Pan Tealight i Poganiacz liści…

„A ten bacik… kurcze, ten bacik to miał serio wylaszczony.

No na maksa!!!

Wiecie, tak naprawdę nic w jego burym stroju nie było istotne. Nawet te frędzelki i koraliki, nasionka poprzylepiane do tkaniny i malunki na twarzy czy dziwnie długie włosy, którym pozwalał łapać te zbuntowane najbardziej liście. Wiecie, onych rebeli, którzy nie chcieli się poddać jego woli. Ni wiatrom, ni grabiom ni czemukolwiek takiemu… nic nie bylo ważne tylko ten bacik.

Bo jakoś tak tylko on działał. A może było w tym coś więcej, ale obserwująca go zza okna, bezpiecznie ukryta Wiedźma Wrona Pożarta nie była do końca pewna. Jedno wiedziała. Liście pędziły, tańczyły, wirowały wzlatywały i opadały, a w końcu… znikały. Tajemniczo i z każdej powierzchni. Jakbyt tutaj na Wyspie nie trzeba było ich grabić, bo za wszystko odpowiadał właśnie on…

Ciekawe jakie miał ubezpieczenie i płacę?

A może robił to dla zabawy?

Miał taką pasję, lub obsesję, tudzież… sam składał się z nich i nie potrafił bez nich żyć, ale miał wielkie problemy w komunikacji międzygatunkowej, bo na bank sam nie był liściem, ale komuś mógł wymalować z liścia, lub podłożyć koło… bo wiecie, rower ze sobą ciągnął. Nigdy na nim nie jeździł, ale zawsze miał go obok. Niczym pieska, czy inne fajne zwierzątko. Wiecie, przyjaciela na zawsze…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Szczury…

No więc…

… wiecie, jest wyspa, są łodzie, więc są i szczury. I to jakie wielkie, no jak koty. A że koty, wiadomo, ze szczurami w dzisiejszych czasach nie walczą ino się żywią pieprzonym złotym kuskusem, czy jakoś tak, no to jest trutka. Podejrzewam, że trutka jest ekologiczna, tudzież, nie wiem, no małokilująca, więc gówniarze się uodporniły. Że my jeszcze nie mamy tutaj nowego Camusa, to się dziwię.

Czasem tak wielkie ścierwo leży na drodze, że człek myśli, że to dzieciak wilkołaka. Seryjnie!!! Albo jakiś inszy mutant. No gigantyczny truposz i to w całkiem niezłym wdzianku! Ino flaczki czasem trochę brudzą… no ale, jakoś tak, przyznaję, że częściej jeża widzę niż szczura. I z tego co wiem, to akurat właśnie poczciwy Igiełka jest o wiele lepszy niż cuchnący kot. Jakoś tak się nie lubią.

Problem szczurowy na Wyspie jest ciągły i chyba raczej większość wysp się z nim mierzy. Może to zaprzeszłość rybacka, może i teraźniejszość, miejsc wiele do ukrycia i ogólne naturalne możliwości, ale… kurna, przecież tutaj ludzie nie mają porozwalanych śmietników, więc na czym one się tak pasą? A może jednak z któregoś statku z II wojny światowej coś wypłynęło i mamy mistrza żółwia i jego nastoletnich mutantów szczurzych? No wiecie, odwrotnie niż w komiksach?

Bo przecież u nas tak wiele jest na odwyrtkę.

Właściwie to ciekawy koncept, nie sądzicie…

Bajkę można by napisać.

Choć z drugiej strony, to pewno tym, co szczury mają bardzo namacalnie, to chyba nie do bajkowego stanu. Znaczy daleko im do niego. No ale… nadal mnie korci, serio. Tylko z którego ze statków mogłoby to się wywalić? Hmmm… tak ogromny wybór, a wieczory takie ciemne, więc wyobraźnia szaleje.

No ale… wtorek był chyba najcieplejszym dniem jesieni.

Może i to 15-20 stopni trwało tylko chwilę, ale wiatr potęgował dziwne, suche uczucie i jakoś tak… cóż, dziwnie było. Teraz oczywiście z tego powodu znowu mamy sztorm, znowu promy odwołane i ogólnie mówiąc, znowu jest szaleństwo. Ludzie nierzygający zwyczajowo na promach doświadczają onej mało przyjemnej cudowności i jęczą.

I mają oczywiście rację.

Nowy przewoźnik, czy raczej przepływacz, nie ma promów odpowiednich na ten akwen. I nie ma tutaj żadnego znaczenia, że pracował na Kattegacie. Naprawdę nic. Jak się okazuje Bałtyk dookoła Wyspy jest nadzwyczajnie specyficzny – no przecież nawet syreny tutaj mamy – więc należy to przyuważyć przed stawaniem do przetargu. Czy czegotam. Bo ostatnio to zaczyna wyglądać coraz gorzej. I wiecie co, wszyscy mają to gdzieś. Przede wszystkim, niech mnie moze ktoś oświeci o co chodzi z oną popularnością katamaranów? Bo jak zasięgnęłam języka u wyjadaczy pływania, to jakoś im to nie leży z wysokością fal tutaj.

No ale… pewno marudzą i się nie znają, co nie?

Znają się.

Ci ludzie używają promów jak inni rowerów i samochodów, czy autobusów. Nie ma żadnych innych opcji. Nadal nie jesteśmy Jezuskami. Nie mamy też latających pociągów ni aut, wiecie, jak z Harry’ego Pottera. Wiedzą. Czują. Widzą… i tak, wiatry to coś na co nie mamy wpływu. A nawet jeżeli, to przecież nie pstrykną palcami i nie zmienią się w koty olewające wszystko.

Nawet te szczury.

Nie da się!!!

Co najdziwniejsze, polityczny świat na razie się nie odzywa. Ktoś tam zaczął bączyć, ale to dopiero dziś, więc wiecie, muszę doczytać. Ale… jeżeli politycy tak optują za mocniejszym zasiedleniem Wyspy, to sorry, ale jak zamierzają tych ludzi tutaj teleportować. Oj sorry, przypłynąć no. Przetransportować! Nie żeby to miejsce potrzebowało ludzi, raczej drzew i spokoju, oraz bana na Monsanto, no ale…

Ja tam się nie znam.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.