Pan Tealight i Alejka…

„Niby była to tylko ona, Alejka.

Napuchnięta kwitnącymi drzewami, świeżą trawą, dziwnie równo, choć z równym zakolem, wyrysowaną ścieżką. Piękna, krótka, ale mocna i pewna siebie. Zawsze coś mająca do Wiedźmy Wrony Pożartej. Zawsze chcąca, pragnąca jej uwagi. Zawsze krzycząca, gdy tylko widziała ją w pobliżu, ale szczególnie w tym okresie… bardziej nachalna.

To dlatego co roku ją stamtąd musieli wydostać.

Co roku zrywali z niej porosty, korzenie, odczepiali ostrożnie płatkami obsypane gałęzie. Niczym z chrzanionej królewny w wieku niemłodym. Albo wiecie, wymyślnej potrawy, która kryła się w głębi lekko pokręconego naczynia. Ale smacznej potrawy, żeby nie było. Wiecie, bardzo może nawet smacznej…

Ogólnie mówiąc mało kto wierzył w to, że ulice, alejki, czy jakiekolwiek, często nawet nienazwane, niechrzczone, całkiem przypadkowe, zakątki mogą posiadać tak potężne w sobie siły by przywołać do siebie człowieka i wiecie, no związać go i mieć niczym zwierzątko na zawsze tak. Ale w końcu komu potrzebna jest wiara, jeśli właśnie ugryzła go dzika czereśnia czy inna tam wiśnia w pełnym rozkwicie. Małpa jedna, tak milusio wygląda, a takie ma zębiska, gdy się nie patrzy, gdy chce się odzyskać zintoksykowaną Wiedźmę Wronę. No bo oczywiście, że znowu dała się złapać na te kolory, na one szepty, słowa specjalnie dla niej wczesane przez wiatr w drzew płatki i pojedyncze liście… wiecie, niereformowalna… No taka jest.

Tym razem trochę się spóźnili…

Może nawet więcej niż trochę?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Za oknem ciemność.

Coś zwyczajowego, gdy noc nadchodzi, ale nie przy takiej pełni. Chyba? Może jednak ten dziwny wiatr, który pojawił się nagle, całkiem niezapowiedziany, przykrył księżyc i już nikt nie będzie wariował? Ale co z drewnianymi krzyżami?

Co jeśli pofruną?

A tak, nie wiecie o jakie krzyże chodzi?

A może lepiej, nie kojarzycie żadnego wzgórka z krzyżykami, jak to mają w niektórych krajach ku pamięci, czy coś w ten deseń… ale teraz i my dołączyliśmy do tej gromady. Krajów z krzyżami. Nie tylko onymi na cmentarzach, tak nielicznych, nie tylko granitowymi, ale też zwykłymi, drewnianymi, ku pamięci… drzewa.

Lipy.

Ściętej nocą, ukradkiem… jak kurcze drzewa w Londynie. Po kryjomu. Całkiem oczywiście dbając podobno i mając na uwadze bezpieczeństwo uczestników wszelkiego ruchu drogowego… ekhm, jakoś ten ruch przy maksymalnie rozpieprzonych drogch wam nie przeszkadza, co? No mniejsza. Przegraliśmy. Ale to jeszcze pikuś. Nie tylko postawią koszmarek na rondzie, nie tylko wycięli zdrowe drzewo – jak setki innych na Wyspie ostatnio, ale przede wszystkim nie słuchali ludzi, obrazili ich, wyzywając od nieuków, nieczułych na piękno etc… Ale chyba przede wszystkim chodzi o tą ukradkowość. O to, że nikt nic nie widział, więc nic nie powie. Teraz zamiast pięknej lipy i trawki jest kopa ziemi. Kupa ziemi, w którą ludzie powtykali krzyże. Drewniane. Ręcznie zrobione. Krzywawe. Różnorodne jak oni sami. By pamiętać? Bo przecież nikt inny nas nie słucha, co nie? Wciąż jeszcze wierzycie w Bright Green Island.

