„Najpierw na niebie pojawiło się dziwne lśnienie.
Potem nagle rozległ się grzmot, chociaż nie atypowy, w końcu lato pełne jest wyładowań, ale jednak zaskakujący i niezwiastujący deszczu. A po tym pokazie światła i dźwięku z niebios zwiesiło się na białym, grubym sznurze, zwykłe, metalowe cynowe wiaderko i zaczęło sie zbliżać ku Wyspie…
Wiaderko zbliżało się powoli.
Początkowo wcale się nie kołysało, jakby nie istniał żaden podmuch zdolny zakłócić jego podróż, albo i trzymała je bardzo pewna ręka, noga czy inna tam macka. A może po prostu wiecie, no jakoś tak bardzo ciężkie było, czy coś? Właściwie dopiero tuż nad ziemią, nad wyschniętą trawą leżącą dookoła Pana Łindmilla trochę się zakołysało, jakby zauważyło schowaną w cieniu drewnianego wiatraka Wiedźmę Wronę Pożartą. Jakby wiedziało? A może jednak…
To nie był ich pierwszy raz?
Jakby przez te wszystkie lata oni odprawiali jakieś wzajemne spotkania: wiaderko cynowe i zwyczajna wiedźma w wieku dziwnym i prastarym, w ukryciu. Ukryciu tak bardzo… ukrytym, że zwyczajnie oślepiały wszystkich. A może nikt nie chciał ich widzieć? Może tak wiele było wystawione na pokaz na tym świecie, że po prostu mieli już dosyć i kolejna dziwność wcale ich nie intrygowała?
Gdy telepocące się nagle wiaderko dotknęło umęczonej upałem ziemi, ona podeszła i zanurzyła w niego swoje dłonie…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Zamęt nocy” – … bo lubię. Uwielbiam ten świat. Świat, w którym magia jest czymś namacalnym. Nie tylko wampiry i wilkołaki, ale ona cudowna, mityczna magia…
Tak, oto jest cykl – co znaczy, że nie należy czytać o tego tomu, lecz początku, który wychodzi teraz w nowej odsłonie okładkowej – który ma w sobie wampiry i wilkołaki. Arroo… tak w ogóle, czy one wciąż jeszcze są popularne? Nie wiem. Dla mnie świat stworzony przez Briggs to coś więcej. To magia, to one postacie poboczne, to te drobiazgi, które niekoniecznie mają kły i cztery łapy. Tak, oto jest cykl, który czytam nie dla bohaterki i jej włochatego męża – już męża. Zaraz, wróć, ona też umie być włochata!!! LOL No więc czytam nie dla nich, a dla świata magii.
Oj świat magii jest tutaj wyczesany. Nie tylko mamy wiedźmy, nie tylko wszelakiego rodzaju stwory i byty, ale przede wszystkim mity. Bo ta autorka doskonale korzysta z krytyki i wykorzystuje ją. Tak, oto jest autor prawie święty, który przyjmuje na klatę, że zrobił byka i zasięga porad, zatrudnia pomoc (niemiecki, mitologia, badania). I z tomu na tom wciąż potrafi wciągnąć.
Olać to. Pożarłam książkę na jedno posiedzenie, chcę więcej i tak, chcę w niej więcej magii. I kowala i jego syna i… nie zdradzajmy więcej. Chcę więcej tego świata, choć tak naprawdę mogłabym wyciąć z niej tych dwoje. Hmm, czyż to nie dziwne?
U nas serio to ludzie mają problemy z przestrzeganiem prawa. I to mocne problemy, zapewne jakoś wrodzone, czy coś… może po polskich przodkach LOL? No co, pewno mają takowych, tylko się nie przyznają.
Sprawa z Gudhjem jest dość dziwna.
Facet wybudował szpetną małą szopę, bo niby może, ale nie może, więc nakazano wyburzenie. Ale prawnie może, problem w tym, że miejsce to takie, które naprawdę jest niebezpieczne dla ruchu, więc czy on serio może czy on może ma gdzieś wszystko? W to jeszcze zaplątane są prawa i umowy niewypełnione, ogólnie burdel. Niby wynajął to czarne, drewniane, podłużne coś, co jeżeli znacie port w Gudhjem wiecie, gdzie stoi, w znaczeniu budynku. Ale umowy nie dostał, więc… klucze chyba ma, po co mu więc szopa? No i jeszcze właściwie właścicielem jest onego Surf Lodge’a, który jest do wynajęcia, a jak chciał sprzedawać jedzenie, to czemu nie tam?
