Pan Tealight i Jeżowy Jeż…

„Widzicie…

Jedyny taki.

Naprawdę jeżowy, znaczy jak należy, że z pyszczkiem, łapkami, kolcami, które gikały tak mocno, że szok!!! Był kwintesencją kłujności, słodkości, zwijalności i bycia agresywnym z uśmiechem, znaczy nie bycia agresywnym, aczkolwiek wiecie, lepiej nie tykać, bo ukłuje. Bo taka jego natura. Bo bierze leki przeciwlękowe, ale też dobrze wie, że tak łatwo naprawdę zranić jego miękki brzuszek i pyszczek długi, ruchliwy taki, mokry, z ciemnym noskiem…

Ale jednak, mimo wszystko, zawsze najpierw się zwija i kłuje. Znaczy jeśli dotkniecie. I tak, oczywiście go pozwali, więc dzisiejszego wieczora poprosił o azyl. Na piśmie. O azyl w ogródku Wiedźmy Wrony Pożartej. Z częstymi spaerami do Sklepiku z Niepotrzebnymi, gdzie nikt nie mówił: ukłułeś mnie ty podły, durny zwierzaku, zaatakowałeś mnie, a tylko chciałem głaskać, ale raczej: przepraszam, że ci nakapałem krwią, zaraz to wytrę.

Tu rozumieli co znaczy przestrzeń.

I niedotykanie.

I oczywiście szanowali… i pytali. I czasem nie, jakby wiedzieli, że nawet tego nie chciał… ale jakoś tak czasem chciał, nawet rozmawiać chciał i czasem zakładał gąbeczkę i bawili się w kuchennym zlewie bo uwielbiał zmywać garnki i był w tym świetny!!! Naprawdę. I nikt mu nie marudził, że robi to, choć nie powinien.

Tak…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wieczorne spacery zmieniają się w te popołudniowe.

Dziwnie w tym roku częściej jest ciemno, mrocznie przez cały dzień. Wilgotno, ale nie mamy wielkich opadów. Potrzeba ich, a jednak… wciąż nam niebiosa skąpią wilgotności. Cóż, może na wszystko przyjdzie czas, a może na nic? Kto to wie? Na razie świat się wyciszył, ale zaraz wrócą wiatry.

I ta niesamowita ciemność.

Nie wiesz, czy to już poranek, czy jednak nie.

Wstawać, a może olać wszystko?

W końcu na zewnątrz tylko ciemność, szarość, dziwna stalowość i mglistość, więc po co wychodzić? Jeszcze się człowiek zgubi? A może jednak o to chodzi, by wyjść i się zagubić? Kto to wie na pewno? Ja nie… ale ja lubię wychodzić niezależnie od pogody. Pewno, że zdjęcia wychodzą inne, ale inne, nie znaczy, że mniej intrygujące. Nie znaczy, że o wiele bardziej przygnębiające, bo ten brak światła sprawia, że wszystko inne zdaje się lśnić. Mocno i dziwnie desperacko.

Jakby chcieli pokazać, że radzą sobie bez słońca.

Twardziele, kurcze.

Te liście, te zielone, fluorescencyjne znowu pola. Te trawniki, stokrotki na nich i malutkie, żółte, mechate kwiatuszki. Takie urocze. Takie dzielne, gdy pogoda balansuje między 1 stopniem a czymś poniżej zera…

Co do świąteczności, to jest.

Niektóre domy poubierane w lampeczki. Tu i tam już choinka, najczęściej w kolorach białych, lub lekko siuśkowych, no ale. Taka tradycja i tyle. Tylko składać ofiary coby wiatr ich nie zdmuchnął. Bo szkoda by było…

Czy ludzie czekają na święta?

Oj, pewno część zaplanowała wakacje w tak zwanych ciepłych krajach, inna część spędza tam czas już od września, wrócą pewno dopiero na lato, no ale. Wiecie, ktoś musi pootwierać te pozamykane teraz sklepy. Ktoś musi błyszczeć oną „wyspowatością” i wszelką artystycznością. Ha ha ha! No dobra, to mocno dołujące „ha ha ha”, bo większość z nas biduje tutaj w tej ciemności – dobra, lubimy ją, ale niech nas pożałują, co nie – i tak nas nie kupują, a oni zabłysną słonkiem jakiejś Ibizy i będzie…

Od razu artykuł w gazecie.

Z drugiej strony chyba wolę takie artykuły niż te o promach. Bo z promami nadal wielka kupa i tyle. Ale z drugiej strony to chyba to samo. I tu oszustwo i tutaj, ale na promie możesz zginąć, więc… waga oszustwa mordercza. Ale i tak musisz wsiąść, bo jak inaczej? Nie weźmiesz auta na plecy i nie pójdziesz do Szwecji? Choć może spróbuję? No wiecie, taki tam pokaz wkurniczoności?

Bo nawet niebo teraz nad nami zajęte. Ruch tutaj jak na Chopinie w Polsce. Chyba jest tam takie lotnisko, co? A może nie ma…

Kurcze, nie wiem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.