Pan Tealight i Konkurencja…

„Oj, no oczywiście, że im donieśli.

Bez urazy, ale to taki kraj.

Niby grzecznie, niby spokojnie, niby nikt nie widzi, że masz ogon i rogi i nie komentuje tego, a przynajmniej tak w twarz jakoś… a może tylko się boją, że ich bodziać będziesz? No ale, list napisać potrafią, donieść władzom, albo wiecie, coś w typie: szczerze chciałbym nadmienić, iż ktoś jest lepszy od ciebie, ładniejszy, a tyś paskud straszny, jakbyś nie wiedział, bo chyba nie wiesz, co nie? A jesteś paskud, tak dodaję w liście, uczciwie, bo MARTWIĘ się o ciebie…

Bo mi zależy!

Bullshit oczywiście!

No ale tak się właśnie dowiedzieli. Przez ten bullshitowy list wrzucony z cegłówką w komin, który nie uszkodził na szczęście Smoka, ale posłańcowi się dostało, w końcu był też autorem, przecież nie wykupywałby usług… serio, może czegoś nie wiemy, ale czy są specjalni posłańcy takich wiadomości?

Fejsbuki już nie starczą?

No ale… tak się dowiedzieli o tym, że otwierają sklep. A dokładniej Salon Pokazowy Potrzebnych Inaczej.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Chcecie działki?

Oto działka.

Położenie całkiem niezłe i widok jest, spokojna dzielnica, wszelako odpowiadająca wielkość, cena przystępna, ale nie żeby dziwnie tania, bo wycena państwowa mówi, że winn abyć połowę tańsza… więc chyba nie ma problemu, czyż nie? Co prawda na Wyspie najtańszy wybudowany, świeżutki dom, to koszt jakichś no… 2 milionów koron, ale jednak…

… warto.

Nowy dom.

Tylko dla ciebie.

Po raz pierwszy… chcę tego, marzę o tym od zawsze, nie stać jednak mnie… w końcu, dość szybko, działkę ktoś kupił, szkoda, ale jednak, przecież i tak bida. Sztuki nikt nie kupuje, badania nie przyniosą kasy, ale nigdy na nią z tej strony nie liczyłam, nie z rytów naskalnych, bez przesady. Ha ha ha!!! No ale… niewiele czasu minęło, działka wróciła na rynek i co się okazało?

A to, że ludzie nie czytają.

Czyli nic nowego, co nie?

Ale z drugiej strony, jak spodziewać się czegoś takiego?!!! No bo wyobraźcie sobie, kupujecie działkę, nie jakiś gigant, ale wydajecie jakieś 350 tysięcy koron – zwyczajowa cena za taką miejscówkę – a potem się okazuje, że połowa onej działki tak naprawdę wciąż do was nie należy. Znaczy, wróć, należy i musicie płacić roczny za nią podatek – spory, jakieś 2 tysiące – ale nic tam zbudować nie możecie.

Więcej!

Nawet nic zasadzić powyżek metra!!!

Bo ci obok chcą mieć widok!!!

Podobno to jest legalne i dlatego należy zawsze czytać wszystko i jeszcze więcej, jeżeli kupuje się tutaj dom lu działkę. Bo z sommerhusem trudniej. To możecie kupić… ech, jak macie kasę, to wsio możecie, nie oszukujmy się, podobno wykazanie przywiązania do Wyspy wielu Niemcom dało domki, ale…

Ważne jest jedno, każdy chce zarobić, i tutaj nie jest inaczej. Co gorsza, naiwność, słodkość pierwotna Duńczyków może was zwieść. Dopiero potem będą was pouczać, dopiero później dogryzą, obrażą, zmiażdżą… nie no, oczywiście że wciąż paranoicznie chcę być jedną z nich, ale nie będę ślepa na wady. Sama je mam, więc pasuję! Może inne wady, ale jednak brak perfekcji jak nic.

Ekhm… Cóż.

No więc jest ta działka.

Na połowie możecie zbudować, ona połowa w rzeczywistości składa się z dwóch kwadratów, lekko w stosunku do siebie przesuniętych, po jest tutaj też mały parking, więc… problem kolejny. Niby potrzeba garażu, więc… jak z domem? Tak na mój chłopski rozum stworzenie na niej poprawnej budowi, która nie zapleśnieje, nie będzie też narażona nazbytnio na wiatry ni na słońce, nie jest możliwe… i pewno dlatego, ci co kupili, próbują teraz działkę sprzedać innym.

Wiecie, byłby problem z głowy.

Czy można coś takiego podważyć?

Podobno sądownie można, ale to wszystko zmiennym jest i nagle może przyjść ktoś i nakazać wam zburzenie połowy pokoju.

I tyle…

Uważajcie, jeśli budujecie w Danii.

Szczęśliwcy! LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.