No ale…
… problem główny to to, i warto ono to zapamiętać, że w Danii umowę można przypieczętować na twarz, na rękę i tak dalej. Bez podpisów, więc gdy podesłano mu prawny wycinek smsem, że do iluś tam metrów kwadratowych można sobie coś postawić, to se postawił i wiecie, chciał użytkować, ale… Ale przecież nie dość, że to szpetne, nie dość, że hamuje ruch, utrudnia widoki, spokojność wszelaką i tak dalej. Na dodatek jest w środku miasta, do którego prawa mają różni, to jeszcze okazuje się, że ten co postawił nie ma stałego miejsca zamieszkania, pierun wie gdzie dochody i takie tam, więc skąd i kto mu dał prawa do tego wszystkiego?
No kto?
Widzicie, wszyscy chcą zarobić, a w takim miejscu zarobić oznacza lato. I dlatego najwięcej tych wszystkich przekrętów wyłazi w tym okresie. Jedni kopią pod innymi dołki i nagle już nie będzie picia wina w Listed, bo tam król jest tylko jeden. Ekhm, tak, taki gość od pływających diamentów i zegarków. Nie ma żadnego znaczenia, że ten król zajął się też już kilka lat temu gastronomią dobrze kumając, że przecież na loda to zawsze każdy wpadnie, a te tam błyskotki to kogo tam stać… Baczniejszy wzrok sąsiadów zakapuje czy nie robicie czegoś nie tak w swoim własnym ogródku i czy macie wszystkie pozwolenia na oddychanie. Taki trochę PRL, gdy wiedzieliście, że sąsiad sąsiadowi zawsze ZOMO.
Tutaj to normalne.
I wciąż wątpię w cokolwiek zwane „pomocną, duńską dłonią”…
Gorzej…
W różnych już obecnie częściach Wyspy, wykryto pałeczki okrężnicy, więc to chyba już jakaś tam epidemia. Pamiętajcie, że to wykrywa się po fakcie, więc polecamy baseny bardzo własne, brodziki, prysznic i tak dalej, ale jak już prysznic, to bez połyku, bo i w pitnej u nas ostatnio coś się lubi kręcić. A tu każdy przecież ciągnie prosto z kranu. Kurde, upał straszny, ale pływać nie można?
Jak żyć?
Tak, nadal gorąco, sucho i tak dalej.
A tutaj już końcówka lipca.
Bryza chłodna od morza nie istnieje, albo pojawia się od wielkiego dzwonu, przynosi ułudę i spiernicza w swoją stronę. Znajomi w Finlandii padają od gorąca, wiadomo, heatwave. A może to ten księżyc? Bo wiecie, podobno znowu mu odbija, a na dodatek ono odbicie ma teraz trwać ponad 4 godziny, więc… może zwalmy wszystko na księżyc, bo jakoś tak ciągle na siebie. Nie, już mam dość.
A i tego całego słońca też powyżej koron drzew. I pomyśleć, że kiedyś tak mnie zachwycały pustynie. Kurde, może człowiek teraz dorabia się własnej, a nawet o tym nie wie? Ech, może lepiej nie myśleć nazbyt wiele?
Może?
Wiecie co wkurza, te wszystkie memy o lecie, co to że niby w Danii zawsze pada? Ekhm, nope bitch! Co jak co, ale rzeczywiście fajniejszą niż zwykle zimę mieliśmy w tym roku, ale wciąż logicznie bardzo ciepłą. I tak dalej… i nie, zima naprawdę nie trwa tutaj osiem miesięcy, co za czub to wymyśla? A może przepisuje z tych memów angielskich i irlandzkich? Podobno u nich ciągle pada, choć jakoś chyba od 2 miesięcy też się ciepłołejwują, więc raczej pewno nie…
A wam jak leci ten heatwave?