W randap też wierzycie?

I jak wam idzie?

Tak, to było tylko drzewo.

A może jednak coś więcej? Może ktoś w końcu powinien na coś zwrócić uwagę? Ech, kogo ja oszukuję? Tutaj się nie słucha ludzi, ale gazety powiedzą wam inaczej. Tutaj stawia się drogi szmelc z naszej kasy i każe uznawać go za cuda wszelkiej myśli człowieczej i wytwór boskich, ludzkich rąk. A Winni, tia, to ta co rządzi, i tak ma to w dupie – tak, dziś jestem tak wkurwiona, że mam głęboko w zadku, że używam TAKICH słów – i tak w przyszłym roku nie kandyduje, bo wiecie, się obraziła. Bo nagle nie wszyscy śmieli na nią głosować. Nigdy nie zapomnę, że mimo drogiej kiecy i muskulatury z opalenizną, wciąż przy starszej o wiele Królowej wyglądała jak pomywaczka.

Tego nikt mi nie zabierze.

Wiecie, co w tym najgorsze?

Że ona cholerna sztuka jest sprowadzana z kontynentu, zamiast z Wyspy. Każdy z chęcią umieści artystów w broszurze turystycznej, ale nigdy nie będzie ich naprawdę promował, czy kupował sztukę. Nie. Jesteś stąd, więc musisz dawać za darmo. A takich geniuszy tu mamy. I oczywiście nie mówię o sobie!!! Ale gwóźdź programu nadchodzi… cała ona sztuka ma być umieszczona tam dopiero jesienią. JESIENIĄ!!! Po chuj wywalać drzewo kilka miesięcy przed?

Prawda jest taka, że nacjonalizm nie istnieje.

Tylko chowa się we mnie!!!

Ale te wszelkie wizje kraju względnej szczęśliwości raczej już dawno poszły się paść. I tyle… poranek wstaje taki, że nie do końca wiadomo, czy jest słonecznie, czy będzie słonecznie, czy może jednak ten smród zabije wszystko? A tak, znowu wali. I na pewno nie jest to gnojówka. Ten smród powoduje u mnie ostatnio dziwne wariacje skórno-zatokowe, więc mocno coś jest nie tak. Ale w końcu Monsanto wygrało i coś, co zwą ekologiczną perłą jest ponownie… kłamstwem.

Ale popatrzmy na kwitnące drzewa… oj, w nocy tak wiało, że już ich nie ma. Dobrze, że jabłonie jeszcze nie zaczęły kwitnąć, więc może się jednak załapię na jakieś sesje kwietne? Może? Kto to wie? Forsycje za to wciąż dają radę. Ptaszki świergolą, ale nie jak tak cuchnie. Jakby też uciekały od smrodu, jakby wiedziały, czuły, a może dostały email o tym, że dziś nie śpiewamy?

Kto to wie?

No ale. Mamy maj. Nie da się ukryć. A przynajmniej tak pokazuje kalendarz. Zresztą na pewno widziałam jak kwiecień się kończył. Jakoś sam ów koniec przeszedł jednak niezauważenie. Zresztą, czy to takie ważne, tak naprawdę? Jedni czekają na wakacje jak na zbawienie, inni znowu jak na wolność żarcia, puszczania się i wszelakiej samowolki, a jeszcze inni po prostu żyją. Bo wiedzą, że nie będą mieli wakacji. Tak po prostu. Wielu tak ma. A raczej nie ma. Z drugiej strony tutaj wakacje można mieć zaraz po wyjściu z pracy. Jest i plaża i las i rzeka… i wszystko w wielu odcieniach natury. W kwiecie swej różnorodności. Może to wystarcza? Jeszcze jak się trafi na nieśmierdliwe miejsce, to już po prostu raj.

A teraz wybaczcie, przywlekę pranie, bo się zacuchnie na amen z pacierzowym stosem. Tudzież wiele zdrowasiek…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.