeroki nader kolczyk, to sorry, ale wolicie sobie strzelić w małżowinkę.

Naprawdę.

Czy botoks chcę?

Oj pewno, mogliby mi naciągnąć i to i tamto… ale wiecie, problem z głowy jak człeka nie stać. I zawsze, jak kogoś to zawstdza, możecie podciągnąć pod religię czy minimalizm. LOL Mi nie przeszkadza mówienie, żem biedna… nie rani mnie to. Chyba? A może tylko się kosmiczznie oszukuję?

Przesiąkła już tymi kawusiami i chcę szanelki?

Hmmm?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.