Pan Tealight i Rączka…

„Mała rączka.

A to przecież kurde jeszcze nie wiosna, no!!!

A ona jak jakiś krokus, nawet z listeczkami po bokach, wychynęła z zielonej trawy. Bo wiecie, na Wyspie to trawa zawsze zielona. Jakoś tak. Jakby zapominała o tym, że należy zżółknąć, że należy zniknąć, że jakoś tak, no powinno się poddać działaniu czasu i się przemienić. A one nie… nic z tego, wprost przeciwnie, zbratały się z mchami i na dodatek jeszcze stokrotkami, tak samo wytrzymałymi.

Szalonymi.

Jakby pory roku naprawdę ich nie śmiały nawet tknąć. Może i czasem prosiły o pozwolenie, by dorzucić kwiatów, by lekko rozjaśnić lub przyciemnić oną zieleń, ale jednak… ta roślinka.

Ta Rączka.

Serio, z pięcioma palcami, jakby nagle ktoś zamierzał sobie, wiecie, na zapas jakąś wyhodować? Albo co gorsza, jakby ktoś inny zamierzał zwyczajnie w końcu się narodzić i tak tylko paluszakmi sprawdzał, czy już czas…

Czy już kwitnąć może?

A może i jednak już wypuścić i palce u stóp?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

I teraz, teraz nastaje ten dziwny czas. Wiecie, styczeń. Niby nie wiadomo co ze sobą zrobić, niby wiadomo, a jednak… przecież spora większość osób pracuje sezonowo, więc teraz zabierają się za remonty, za wszelakie podróżowania, za jakieś tam sztuki wszelakie i tym podobne.

A tak, wielu Bornholmczyków wyjeżdża nie tylko w okresie między Julem a powrotem do pracy, ale też i w styczniu. Szczególnie oblegają oczywiście Azję, Tunezje wszelakie, inni może szarpną się na jakieś tam Hawaje nawet, albo i coś bardziej dalekiego. Może i nawet Nowa Zelandia? Może i…

Że ja?

No weźcie, najdalej to do Hammershusa. LOL

Człek przeniósł się na Wyspę, więc ma przecież wszystko. Może i pogoda szaleje i stawia na głowie jego mentalny stan, ale jednak… są drzewa, jest morze, są plaże i skały, są czasem i one cudowne pustki nawet… więc nie ma marudzenia. Spacery, coś cudownego. One liście zeszłoroczne i tegoroczne. Lekko w końcu się ziemia przesuszyła, ciepło wciąż, może is łońce wciąż marudne, jakieś takie niedostępne, no ale… damu radę. W szarościach też można spacerować przecież.

Ze zdjęciami gorzej.

Ech!!!

Gdy człek woli zdjęcia robione przy świetle naturalnym, to sorry, ale niestety będzie cierpiał. Ale z drugiej strony ma i pisanie i malowanie. Malowanie, które trochę ostatnio odeszło na bok, choć plany na kolejne obrazy mam, jak najbardziej, ale jednak… ale jednak mimo iż korci, mimo iż ciągnie do pędzli…

To jednak…

To jednak kurcze no.

Przecież tak wielu przeszło od kanw do fotografii.

Ale co ze mną?

Moje szalone jestestwo nabyło w ostatni dzień 2019 ostatnie choineczki. Wiecie, te ubrane w trzy bombeczki, które pewnie wywaliliby na jakiś śmietnik i tyle. A przy, na szczęście, jakiejś obniżce, udało się. A ogród jest. Marzenie o Stumilowym Lesie wciaż jednak we mnie się burzy, więc…

Wiecie, człek musi mieć marzenia.

Bez nich serio nie da się istnieć. Gdy nagle coś się kończy, jak liceum, czy studia, to wiecie, człek staje przed oną ścianą zakończonego marzenia i nagle nie wie co zrobić. Ale teraz, w końcu ma dom. Może i golutki, może i potrzebuje czyszczenia, zrobienia porządku z ogródkami, wysadzenia krzewami, krzaczkami i drzewkami… czyli jednak nie tylko nakładu czasu, ale i niestety kasy…

… więc… będzie ciekawie.

Oj będzie.

A pustka… wiecie co, może jej nie zapełnimy. Nawet jak będzie możliwość, to jednak nie, nie chcę szafeczek i innych pierdół. Serio. Bo i po co? Na co to komu i kurz zbiera i czyścić trzeba i w ogóle…

A może człek się praktyczny bardziej robi?

Kto go tam wie?

Kto?

Przecież każdy się zmienia i nie zależy to od nowego roku, oj nie. Zmienia się po prostu. Pod wpływem innych ludzi, pod wpływem dziwnych filmów, może i książek przeczytanych, może i nawet jakichś mądrych teorii i badań… tak serio, to, że jest 2020 nie zmienia nic. Poza numerologią. Hmmm…

W tej dziedzinie, to na pewno mają przerąbane.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.