Pan Tealight i Musztarda Wiedźmiewska…

„Widzicie, bo jak kucharek sześć, to… no dziwne pomysły łażą babom po głowie, a i te wrzące wciąż często wspomnienia onych miłości i one oczekiwania na miłości, i zaklęcia i marzenia…

I po prostu jakoś tak je wzięło na sennep.

Bo sezon grillowy, to czemu nie?

Czemu nie dorzucić temu, czy tamtemu coś do hotdogach czy innego tam hamburgera? Dlaczego nie zmienić nie tyle smaku, co tego, co potem, zabawić się czyimś życiem… nie żeby złośliwie, chociaż, tak naprawdę… wszystko przecież widniało na onych nalepkach. Naprawdę wszystko, a że ludzie nie czytali i wystarczały im obrazki w stylu nie testowane na duchach i zwierzętach, czy też ekologiczne i takie tam, to wiecie, no sami oni tak naprawdę sobie winni…

Sami.

Nikt im nie kazał.

A że opakowanie rajcowne w kształcie babeczki… i to tej jej najlepszej, jak wielu uważa części, to wiecie, zaczęła być popularna i tak Wiedźmy z Pieca nagle stały się właścicielkami wielkiej firmy sprzedającej niewiele… i tylko tym, co naprawdę się im poddali. I na dodatek drogo.

Bo czemu nie…

W końcu wyjątkowość napędza rynek.

A głupota mu przyklaskuje.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No to Muminki będą morze nam oczyszczać… I wiecie co, może coś z tego wyjdzie? Bo żeby kwitło bez upałów i z chłodnymi nocami? Nie no, tego jeszcze nie pisali. Oczywiście podobno wsio wina Rosjan, ale kto to tam dokladnie wie? Przecież morze ma wielu tutaj współwłaścicieli.

Ale… znowu jest niebieskie.

I znowu śliczne.

I kończy się lipiec, więc rodziny z dziećmi powinny się już zwijać i naprawdę na to czekam i wierzę, może niesłusznie, że trochę się przeczyści, bo… bez urazy, ale ruszyć się nie można w mieście i miejscach wszelako widokowych. Ilość ludzi i aut oraz innych pojazdów ułatwiających poruszanie się… jest przerażająca. Na dodatek te kambuły jeździć nie umieją, przepisów nie przestrzegają…

I się człek wkurwia.

W kolejce, która po naszemu jest zwykle spokojna i tak dalej, widzę miejscowych zaciskających zęby i wściekłych na siebie, że zapomnieli obiadu, cytryny czy czego tam. Wściekłych właściwie przeciwko sobie, bo u nas ludzie nie bywają wściekli. I nagle rozumiem dlaczego oni wyjeżdżają.

Ale przecież tam, gdzie jeżdżą, to też tłumy…

Kurka… tyle tych ludzi wszędzie!!!

Naprawdę.

Ona cała moc ludziny sprawia, że człek wdzięczny jest bardzo za jakąś tam swoją samotnię. Niby sąsiad z prawej i z lewej, jeden kopci i charczy, płuca wypluwa, drugi wnuki przywozi, a potem sam spieprza, albo głuchy… ale jednak…

Przynajmniej nikt człowieka nie wizytuje.

Z drugiej strony, tak pomyślawszy… leciuchno, to pamiętacie oną scenę z orzeszkami z Kapuśniaczku? Albo i inne tam połączenia klatka – orzeszek. Może jednak człek powinien zaakceptować oną sezonową własną cyrkowość i inną tam zoologiczność? No wiecie, chciało ci się mieszkać w dziczy, to masz. Ekhm… właściwie, to co masz? No serio? Poza oną sezonową przypominalnością o istnieniu świata?

Innego świata?

Większego nawet?

Nie wiem… ale ostatnio nasza dzicz to jakoś tak mocno została naruszona. Jakby wiecie, kruszyła się na brzegach. Jakby przestawała istnieć. Nastawiali tego tyle, że szok. Planują nie wiadomo co, a potem dziwią się, że świat się wali. Ale nagrody lecą. Ech… też tak chcę? Może… nie, nie oszukujmy się, mam porąbane poczucie wszelkiego wyrzutu sumienia. Wszelkiego wielkiego wyrzutu sumienia!!!

Sierpień zwykle jest u nas naprawdę spokojniejszy. Ale czy tak będzie w tym roku? Nie wiadomo. Pierun wie. Wszystkie bilety wyprzedane, na grupie biletowej ludzie biją się o te, które ktoś tam wiecie musi oddać, bo nie może, bo mu się nie uda. Oczywiście, żeby nie było, wszystko uczciwie w cenie zakupowej, żadne tam szacher macher!

Nic z tego.

Kurka… a możnaby zarobić, co nie? Ciekawe, czy istnieje czarny rynek biletowy? No wiecie… tak jakoś się mi wydaje, że może…

Hmmm…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.