Pan Tealight i Boże Odrodzenie…

„No rany no… bo wam to zawsze na myśli ino jeden bóg, a przecież tylu ich tu się kręci, że czasem człek się stąpać boi.

No jak mrówków!!!

I każdy coś chce. Ten atencji, ten ody, psalmu czy innej litanyi, a tamten znowu koniecznie ofiary choćby z palca, ale koniecznie krwawej i to już i teraz, bo się mu spieszy na spotknie z jakąś dziewicą. I choć wiesz, że laska na pewno go w balona robi i to helowego, to jednak jak u zabronisz?

Bogowi?

Wiedźma Wrona Pożarta od zawsze śpiewała Uśpionym Bogom kołysanki, a Zapomnianym przypominała, że są tacy, co wciąż pamiętają, że choć może ich mniej trochę słychać, że choć może szepczą ylko, że choć czasem jakoś tak im się wyrwie, że wiedzą, że są… przy tych co sądzą, że BÓG ów jest ino jeden…

No więc WiedźmaWrona wiedziała, robiła to i na dodatek jeszcze, wiedząc, że Wyspa będzie temu przychylną, nie tylko dary ofiarowywała, świece paliła, ziołami się otaczała i naturę gnębiła swą obecnością… to jeszcze na dodatek miała teorię. I wielką ona teoria teorią była.

Ogromną!!!

Że ONI wracali!!!

I to z własnej też woli.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No dobra, popadało.

Podobno ogólnie cieplej i tak dalej, ale przyznam, że u nas jeszcze da się to znieść, choć przyjemne nie jest. Na pewno nie jest tak ciągiem jak przez dwa poprzednie lata. Za co dźwięczę jak dzwoneczke Dzwoneczka… a tak właściwie, to czy ona miała dzwoneczek jakiś? Pyłek chyba miała, co nie?

No to pylę.

Ale, żeby nie było, widziałam deszczu cień. Ale najpierw oczywiście morze zaczęło śpiewać. I to jak… Gdy się mieszka tak zakręt od linii brzegowej, to wiecie, słychać je. Słychać jak szpecze, słychać jak nuci, jak śpiewa i czasem się drze… zwykle to jakaś odmiana poszumów, coś jak ciągły dźwięk, dziwnie sporadycznie tylko zmienny, a jednak jakoś niedenerwujący. Jakoś tak… dziwne to bardzo.

Bo przecież powinno denerwować.

Kilka dni temu morze szumiało mocno, głęboko i mrocznie. Ale nie żeby groźnie, choć na pewno nie chciałbyś wypływać w nie, gdy wydaje takie dźwięki. I choć czasem dźwięki nie są współmierne co do całej onej jego wielkiści fal, to jednak… nie umiem żyć bez wsłuchiwania się w nie. Bo zawsze przybywa z nową pieśnią, nową historią.

I mitem.

Opowieścią z przeszłości, która w głosie fal wybrzmiewa o wiele sprawniej i prawdziwiej. po prostu wiesz, że to tak było…

… że inni kłamali.

Kłamali.

Przewalające w głębinach wielkie głazy morskie trolle mają się widać dobrze. I co jak co, ale nie płacą im w wodorostach czy suchych flądrach.

Oj nie.

Oczywiście morza większość ludzi nie docenia.

Spora część uważa Bałtyk za takie większe jeziorko. Za ono wewnętrne morze, co to oceanów i wielkich wód nie widziało. I potem kończą bul bul bul… i to sorry, ale na własne życzenie. I przez takich ludzi będziemy mieli więcej dziwnych ostrzeżeń na plażach, jakby kurcze, no weźcie no, przecież i tak nikt tego nie czyta.

Każdy wie lepiej.

Każdy.

Gdy człek tak patrzy w oną szarą stalowość fal.

Cieszy go brak jaśniejącej żarówy nad głową. W końcu odpoczywa od nadmiernego światła. W końcu wydaje się mu, że może naprawdę wszystko, jak to obiecywali w dzieciństwie, a na starość mydlą w reklamach. No wiecie. Że kosmos, kasa, willa i jednorożce w ogródku. Ale to wszystko to ino ten zaśpiew. Może serio to te syreny? Wiecie, podłączyły się do morskiej ścieżki dźwiękowej i już nie muszą wysiadywać na skałach i dupy se o twarde obijać.

Nie.

Bałtyk jest niebezpiecznym morzem. Morzem niedocenianym i cierpiącym. Tak szczerze zaleca się kąpiel wyłącznie w okresie zimowym i wiosennym. Ha ha ha… sarkastyczny śmiech. Naprawdę bardzo cierpiącym. Jest piękny, niesamowity, w kształtach fal finezyjny tak bardzo niespodziewanie… i z cudownym piaskiem. I jeszcze brzegami kształtowanymi tak różnorako, bo to i skały miękkie i twardsze i najtwardsze…

Wszystko jest.

I wszystko niszczeje.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.