Pan Tealight i IamFejmous…

„No i tak jakoś…

Jakoś ostatnio porobiło się tych dziwnych, nowych bogów. Większość z nich może i znikała razem z mijającym trendem czy innym modem, ale niektórzy, niektórzy zostawali. I kurde, ale się puszyli!!!

Tych znikających, to nawet nikt nie żegnał, no może poza Wiedźmą Wroną Pożartą, która choć serca do onych obecnych czasów nie miała, to jednak wiecie, Bogowie Zapomniani, Porzuceni… zawsze jakoś miała serce dla onych bytów przez ludzi porzuconych, więc wiecie, no garnęły się do niej. Na przykład Bóg Dyskietek… serio, ten FloppyDisk. Ten, co go teraz dziwnie kojarzą ino z penwą niedoczynnością męskiego organu. No tego tam, wiecie, co winien stać, ale mu się może zdarzyć, albo zdarza, przytrafia, czy jakoś tak. Bóg od Kaset… o rany, ten to nawet był staruszkiem, razem z Boskim VHSem zawsze chodzili pod rękę i zrzędzili na to wszystko, o czym tak naprawdę Wiedźma pojęcia nie miała.

I mieć nie chciała.

Ale oczywiście dla niej wciąż oni bardzo Zapomnieni Bogowie byli najważniejsi. To im nosiła ofiary, to do nich się zwracała i powoli, dziwnie, jakoś tak, zaskakująco nawet dla nich samych, nie dość, że ich wybudzała to jeszcze była dla nich… jakoś tak, pokręcenie bardzo, no jest sławna.

Very Fejmous!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czasem…

Czasem, się zastanawiam jak to wszystko wyszło, tym bardziej, że to już ponad 10 lat. Kurde no!!! Jak to się dzieje z człowiekiem, że jak patrzy na siebie, na swoje przeżyte życie, to jakoś wszystko prowadziło go do tego miejsca. Nie było w tym żadnego przypadku. Zawsze żyło się na jakiejś wyspie, zawsze pragnęło odosobnienia pomijając bardzo dziwne i pokręcone eksperymenty dojrzewania

… i podojrzewania…

A;e jednak, czy człek myślał, że wyąduje tutaj… cóż, jakby to powiedzieć, jak najbardziej myślał, że coś go wykopie na Północ. Jakoś tak. Zwyczajnie. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu tak było…

No więc jest człek tutaj, w miejscu niesamowitym i tak dalej, pięknym, wzruszającym, magicznym, no i jest tutaj już sporą część swego życia. Tak sporą, że prawnik się nie czepi, że tu i tam go znają, a tam znowu w ogóle… ale jednak, wciąż jakoś człek ma dziwne sny na temat tego, że nie może dotrzeć na oną swoją wyspę jakąś… i w tych snach ta wyspa wcale nie jest Wyspą.

Wcale a wcale.

I wciąż go tak bardzo dziwi, że tak kocha i żyć nie może bez szumu morza, dziwnych wichur, rozbujanych fal i… no tak, to pewnie dość kontrowersyjne COŚ, ale jednak, taka prawda, że żyć nie może bez wrzaskunowania onych wielkich, utuczonych, białych, gigantycznych, sprytnych, szalonych mew!!! No tak, nie może. Bez wrzaskunowania ich i wron, bez tupania na dachu, bez bujania się nad żywopłotem, bez…

… onego dziwnego cienia nagle wyrastającego gdzieś nade mną, obok mnie, tudzież, ekhm, gdzieś w granicach wzroku…

Spooky, ale nie mogę!!!

Człowiek wie już czego chce… chyba?

A może w końcu?

Jednak?

No kurde, przecież w końcu chyba jakoś powinien, może nie tyle dojrzeć, czy coś w ten deseń, ale jednak jakoś już wiedzieć, czy chce się z prawej, czy z lewej strony? A może zwyczajnie wiedzieć czego się nie chce?

Bo jakoś to wydaje mi się najważniejsze.

Wiem, że ludzie mew nie trawią. Podobno bo srają, chciałabym zauważyć, że to taki mechanizm i raczej nie ich wina i człowieki palą i cuchną, no ale… tak, ptaki srają. Szczególnie jak podrywają się do lotu, więc szczególnie teraz, jak co roku nie poleca się odwiedzin zbliż blizkiego wybrzeża. Onego skalistego, gdzie mewy gniazdują, bo jak się poderwie taki strażnik, to nie tylko was obsra, ale i zaatakuje. Podobnie z wysokimi drzewami, których niewiele, gdzie gniazda mają wrony.

No bo coś skapnąć może…

Za to polecam jak najbardziej podglądanie ich, gdy przyłażą wam do gródka, szczególnie jak akurat zrobiliście oną rąbaną ziołową rabatkę i wysypaliście ją korą, bo przecież chwasty… no i przyłażą te małe kosy i wróble, i wszystko ino piz… ino lata wysoko, nisoko, ogólnie mówiąc dookoła bardzo.

No co… po oglądaniu trzeba posprzątać.

I tyle.

Ale spacery wybrzeżem totalnym na razie trzeba odłożyć na później. W końcu oczy podobno smaczne, czy jakoś tak…

No i ta kupa?

Ale wiecie co… nawet to mnie fascynuje. Wciąż od nowa. Że jakoś tak ona zmienność sezonów i Turyścizna, jakoś człowiekowi nie przeszkada. Znaczy pewno, co roku przeżywa szok, z samotności w tłum, ale jednak… to go jakoś tam odmładza i odświeża. Zadziwia. I choć już dawno nie rozumie reszty świata, to przynajmniej widzi, iż ona reszta świata istnieje. I tyle.

Ale sama Wyspa

Codziennie mnie zadziwia.

Nawet jak się na nią wkurzam. LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.