Pan Tealight i Koniec Pieśni…

„Zwyczajny.

Koniec Pieśni.

Nawet z przytupem. Nawet z wydźwiękiem, onym brzęczeniem, które pozostaje w uszach na zawsze. I z tą nutą ostatnią, zawieszoną w powietrzu, która chciałaby zwiastować jakąś kontynuację, jakieś brzmienie chętne trwać i przekształcać się w kolejne brmienia i jeszcze… ale nie, nic z tego nie będzie.

Bo to już jest koniec.

Jej koniec.

Koniec Pieśni. Oto i on. Mały, niski, z zadartym nosem, niebieskimi, niewinnymi oczmi, piegami na skórze lekko zaróżowionej i grzywką nierówno przyciętą, niczym nożem, czy sekatorem nawet, cholernie tępym oczywiście, rwaną, wiecie… ktoś się nie przyłożył, albo znowu jakaś dziwna, pokręcona moda, której Pan Tealight nie zdążył jeszcze nadgonić. Bo wiecie, jak najbardziej starał się na nim być, znaczy z nim, choć Pan On Czas sam się przyznawał, że nie nadążał za biegiem swym, to Pan Tealight chciał być dobrym przyjacielem…

Nawet K-Popu słuchał.

A przynajemniej próbwał.

Mocno.

Niestety… ku uprzykrzeniu, zwęgleniu i wszelakiej niezgodności Wiedźm z Pieca oraz brechtowi wszelakiemu Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane… nabijała się z niego strasznie. I wcale nie chodziło o makijaż i te ciuchy dziwnego chłopca… no więc, gdy Koniec Pieśni przybył i zobaczył Pana Tealighta, to jakoś nie zakrzyknął Zioooomhej! Ino od razu dał nogę.

Aż trampka zgubił.

Z czaszkami…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Pizga.

No serio, wianiem tego już nie można nazwać.

Zaczęło się z końcem października. Jakoś tak z ostatnimi dniami i wiecie, no nic w tym dziwnego, taka pora roku, wyspa i tak dalej, ale jednak… po tygodniu było to, ech, no zaraz przejdzie może, a potem…

Potem już się człek przyzwyczaił chyba, że wieje zawsze.

Tak naprawdę niewiejących dni od tego czasu mieliśmy chyba tylko kilka. Naprawdę niewiejących, bo wydaje się, że wieje cały czas. Ale… nie chodzi tylko o samo wainie, lecz o siłę wiatru. Dobijając do ponad 35 metrów na sekundę, gdy niegdyś 30 to już było nie wiadomo jak wiele i utrzymując się tak w powiewach przez tydzień, czy nawet dłużej… to naprawdę zaczyna być niepokojące. Nie tylko dlatego, że właśnie kupiliśmy dom i jego płot poleciał w kilka miesięcy po wprowadzce.

Serio.

I tak go tam nie chciałam, trzeba będzie żywopłota dosadzić i tyle. Skąd na to kasa… w ogóle, gdzie się skurczybyka kupuje? Wie ktoś? Pewno w ogrodniczym, ale u nas gdzie, no jak serio no…

Z wiatrem jest tak, że naprawdę wykańcza cżłowieka jeśli wieje z nie tej strony co trzeba, albo przekracza 30 metrów. Coś się psuje, coś sprawia, że stan wewnętrzny się sypie i… nie, nie można się do tego przyzwyczaić. Nie da się. Naprawdę. Tak, gdy wiatru nie ma jest za cicho, ale wiatr o takiej sile naprawdę człowieka niszczy od środka. Miażdży, telepoce, rozkręca…

Wieje…

Najgorsze?

Ten dźwięk jakoś mnie nie rusza. Po prostu. Może wyć sobie, może jakoś tak jęczeć i śpiewać, ale jak wali takimi wietrznymi pięściami, to już po prostu dawajcie leki!!! Serio. I to w sporej ilości. W jakiś pokrętny sposób wiatr dmuchający z prawej strony powoduje skręt mózgowych komórek lękowych… ale z lewej, to już nie. Jak to działa? Jakie energie miotają tym miejscem.

Tak wiem, że u nas przecina się cała masa onych magicznych kresek, ale jednak, no weźcie no… i co z wiatrami?

Pójdą sobie w końcu?

Pójdą?

Oczywiście, że tego już nikt nie wie. Powinno się było zatrzymać jakoś w grudniu i teraz zacząć od nowa, ale… przerwy nie było, żółciutkie żonkile wyłażą z ziemi, krokusy pogłupiały, a ranniki przekwitają.

Wiosna jak nie wiem co…

W mordę!

Czuję zię zimowo niedopieszczona. A to oznacza, że rok będzie naprawdę ciężki. Sorry, jestem człwoeikiem ssezonów, potrzebuję choć jednego śnieżnego dnia! Nic na to nie poradzę. A ciepłe wiatry mnie dołują…

Czuję się oszukana przez naukowców obiecujących w „Pojutrze” wiekuistę zimę. I tak, wiem, że to zwykły film. Nie dokument. Ale w tamtych czasach lodowce miały się roztopić i zrobić nam zimę, poczytajcie sobie.

Albo znajdźcie mema z dwoma okładkami NG.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.