„No serio, nie mogła przestać.
Ktoś mówił, że kopiuje tam kogoś z telewizji, ale wiecie Wiedźma i telewizja. LOL Pan Tealight też nie umiał tych tam, jak je zwą… filmów oglądać, więc sobie odpuścił. Zaakceptował istnienie onej nowości, tak, miał problem z czasem zapierdzielającym i dopiero teraz ono cudo zauważył, i cierpiał. Bo wiecie, ona tak bardzo, tak do końca, na zawsze… krzyczała naprawdę, krzyczała mocno, donośnie i bez przerwy, jodłująco nawet, mało zmysłowo…
Ale wewnętrznie.
Krzyczanica.
Jak tylko sceny jakieś były, a wiadomo, że niektórzy mieszkańcy Sklepiku z Niepotrzebnymi były zwolennikami wszelakich filmów i seriali, więc… no musieli ją nie dość, że wiązać ocznie i macalnie, to na dodatek jeszcze wyciszać świat dookoła niej, bo jej krzyki mogły wyleźć z niej i wkroczyć…
… wkroczyć w światy równoległe mniej lub bardziej, balansujące one światy, czy też te dopiero się rodzące, o to mogłyby się przelęknąć, no i wiecie, się do końca nie wyjkluć i zostać retardami takimi…
Ale przecież jak Płaczki istniały, więc czemu Krzyczanicom, jeszcze takim, co to wewnętrznie krzyczały, zabraniać bycia sobą?
Hmmm?
No i przecież nie wszędzie TE SCENY były!!! Ekhm, no dobra, ostatnio się nasiliły, ale jednak, no nie zawsze… Wiedźma Wrona Pożarta była gorsza. Czerwieniła się, chrząkała i mocniej naciągała książkę na siebie… bo wiecie, dostała ich kilka. Nowych, choć starych. Starych choć nowych…
… i od nowa się uczyła…
… być zjadaną.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Na zakupy…
Ino wariat wybiera się na nie teraz, czyż nie? No kto by to robił? Przecież albo nic nie ma, albo tłumy, ale u nas, szczerze… jakoś tak… A może chodziło o to, że odwiedziłam 3 czy 4 miejsca, gdzie jakoś tak wciąż było coś, choć resztki, tudzież zwyczajnie zadowalam się resztkami?
Abojawiem?
Pierwsze miejsce, to oczywiście cudowne… eee… szklarnia? A może bardziej coś na kształt ogrodu pod zadaszeniem? I poza tym zwykłego ogrodu? A może i oranżeria plus appaużki, z którymi pogadać można. Serio… kapitalne miejsce, cudowne, jakieś takie, mimo wrzasku papug spokojne, natlenione, więc od razu człekowi lepiej. Kolorowe, pełne opcji roślinnych, ale też, jak dla mnie, jedyne, gdzie naprawdę można znaleźć coś fajnego. Seryjnie!!! Bo my cierpimy na brak fajnych rzeczy…
I nie tak drogich kosmicznie rzeczy.
To miejsce mieści się w Rønne, oczywiście lekko niełatwo znaleźć, ale dajemy radę. I jak tylko wchodzę, widzę one czerwienie i zielenie i słonie…. eeee… czy jest jakaś moda na świąteczne słonie, czy to tylko u nas? W kilku miejscach, nie szkodząc roślinkom, które możecie zabrać do ciepłego domu, mamy oczywiście one cudowne kompozycje, wiecie, takie prostokątne przestrzenie, gdzie coś wisi, coś się świeci, ktoś pokombinował tak, by grał i pojemnik i roślinka, i dodatki. Coś srebrnego, białego i oczywiście miętowego. I czerwień.
No wiecie, musi być czerwień.
Jakby co, zdjęcie na BearfromBornholm1 IG.
Nie wiem, ale te kobiety serio mają moc. Zawsze potrafią coś wymyśleć, każdego roku co innego, a co najlepsze jest też dział z przecenami!!! Uwielbiam go, bo przeceny spore, no i w końcu na coś mnie stać. I już człekowi dziwnie lepiej, świąteczniej, bo tu jakoś nic nie jest nachalne, w końcu rośliny i krasnale – gnomy robią same klimat! Nikt ich nie przymusza i one nie przymuszają.
Zwyczajnie.
Do tego konie i renifery, łosie… w tym roku może nie do końca forma jaką lubię bo wycięte z metalu i wetknięte na patyku w kawałek drewna, ale za to znajduję cudowną, ręcznie spawaną maciupką choinkę, do której sama skombinuję bombeczki zrobione z końcówek igieł, takich festive i grzybki… i już, w końcu mam ubraną choinkę. Wiecie, żywycj człek nie chce męczyć, chce je do ziemi wsadzić…
Atmosfera tutaj, jak zawsze miodzio.
Jakoś tak.
To jest miejsce poprawiające humor w każdą pogodę, w każdym sezonie, serio, jakoś tak, zwyczajnie…
Potem Tiger i Siostry.
Przeprowadzony Tiger jest mniejszyc, ciaśniejszy i naprawdę dziwny. Ale są różki dla Misia, więc jest okay. Potem Søstrene Grene, jak się okazuje mają coś nowego. Nie żebym potrzebowała, ale popatrzeć można. Na szczęście sprowadziły moje farby, więc jest okay. Są kolory, które tak trudno zrobić bez wielu barw. Są ramki przecudne i oczywiście… ej no, ale gdzie są moje koperty?
Nieładnie!!!
No i jeszcze coś, co nie mam pojęcia jak zwą.
Serio… wiecie, taki sklep, w którym są garnki i rzeczy do domu, i który ma świąteczne półki no… wymiecione. Ojojojjjj… ale ma piękną kulę śnieżną, a ja… O już wiem IMERCO się nazywa. No i ma kulę. No i…
Ech, dlaczego człek nie jest burżujem?
No serio? Dlaczego mi nie płacą, a oczekują, że za darmo wsio będzie? No dlaczegom tak niegodna mamony!!!?
KUŹWA!!!
Chcę na zakupy jak vlogerki… chociaż pewno wylądowałabym w księgarni a nie wittonach jakichś czy szanelach. LOL To byłaby dopiero niska oglądalność, co nie? Oj na pewno, nie oszukujmy się. Albo wysyłanie kartek do znajomych i kupowanie, wynajdywanie raczej sherlockowskie, drobiazgów, co się nie potłuczą i do kopert zmieszczą i jeszcze oczywiście ładne będą, ale nieciężkie…
I niedrogie.
Choć nie, jako vlogerka, będę miała kasę, więc mogę rozpieszczać innych!!!
YAY… mogłabym.
Ale wiecie co? Nie było źle. Mimo braku kasy coś nam się udało wyhaczyć. Coś nam się udało zdobyć i czymś się uśmiechnąć. Bo rzeczy też potrafią człowieka uśmiechnać, choć trochę. No wiecie, ostatnio, trudne dni, tygodnie…
… mamy.