„Nie chciały…
Wcale nie chciały brać udziału w tej czy innej, kolejnej, dziwnej, pokręconej, nie do końca zrozumiałej, sprowadzającej wielkie szaleństwo, zawsze jednak zbliżone do tej wcześniejszej… miłości.
Tak w ogóle, to miały własne problemy.
Wiecie, na przykład te kluczyki. Kluczyki niewielkie ale łapczywe. Niby pasują, ale tak naprawdę, zdradziecko pasują do wielu, więc… zboczeńcy, seksualni amanci, wszelacy niedbający o swoje panny. Albo te numerki, te kody, zawsze się tak źle kojarzące. Nie, naprawdę miały własne problemy.
Do czego im jeszcze ludzka miłość?
I tak naprawdę, ona odpowiedzialność.
Czy ludzie mocniej poszaleli? Zamiast zajmować się własnymi uczuciami, oną drugą częścią, by dbać o nią, o niego, o nich, rodzinę, przyjaźnie, wszelkie kontakty, tudzież akceptować własną samotność we dwoje… potrzebują kłódek? Naprawdę? I klucza rzuconego w morze… „… nikt nas nie rozłączy, tyko ty o Boże?”. Kto to napisał? Poza Małą Wiedźmą wiek temu? Tak, ona teraz i wtedy rozumiała. Wiedziała, że rodzi się nowe bóstwo, a które będą mogli zrzucić winę za niepowodzenia wszelakie w sferze uczuć. Że ona powie: nie zrobiłeś tego, źle myślałeś, a może w ogóle nie. A on będzie milczał, udawał, że nie usłyszał, chociaż usłyszał.
Na pewno usłyszał…
Zawsze słyszał.
A one.
Zgwałcone przez kolejny kluczyk pasujący do zbyt wielu z nich, nie mogły protestować. Bo jak. Ich przecież nikt nie słuchał. Były dla większości tylko kłódkami. Może i we fywolnych kształtach, może i w odmianach serc, zwyczajnymi w wielorakich kolorach, wielkościach, sposobach zamknięcia…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Wiosna wiosną, lato za pasem, więc…
Jak planujecie sobie wakacje?
Czy wszyscy wyjeżdżają na jakieś wyprawy, zagranice wszelakie i tak dalej? Serio? Czy ludzie mają urlopy? No wiecie, takie dni, gdy serio nic nie robią? Czy to w ogóle jest możliwe dla kobiety, by nic nie robić? Nie wiem, u mnie się raczej nie sprawdza, więc w pinse oczywiście czyściliśmy ogród, podjazd wygryziony do suchej niegleby i cały świat już wie, że paranoja na posesji!
No ale.
Duńczycy na świecie pobudzili wyobraźnie wielu pragnieniem wkroczenia na Everest bez tlenu. Tak wiem jak teraz wyglądają wycieczki na ów ośmiotysięcznik… Chociaż po takich nalotach i trzęsieniach, to czy on nadal ma te osiem tysięcy? Czytałam, że go trochę zadeptali. No mniejsza. Oczywiście wyprawa głośna i tak dalej. Powiodła się w około 30 procentach. Po pierwsze na szczyt dotarł tylko jeden z pary, a po drugie jednak leciał na tlenie. I tyle. Ofiar nie było, więc i tragedia kolejna oszczędzona światu. Tak szczerze, to wciąż mnie gryzie, że ludzie to robią. I że obecnie to wygląda tak dziwacznie… wykupujesz zwyczajną wycieczkę. Cholernie drogą, która spokojnie może się zakończyć śmiercią, a już na pewno coś sobie odmrozisz albo nadmrozisz… za dużo książek czytam, ale wciąż nie rozumiem.
Dlaczego?
Po co?
Z drugiej strony do Czarnobyla też na wakacje ludzie jeżdżą, więc co tam, wiecie, ekhm… może zwyczajnie nie rozumiem tego świata. I wolę jednak te moje dolinki załamania, skały i wszelakie trawy, plaże wszelakie i lesistości. Cuchnące kwitnącym czosnkiem. Mocno zieleniące się, ale wiecie, nie jakoś dziwacznie. Po prostu. Tak już zmieniające zieleń i one lekkie rdzawości wiosenne na ciemną zieleń. Bo to taki czas. Może i susza, ale jednak trzeba lecieć dalej jak się jest drzewem. Nie da się inaczej.
Czy ja czekam na lato?
Niezbyt…
Ale jestem dziwna, więc mi wolno, co nie?
Na Wyspie jak zwykle.
Jedni przyjeżdżają, inni wybywają, więc jest o czym pisać. O nowych smakach wyspowego, samozwańczego lakridsowego króla, nowych knajpkach, starych, brakach w rejonach zatrudnienia, no i wiecie, nadchodzących wydarzeniach kulturalnych. Nie żeby ktoś ich wypatrywał. Chyba już straciłam nadzieję, jeżeli o to chodzi. Za to kronprins pobiegł sobie ślicznie, u siebie… a może raczej nikt nie chciał go wyprzedzić w tym maratonie, czy czym tam, nie wiem. Za to obserwujący wszystko obcokrajowcy wszelacy byli zaskoczeni tym, że tak może osobistość być blisko, że rozmawia z chłopstwem i ogólnie nie w papamobilu zamknięta.
No wiecie…
Ogólnie mówiąc top temat ostatnio, to śmieci.
A tak, nie ma co się oszukiwać, od jakichś nastu lat jest u nas coraz brudniej. Ulice si lepią. I to dosłownie. Gówna psie, od czasu uchylenia ustawy o strzelaniu do psów, jest źle. Nie żebym popierała strzelanie, ale wydaje mi się, że wisiał nad właścicielami jakiś miecz Gównokleklsa, a teraz hulaj dusza, strzelby nie ma. Sraj gdzie chcesz. Do tego oczywiście pety, butelki po wielkich, wszelako nie zawsze nocnych libacjach i puszki czy opakowania po pizzy i innych żarciach na wszelaki wynos. Miasto się lepi. Jest po prostu obrzydliwie. Wiem, że dla większości to zwykły stan, ale nie tutaj.
Ale przecież dzieci się muszą bawić, bo co one tutaj mają. Nosz wkurwia mnie ten tekst maksymalnie. Jak to co mają? Świeże powietrze, możliwości ekologicznego rozwoju, internet i siebie nawzajem. Do cholery, my mieliśmy patyki, nóż i ruiny!!! Ale no przecież to czasy dopieszczania, przecież oni wszyscy tacy zestresowani!!!
Czyszczenie plaż w toku, nawet mamy nową maszynę do usuwania graffiti. Ogólnie mówiąc serio jakoś tych świństw jest więcej. Torebki, puszki, butelki. Bez przesady, ale z roku na rok tego więcej. Wiem, że ludzie śmiecą, ale wydaje mi się, że więcej statków zwyczajnie gdzieś tutaj zrzuca swoje ładunki. I wcale, ale to wcale mi się to nie podoba. Nie zobaczycie tego na wszystkich plażach, bo takie cuda gromadzą się w miejscach nurtów, czy przy rzekach, ale jednak zobaczycie.
I jest to przerażająco smutny widok.
Bolesny.
Poruszający i uświadamiający, że nie ma ucieczki od kulistości ziemi.
PS. Chleba brak!!! Nie wiem co się dzieje, ale pieczywo nam wydzielają!!! Poza suszą, to chyba jedna z gorszych wizji… uświadamia nam jak będziemy w dupie, jeśli serio przestaną działać sklepy. Oj tak.