„No przywlokła swe dupsko.
Wiecie, taki model wszelakiej wkurwiającej pogodności, ale ogólnego braku zrozumienia, o tuszy sporawej, ale nadmiernie szczęśliwa i ogólnie czirful. Wielbiąca wszelaki majndfulnes, wielkie kiecki w kwiaty, malutkie torebeczki w kolorach ogólnie niepasujących i mocno rytmicznie trzęsąca podbródkami, które chyba kumulowała w różnych miejscach ciała. Nawet pod kolanami. A tak, do tego ta kiecka, niebieściuchna w wielkie, różowawo-burgundowe kwiaty, nie zakrywała jej kolanek, więc niestety człek…
… widział.
Nie nie podobało mu się to.
Bo co to miało znaczyć?
Że niby jakie miało być lato? Takie zdrabniające wszystko? Bo tak, ona reagowała wyłącznie na słowa takie jak: portfelik, pieniążki i kawusia. W pewnym momencie Pan Tealight pobladł, prawie zbielał i udał się za Wiedźmą Wroną Pożartą, która obiecała sobie zwiększyć ilość ćwiczeń, a potem zrzygała się obok schodków. Na szczęście Przedwieczny nie trafił w nią.
Zatrzęsło nim i posiał wiązkę dalej…
… do rzeczki.
Nie, co jak co, ale z tym Latem, oną Lateńką się nie dogadają. Nie, nic z tego nie będzie, oj nie. Kompletnie. I nie chodzi o to, że Wiedźma Wrona ogólnie raczej z latami sobie nie radziła. I tymi gorącymi i tymi upływającymi, więc wiecie, w jej wieku to już raczej nie ma co czekać na TAKIE zmiany.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Sol over Gudhjem…
Kobieta wygrała!!!
Wciąż mi się ta reklama włącza, więc wkurzona olałam w tym roku. Zresztą ciepło, sobotę można inaczej spędzić niż w tłumie… A tutaj baba wygrała. No nie wiem jak to się stało i tak po prawdzie kij mnie to obchodzi, ale zobaczę raz jeszcze tego gościa, a moja pięść dokona spustoszenia w monitorze laptopa. To dziwne, że zwykła reklama może tak bardzo wkurwić człowieka. Już przypominam sobie dlaczego – poza wiadomościami i durnotą – nie oglądam telewizji. To jeden z tych kucharzy wielce tam wypromowanych przez oną kulinarną imprezę u nas.
Bo podobno ona taka wielka.
Ja tam do końca z rozmiarami ślubów nie wiązałam, wiecie, nie znam się, ale jakoś mi się nie zdaje. Spoglądając na to śliczne Gudhjem dziś, w piękny słońcu, wiaterek chłodny, morze w końcu trochę przybrało, jakoś tak pozostały po onej imprezie tylko jakieś przyczepy i kabelki. Pewno ściągną to po weekendzie. Śmieci na szczęście nie widać, co cieszy, no i zwyczajowy market w porcie też się dziś odbył. Ten market akurat uwielbiam, bo można kupić i roślinki i kryształy i minerały, skamieliny i biżuterię, cuda rąk własnych oraz oczywiście sztukę wszelaką. Naprawdę niesamowite zgromadzenie ludzi jeżeli o mnie chodzi. Gdyby tylko człek miał coś w portfelu, to i ten labradoryt był mój i to drzewko i oczywiście ten płaskacz z lapis lazuli. Ale dostałam trolla i kawałek labradorytu, więc zacieszam troszkę.
Jeżeli chodzi o market, to dziś – niedziela – odbył się też ten „Pa toppen”, czyli obok wiatraka. Wiecie, ono wielkie białe, lekko górą pleśniejące, co przez dwa sezony było takie modne, ale jak zwykle z tego zrezygnowano Bo tutaj jakoś tak łatwo wszyscy rezygnują, jeśli Królowa nie klepie po główkach, milionów i orderów nie ma… po prostu, idą gdzieś indziej, co innego robią. Market za okazał się zwykłym loppemarketem, czyli zbieraniną tego co wielu może zainteresować: stare, niepotrzebne ale intrygujące, ale co mnie osobiście przeraża. No i te wszechobecne papierochy…
Niemiła atmosferka.
