„Że co, że jemu nie można, bo różowy z kokardką w muchmorki?
Że babski, to nie…
… no właśnie dlatego, bo przecież z lewej nogi!!! A to już oznaczało, że wolno mu było wszystko. Serio! Tym z lewej zawsze, bo jednak prawa, to wiecie. One niemorusane pyszczki, one prasowane rękawki i jeszcze te tam podgardla… no wiecie, te tam rąbane, białe kołnierzyki.
To dlaczego nie?
Że kalosz? Przecież dawno temu był but. A to też ta sama opcja, ino wiecie, gumiana bardziej. No i jeszcze dodatkowo, to jakoś tak, no dobrze by było, gdyby w świecie magii wprowadzić coś nowego. A kalosz… kto się spodziewa po kaloszu zup gęstych i smacznych i jeszcze magii rozpustnej i radosnej, no i jeszcze oczywiście onych fajerwerków, on był w nich ekspertem.
Kalosz…
Dobra, to może brzmieć dumnie!!!
Może!!!
I on tego dowiedzie. Będzie tym, który sprawi, iż nikt już nigdy nie zwątpi w obuwie użytkowe. Że nie tylko pantofelki! Że nie szklane czy kryształowe, ale zwykłe, błocone nawet… Tak, uda mu się.
Ale może jutro, bo dziś pada.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Liście odsłaniają coraz więcej gałęzi. Niesamowita kora powala nie tylko swoją strukturą, ale i wcześniej ukrytymi grzybkami, porostami, kolorami. Wszystko… nie no, oczywiście, że to znowu ona jesień, zwyczajność przemijania, pory roku blah blah blah… ale jednak, za każdym razem udaje mi się odkryć coś nowego.
Coś…
Nigdy kogoś.
Nowe grzyby, takie wiecie, w kształtach całkowicie zbereźne, a nawet wywzywająco seksualne bym rzekła. Albo skały, o tych ksztaltach, które znowu, człek ma jakieś takie dziwne mniemanie, że jednak na pewno zostałyby wypipkane we wszelakich mediach. Choć może nie na Instagramie, bo tam ostatnio ino grzecznych karzą.
I to wiecie…
Za lajki!!!
… więc nie lubcie za wiele i za bardzo, bo was zablokują na dłużej lub krócej. Albo nie wsadzajcie wszędzie buziek uśmiechniętych, choć taki macie nastrój, bo wiecie, znowu was oskarżą, pewno o bycie robotem i tak teraz myślę, iż w epoce wszelakiej poprawności politycznej, to czyż nie jest to naprawdę bezczelność niezgodna z prawem i wszelakie świństwo, tak wprost się mnie pytać: czy jesteś robotem?
A co, jeśli jednak nie jestem pewna.
Bo czyż można być pewnym wszystkiego?
Robocenia też.
Ale ta jesień…
Listopad, więc i jesień się zmienia.
I nie, u nas nie ma natłoku wszelkich świątecznych cudów, więc z zazdrością podpatruję te jęczące paniusie ze wszelkich mediów, co to pitolą, że to mają w skepach i tamto i kurcze, że przecież to za wcześnie wciąż! Nosz małpy jedne, się cieszcie, że to macie. Ciekae co by było, gdyby te wasze miejsca do spacerowania, o przecież czymże są one wielkie sklepiszcza i… kurde, jak to się nazywało, galerie handlowe? No dobra… co by było, gdyby nagle je opróżniono? Co byście zrobiły?
Ile z was ususzyło liście i jarzębiny, kasztany i żołędzie, dziką różę i głóg i zrobi z nich ozdoby?
Hmmm?
Tak wiem, kolejne z durnych pytań… pewno na stronce z zacięciem „ekologicznym” to serio zrobiłoby furorę. A jeśli przy ekologii jesteśmy, to u nas oczywiście ten jebany boom na żarcie śmieci. Wiecie, zupa ze skorupek z cebuli, gotowane obierki i takie tam. Przypominają mi się zupy na karaluchach i wiecie co, pierdolę to wszystko. nie latam samolotami, nie mam dzieci, odycham, sadzę drzewa…
Sieję zioła dla pszczół i robię kupy liści dla jeży, więc się odparadujcie ode mnie, bo już nawet mnie to nie śmieszy. Sorry. Zwyczajnie. Czy moja Babcia by chciała znowu pić kawę z żołędzi, nie. Za cholerę!!!
Choć nie, ona by nie przeklinała.
Ja przeklinam.
Dzięki temu nie biję ludzi!!! No co, to powinno się mi zapisać na plus. Z drugiej strony i tak słabo wychodzę, bo ludzie krzycza na mnie, więc… hmmmm… niech tam im będzie. Może w końcu ta Turyścizna się przerzedzi, bo mamy dosć.
Mamy.
Co do tej całoroczności Wyspy, wiecie, podobno wsio miało być otwarte cały rok, taki eksperyment… no to raczej nie wypala, ale w gazetach na pewno napiszą inaczej. Bo przecież ten nasz PIJAR działa bosko!!!
Zawsze.