„Niewielki Kosturek.
Rzezany w łebki zapomnianych stworków Kosturek.
Magiczny Kosturek.
Tańczył sobie na ulicy obmywanej jesiennym słońcem, kapryśnym słońcem, czasem się chmurzącym słońcem… Kosturek. Wiecie, taki niby zwyczajny, no przecież nie mógłby być niemagiczny, w jego życiu i życiu wielu przed nim i po nim to wszystko musiało być magiczne. Nic nie mogło być zwyczajne, więc pewnikiem on tańczył i dlatego świeciło, albo tańczył i nie padało, albo może i…
… padało?
Tańczył… przechylał się na boczki przed Gulehusem, nowym fortem Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane… który to ostatnio został przez wredniejsze z Księżniczek Niekochanych zwany wieżą Wielce Zastarszej Królewny, co to jej do Roszpunki za krótko było, a róże choć ją obrastały, to jednak wiecie… za mało onego snu, by ją Śpiącą zwać, więc… ale nic to… Wiedźma miała w końcu swój domek, swój zamek, twierdzę wszelaką, może i wyposażoną w kurzą stopkę, może i wronią razej, a może i miała wymieniane takie…
Wiecie, wronie i mewie?
Hmmm…
A teraz miała i patyczek tańczący. Śliczny taki, choć może i dziwny dla tych, co go zauważali… tańczący w leciutkim, jesiennym deszczyku, co se chlusnął tak od niechcenia i wietrzyku, który go płatkami różwych róż oblepił…
Tylko po co?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Wieje… mocno wieje.
Nowy dom wydaje nowe dźwięki, które mnie przerażają, ale jednak, nie czuję się zagrożona. Wcale. Ale… to wciąż coś nowego. Czy zawieje z prawej czy z lewej, wciąż nowe, wciąż coś, czego się przyzwyczaić trzeba. Może i jakieś jęki, może i błagania o pomoc zamknięty w ścianach stworów, którym odmówiono M4?
No co?
Nadal mnie intryguje o co chodzi z tymi trzema szopami w ogródku. Kto u licha potrzebuje aż 3 szop? Serio? Starsza para mieszkająca tutaj przez naście lat, oczywiście z błędami konstrukcyjnymi, architektonicznymi niedopowiedzeniami… trzy pokoje, salon z kuchnią i jeszcze im te szopy potrzebne?
Serio?
Trzy żółte szopy…
Dziwne spojrzenia onych ludzi dookoła. Ta cała kręcioła ze sprzedażą, zaskoczone spojrzenia ludzi, co to podobno nie wiedzieli, że to było do kupienia… na dodatek nie dość, że tablicy nie było wystawionej, to jeszcze ten nader niezborny koleś z nieruchomości od razu ją capnął i zmył się…
Czy to był przekręt?
Kurka wodna.
Jakby co, to wciąż żyję w błogiej małoświadomości. I choć w końcu udało się nam pozbyć tej wielkiej zamraarki, to one szopy, w których ustać się nie da, nadal nas intrygują. Zaczynam serio przemyśliwać one dusze umęczone, ciała zwinięte tutaj, przetrzymywane, a potem zjadane oczywiście. No bo jak inaczej oni by wciąż wyglądali tak młodo i rześko, tak sprawnie i radośnie… ci dookoła nas?
Ekhm…
Wyspa kryje wiele tajemnic i coraz częściej coś mi podszeptuje, że może lepiej nie poznawać ich wszystkich, ale kilka warto.
Plaża w Melsted.
Zmieniła się… znowu.
Mniejsza trochę, miejscami węższa.
Na pewno odzyskała rzekę, co cieszy, bo brak rzeki doprowadzał mnie do szału, ale ja jestem psychiczna, więc wiecie, czego innego można się po mnie spodziewać? Ale tyle zalesienia, nazielenienia, jakieś tam rośliny, które nagle stweirdziły, że piasek i słona woda, to ich miejsce na wzrost, więc… piasek się kończy. Ale na nim są wodorosty. Obecnie one cudowne, czerwone i burgundowe, krwiste mniej i bardziej cuda… jak one wyglądają na onych białych piaskach. Niczym zwłoki lekko mocno nazbyt, może, tak jakoś intrygująco rozwleczone po śnieżnej niewinnności…
No i te cmentarzyska…
Wciąż miejscami ruchome, trwające pokazy zwłok. Jakby jakiś lekko mocniej rąbnięty artysta, performer rąbany, postanowił zdechłe chełbie poprzewracać i ukazać ich różnobarwne kwiaty… takie to trochę zbyt wiele.
Takie to trochę…
… ekshibicjonistyczne.
Cmentarzyska galaretek. Niektóre już wydostały się na piaski i kamienie, inne znowu wciąż jeszcze unoszą się w wodzie, czystej, niesamowicie przezroczystej. Takie intrygujące. Takie piękne, jednocześnie nieżywe i żywe. Poruszające się, ale też i nie dbające już o nic, choć może… wciąż piękne.
Wyrzucone na brzeg, sprawiają że zdjęcia zyskują coś więcej. Coś niczym wielka soczewka, Coś jak wielka, wodnista poduszka, dziwny implant porzucony, a może jednak jakiś kosmiczny stwór, który tylko czeka, by wyprysnąć ci w twarz swoimi zarodikami i przemienić cię w…
… może w końcu w człowieka?
A co…
Zaskoczeni?