Lepiej posiedzieć nad wodą. Bo Port Północny nagle przestał smrodzić!!! Hurrra!!! Przeczyściło się, na brzegu zielenina i piękne, malutkie jasnofioletowe kwiatuszki. No raj po prostu. Czysta woda i te kolory skał!!!
Cudowności.
Problem promowy mamy.
Znowu.
Widzicie na Wyspę, nie oszukujmy się, najłatwiej dotrzeć promem. Samolot może i lata, ale co prom to prom. I wziąć można więcej i samochód nawet… i jakoś tak pogodowo, no po prostu lepiej. Dlaczego jest problem? A bo chcą by ostatnie promy wypływały spoza w okolicach 18tej. A nie tak jak jest teraz ponad 2 godziny później. Oczywiście to dla dobra Turyścizny. Podobno, bo jej przedstawiciele twierdzą, że im tam okay, a jeszcze ci z dala co tutaj mają sommerhusy, t już w ogóle są z tych późnych promów szczęśliwi. Oczywiście szczęśliwi są też ciężarówkarze, bo wiadomo… no i ci, którzy pracują poza Wyspą i chcą wrócić do domu na weekend. Ale przecież Destination wie lepiej. Wiecie to, to jest ta najbardziej WKURWIAJĄCA sprawa, że ktoś, kto tutaj nie mieszka rządzi tymi, którzy tutaj żyją. Muszą ścierać się z pogodą, brakami w sklepach, suszą, marudzeniami pogodowymi…
Wszystkim.
Bo to, że kocha się Wyspę, nie znaczy, że miłość ona często nie boli. Bo boli i to nawet bardzo często. Szczególnie przy tym, jak chcą całkiem zniszczyć pocztę. Kurna, wyobrażacie sobie świat bez listonosza? Bo ja nie.
To będzie mnie dobijało. Bo przecież nie dość, że ludzie stracą pracę, a z tą krucho tutaj, to na dodatek… no co z przesyłkami? Ludzie kupują wszystko przez internet, więc kto to dostarczy? Mamy odbierać w sklepie? A co z tymi, którzy są starsi i zwyczajnie nie mogą, albo nie mają czasu? No ludzie!!!
Na stresy wszelakie najlepszy jest mały port.
Pełno ich na Wyspie.
A większości pewno nawet nie widzieliście, nawet jeżeli ktoś wam wmówił, że już pokazane wszystko. Nie wierzcie, bo większość perełek odkrywa się samemu. Na nogach, plącząc się w zaroślach – tu pamiętajcie o kleszczach, czyli długie portki, oraz o żmijach, które przez oną suszę, która wciąż trwa, choć chyba za oknem słyszę jakieś krople strasznie są agresywne, zresztą i jaszczureczki dziwnie wkurzone – łażąc po prawdziwym, pełnym nabrzeżu. Odważając się zejść ze szlaku i wpadając na stare chatki, na malutkie wycięcia w skałach, pogłębienia, betonowe, malutkie wsparcia i te kolorowe łódeczki. Czerwone, niebieskie, zielone i białe i różowe, i pomarańczowe… jak kto lubi. I jeszcze te różne, dziwne rybackie sprawy. Jakie to wszystko tajemnicze. A jakie barwne i zawsze pokryte łuską – na szczęście. Po prostu bajka. Stara bajka.
Z dawnych czasów.
Jak listonosze…
No ale.
Mały port, przycupnięcie w nim wieczorem, w zachodzącym słońcu, lekko chmurzącym się nieboskłonie. Jakbyście mogli zawsze wypłynąć. Jakby wszystko było możliwe, bo morze wciąż zdaje się być taką wolną strefą. Pozbawioną dziwacznych praw… zaleceń i całkowicie nieoceniające. Chociaż jeśli popełnicie błąd, to was ukarze. Dlatego zawsze uważajcie. Ale samo siedzenie i ta możliwość i te drzewa mewy, które wciąż drą się, jeśli jesteś na skałach, bo niektóre chyba późno zaczęły wysiadywanie… agresywne małpiszony. Niby rozumiem i staram się w pewnym okresie unikać tych miejsc, ale żeby tak długo siedzieć na jajach. No ludzie!!! Znaczy no ptaki!!!