„Przyszło.
Na błękitnym papierze ze srebrzonymi, tłoczonymi literami, i oczywiście jeszcze z cekinkami i kryształkami w newralgicznych miejscach, które od razu przylepiały ci się w dziwnych miejscach, bo miejsca wiecie, wiedziały o sobie…
Zbyt wiele.
I lubiły to uczucie przyklejania.
I oną dziwną miękkość i twardość i jeszcze może te wszelakie tajemnice, które kartka papieru w sobie zawierała. Bo gdzie, bo do kogo, a jeśli już wiedzą gdzie i dlaczego i wszelako po co, na co, to czy jednak pójdą, a może nie? Czy nie muszą iść, czy może, coś więcej, albo…
No wiecie, co założą?
A może…
A może to zaproszenie, to tak naprawdę zmyłka, wpadka już na starcie? Może w rzeczywistości lepiej by było, gdyby ona koperta biała, wciąż zaprasowana na równe kanty, dziwnie nienaruszona przez pocztę, która tak lubiła narudzać oną dziewiczość i tajemnicość wszelkich listów, kopert i przesyłek…
Co będzie?
Czy glitter to wie?
Bo przecież piękne słowa i cudowna oprawa graficzna wcale nie muszą świadczyć o… o czymś pozytywnym. Przecież na przykład złoczyńca woli machać kiełbaską a nie widłami. Znaczy mogą być i kiełbaski na widłach i do ogniska, będzie grill, ale jednak… no wiecie, one zaproszenia, piękne słowa…
Nie, co jak co, ale to zawsze było podejrzane!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Gdyby tak wigilijnym wieczorem ktoś się przeszedł po Wyspie… to co by zobaczył? No tak serio? Ciszę chodzącą po ulicach i ścieżynkach, zwierzątka pląsające sobie wolno, wszelakie ciemne okna i takie, które jednak się świecą. Za jednym siedzi koleś i tłucze w klawiaturę i pewnikiem nie jest jedyny, bo przecież, tak serio, co w tym złego? No serio? Jak sama pamiętam, to nienawidziłam siedzenia przy stole, dziwnych dorosłych, którzy jakoś tak nie do końca „radośnie” wyglądali…
No tak, nie lubię wspólnych posiłków.
Co ja gadam, nienawidzę ich!!!
Krzesło i stół, dziwny przymus onego bycia radosnym, świętowania, siedzenia nieruchomo i robienia nic poza przeżuwaniem, nie to nigdy nie było dla mnie. A wiecie, wyciągnięcie książki nie było dobrze widziane. Jeszcze z Psychopatką przy stole to człowiek kurna nie mógł oglądać bajki czy czegokolwiek na onej diabelskiej telewizji, wiecie, w końcu mówimy o tych czasach sprzed wielu lat!
Bardzo wielu…
Z czasem człek dorastał do pewnych rzeczy i nagle się domyślał, że one tradycje udzie tworzą, więc i ludzie mogą je zmieniać. Tudzież zwyczajnie tworzyć je samemu. I zniknął stół, ale nie prezenty i światełka i choineczki… i jeszcze może ten czas, który spędza się jakoś takoś wolniej.
I prezenty…
No co, prezenty są fajne.
Ale chodźmy dalej…
Kolejne ciemne okna, las, rzeka, morze.
Na morzu kilka światełek, w oddali oczywiście latarnia morska. Taka, lub inna. Rzeczywista mniej lub bardziej. Odbija się ono światło w lekko wilgotnych przestrzeniach i wszelakich tam ciepłościach, no wiecie…
Ciepło.
Niestety.
A jeszcze rok temu to było chociaż chłodniej, więc… dziwnie tak jest. Na szczęście w tym roku choć na chwilę wiatry się uciszyły i ludzi na promach nie wybuja. A podobno rotacja całkiem niezła. Ci wyjeżdżają w cieplejsze kraje inni do rodziny bliższej czy dalszej, a jeszcze inni już nie chcą wracać.
Oj nie.
Wiecie, świąteczność poza Wyspą jest często bardziej pociągająca. No te sklepy. He he he! No sorry! U nas nawet niektóre rzeczy za darmo rozdawali. Co prawda pierdoły i jeszcze na dodatek tylko po sztuce na łebka, ale nie żeby ktoś z pejczem stał tam przy drzwiach, więc… wiecie…
No jakoś takoś Wyspa świąteczna bez śniegu i wilgotna i ciepła, jest naprawdę nieświąteczna. Kompletnie. Ale z drugiej strony są one choineczki, ale zaraz je zdemontują, więc właściwie, to wiecie, no już ich nie ma, więc… ekhm, ale są lasy, wciąż jest przyroda, a ona zawsze jakoś taka…
Świąteczna.
Sama jest święta.
A przynajmniej taką się czuje.
Może to właśnie o to chodzi, iż świętość zawarta w wodzie, kamieniach i skałach, w całej onej Wyspie, kompletnie wypłukuje cokolwiek przyjezdnego? Wiecie, onych innych bogów. Chociaż z drugiej strony zdaje się, że jest to też miejsce, które przechowuje tych zapomnianych, śniących, niechcianych bogów.
Jedyne takie.