Pan Tealight i Pustka…

„Wielka, ogromna, dziwna…

Pustka zamieszkała w Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki Pomordowane i nie chciała się wyprowadzić. Wciąż znajdowała jakieś wymówki. A to katarek miała, a to garnki niepozmywane, a to wiecie, tutaj coś się zalęgło, a to tam znowu coś zostawiła, a to się zaplątała z myśli albo, co było chyba najbardziej dziwaczne, że ONA nie jest jeszcze na to gotowa.

Naprawdę.

Jakby kurde serio płaciła jakiś czynsz, albo naprawdę wyrządzała wielką łaskę Wiedźmie, że w ogóle chce w niej siedzieć i takie tam. Że podobno to na wagę dobrze robi, tudzież coś innego, no zawsze umiała coś wymyśleć.

Zawsze.

Pan Tealight nie wiedział co zrobić i strasznie go to męczyło, nurtowało i sprawiało, że nawet jego ukochana herbata przestawała mu smakować. Albo ktoś mu nasikał znowu w listki, a potem umiejętnie to wysuszył, pierun wie, ale jednak… problem był. I Pustka była i jeszcze… kurcze… sam zaczynał się czuć…

Przynajmniej dziwnie.

Jakby próbowała się wprowadzić do niego… jakby powinien był na coś zwrócić uwagę, ale o czymś zapominał. Wciąż i wciąż, jakby w głowie miał takie miejsce, gdzie wszystko się zapętlało i go zwodziło aż nazbyt mocno i jeszcze… wciąż i wciąż o czymś zapominał i wciąż i wciąż… naprawdę, się…

Gubił.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

W mieście…

Gudhjem… może słoneczne, może nie do końca takie, ale… jednak jakieś mniej mrozniejsze i puste takie. Uwielbiam!!! Bo wiecie, jak pogoda się zmienia, to nagle nawet Niemcy nie odwiedzają swoich kupionych pokątnie sommerhusów, nawet oni nie szaleją, choć podobno bilety na święta już wykopione, jeśli chodzi o promy oczywiście. No nie wiem…. prawdą to być może, nie musi. Wiecie, zmienił się kierownik gazety wyspowej, jest bardziej propromowy, więc…

Ekhm.

Pomińmy to milczeniem.

Gudhjem… cudowne, żółciutkie z pomarańczowymi dachami, pustymi drogami, czasem jakiś samochód przejedzie, skąpo ustrojone, no ale wciąż wieje, choinka przewrócona… ale szopkę mamy… O tym później, bo muszę się otrząsnąć z onego szoku. Wiecie, bez urazy, były i krzyże w Netto i dziwne różańce, więc niby design może wszystko, ale serio, przecież tu pogaństwo kwitnie!!!

Helloł!!!

No ale…

Gudhjem…

Cudowne i puste. Piękne, niesamowite. Z tym światłem tak sporadycznym, co ja mówię, jakim sporadycznym, na palcach jednej ręki nawet nie można policzyć ile onych słonecznych dni były – dzień liczymy tak do trzeciej tutaj, wiecie. Taka klimata w tej części Wyspy. No niestety. LOL Ale jednak, i tak, spacer tymi uliczkami, postanie w miejscu zderzenia skał, betonu i morza…

Bez nikogo za plecami.

Jest cudem.

Prawdziwym.

Uwielbiam je takie, choć wolałabym oczywiście nie tak ciepłe, ale cóż. Mój śnieg pewno w tym roku nie nadejdzie, może w przyszłym, może nigdy, może trzeba do Kiruny jechać? A może po prostu nie wiem… zapomnieć o zimie? Po prostu opisać to jako wietrzny czas, bo przecież wiać nie przestaje. Wciąż wieje i wieje i wieje… most zamknięty, most otwarty dla odważnych, potem znowu problemy z promem…

Ech.

Szopka.

No właśnie, wiatr wiatrem, może ten wczorajszy ją porwał? Nie wiem, boję się podejść, bo przecież spłonę kurcze. Stoi taka na małym, zielonym oczywiście trawniczku, obok takiej figurki srającego psa, wiecie, co ma odstraszać psy by nie srały, choć jakbym psem była, to bym srała gdzie inni, no ale…

… więc ona tam sobie stoi. Chyba wycięta z drewna, tudzież sklejki, ale nie dotykałam. Kolorowa, podświetlana, taka 3D. Ma główne postacie i jakieś dziwne chyba przesłanie, czy coś, ale podobno kliknąć w to trzeba. Jak się zbiorę w odwadze swej, tudzież wezmę odpowiednie leki, to wiecie, sprawdzę. No chyba, że odfrunie, tudzież jak choinka się obali… albo ktoś ją zdemontuje?

No co?

Razi moje pogańskie uczucia LOL

Przede wszystkim kiczowatością jakąś. No i nie pasuje tutaj. No weźcie no. Co to ma być, nagłe nawracanie na przeciwko zadka muzeum? No serio. Znaczy co, drzewo tam wycięliście, kochałam je, takie piękne było, wycięliście, więc już jesteście źli, niegodni powietrza i tyle!!!

Won mnie z tym!!!

Ojojojjj… może się kobieta czasem serio zdenerwować tutaj.

Albo wiecie, to znowu wiatr.

Ten huraganik, co się nam przytrafił był straszny, na szczęście nie tak długi, ale popalić dał. Znowu będzie trzeba sprzątać, choć kto by pomyślał, że takie rzeczy uniesie, przewróci i porwie? No serio. Przecież my przyzwyczajeni? No a może jednak nie. Może to wszystko się zmienia i…

A!

Żeby nie było!!!

Jak traficie na te wieści o tym, że poziom wód ma się podnieść o pół metra dookoła Wyspy, to się uspokójcie. Po pierwsze to dopiero za 80 lat, a po drugie, wody dookoła tak opadły, że serio, przydałoby się. Dziwne rzeczy zaczynają na plaży rosnąć, wsio jakoś tak się zmienia jak na Salene Bugten u nas na Melstedowej plaży. Pięknej plaży z rzeczką szemrzącą…

… i widokami…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.