„Buziaczek zawsze była oną najcichszą z Wiedźm z Pieca. Tą spokojną, o to jak klątwi, to cię od razu szlag trafia, ale nie boli. Co nie podkłada nogi, ale od razu arszenik w pigułce aplikuje podskórnie. Wiecie… tą, co wierzyła w Ufoki, a oni w nią. Chyba się lubili. No i tą, która zamiast zwyczajowego czarnego, czy innego ciemnego ubranka nosiła kombinezonik ze srebrnej folii i czapeczkę z tego samego materiału. Po prostu zwyczajna i tyle. No nic złego właściwie, a może raczej coś, co nazwać by należało brakiem dostatecznych wiadomości? Kto to tam wiem. Buziaczek była cicha i wszelakiej spokojności, nie podżerała nikomu smakołyków najbardziej kochała pierogi z każdym nadzieniem i barszczyk czerwony, ale taki gęstawy…
Właściwie poza tym srebrnym wdziankiem niczym się nie wyróżniała, nie wychylała się, ogólnie mówiąc był dość cicha, spokojna, wszelako czasem niewidoczna, aczkolwiek w razie potrzeby wszyscy ją znali… jakoś tak przyciągała wszystkich potrzebujących pomocy, wszystkich, którzy nie wiedzieli jak sobie poradzić i po prostu, wiecie, nie do końca rozumieli jak to działało…
Czy ona wiedziała kim była, co robiła i co mogła? Pan Tealight nie był pewien, ale po prostu… pewne rzeczy się działy, gdy ona była blisko, gdy na kogoś zwracała uwagę, albo gdy mówiła TAK. A mówiła, cóż, jej głos to całkiem odmienny rozdział. Był gruby, donośny, męski, ale nie męski pojedynczo, raczej jak cały męski chór śpiewający Bogurodzicę w największym kiblu świata. Jak wojownicy wybywający w bitwę, jakby była jedną z nich trzech, tych, które zawsze oglądały pola bitew. Które były przy konających, która zawsze zamykała im oczy, szeptała dziwne słowa…
Tak… Buziaczek była tajemnicą.
Ale co tutaj nie było?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
No to pada.
I wieje…
Bez urazy, ale to dobrze żyć w świecie, w którym wciąż można zauważać pogodę, a nie tylko ten cały szit dziejący się w świecie. Gdzie drzewa wciąż stoją, chociaż wycięli ich tyle, że płakać się chce, gdzie drogi są, choć dziurawe i ogólnie mówiąc robotnicy już nie są ładni i kulturalni, ale wyglądają jak zakapiory. Gdzie śmieci nie zabierają, bo po co, przeca recycling se pewno z tamponów mogę zrobić. Ekhm… że narzekam, ależ gdzież tam, tak się kurna hygguję, nie? A człek hygguje się tym, co ma dookoła, więc nie tylko świeczki i picie, ale i te drogi i śmieci i Millenialsi przejmujący kasy w sklepach. Totalnie niekumaci, nie potrafiący dodać dwóch do dwóch, a każdą prośbę o znaczek priorytetowy kwitujący dziwacznych rechotem i pytaniem: ale co? Znaczek na list Millenialsie!!! List. Wiesz, stary bajer z kartkami, małymi prezentami i wielką ilością pisanych literek.
Tutaj człowiek strasznie przeżywa każde załamanie ciszy. Naprawdę. Samochód, krzyk, głośna rozmowa. Cisza jest zbyt cenna, by ją niszczyć. Ci co ją niszczą zdają się być największymi zbrodniarzami. Głośne samochody, głośna muzyka, petardy… na szczęście pewne sprawy reguluje prawo, ale… Policja już dawno stwierdziła, że zbyt wiele mają problemów z problemami z imigrantami oraz granicami, więc nie będą się zajmować pierdołami. Jakaś kradzież, jakieś małe rozbójki, pijaństwo czy coś w te deseń. Nie, to nie dla nich, ale wiecie co, ostatnio znowu stoją z suszarkami przy drogach susząc asfalt. Mokry w końcu… pewno kasy potrzebują. Bo przecież na mandatach zbiera się jej najwięcej, a tutaj na bani to większość jeździ.
No nic, popatrzę sobie w ciemność, pouczę się, popiszę, poczytam… wiecie, porobię te wszystkie dziwne rzeczy, które mało kogo obchodzą w dzisiejszych czasach, Żadnych hakerskich ataków, żadnych porno kaset… ekhm plików chyba, no ale, wiecie jak to jest. Może dzięki gołej dupie wywinduję rodzinkę na szczyt? Może to w dzisiejszych czasach jedyna droga. Bo przecież i tutaj, jak nie zabłyśniesz, to nie zaskoczysz.
Ech…
Wieje i pada, pada i wieje. Może dziś nikt się nie będzie ruszał, trąbił i głośno jeździł? Może jedynym dźwiękiem będę ja, dość cicha i ten deszcz i wiatr?
Może?
Może nie mycie stóp, ale się liczy, co nie? Nakarmić biednych i starych, a potem opisać się w mediach. Bo przecież polityka tak działa. A Winni ostatnio straciła właściwie więcej, niż zyskała. Musi się podlizać. Z kolejnych politycznych spraw, to jeden za późno zdjął swoją dyktę ze słupa – wytłumaczył, że nie on roznosił i nie wiedział, że tam wisi i jak sie dowiedział, to oczywiście zdjął, wytłumaczył też, że ekologiczna, że oczywiście z pokorą przyjmie naganę i karę pieniężną… ale tak naprawdę?
Hmmm… czy to ważne?
No i kto doniósł?
No wiecie, u nas to taka polityka. Pokrętna, dziwaczna, mocno męcząca i swojsko samolubna. Nie oszukujmy się, ale taka, jak w innych miejscach. Cudów nie ma w tym wymiarze, a i w innych jakoś tak raczej kuleje…
Tak bardzo często człowiek już nie może się w tym odnaleźć. Tak bardzo mocno chciałabym po prostu uciec od tego, zamknąć się w lesie jakimś – no bo te spacery mi potrzebne!!! – za murem, mieć kawałek ziemi i dostawy ze spożywczego, bo smród kur mnie dobija. Ekhm… nie wiem czy wiecie jak wonieją kurczaki podgrzewane lampą, mokre kury i ich obieranie, trzebienie… nie, to nie dla mnie. A na jagódkach tutaj za daleko nie dojadę. Po pierwsze mało ich i kwaśne, a po drugie, to wiecie, Turyścizna wszystkie wyżera. Czereśnie też łupią. Człek nie nadąża. Ale za to po raz pierwszy widziałam w tym roku żeby zwykli miejscowi zbierali jabłka dzikie. Niby na poły papierówki, znajome coś, ale jednak… żeby zbierali?
Hmmm? Może z Polski byli?
… świeczka zaczyna kopcić, trzeba wstać i knota jej przyciąć, ale i tak zaraz czas na spanie. Noc nadeszła, trzeba w końcu po prostu oddać się snom, bo to nawet jeśli straszą, to przynajmniej można się z nich wybudzić. Choć może z niektórych nie? A z innych znowu nie warto? A może życie we śnie nie byłoby takie złe, bo ja czasem potrafię stworzyć takie fajne historie. Takie niesamowite… zbyt często aż coś boli, gdy się kończą, mdleją, blakną, opuszczają mnie. Zapominają się, jakoś tak same. Szkoda. Al tak bardzo czasem chcę w nich zostać. Nie żeby były perfekcyjne. Nie. Ale są jakieś… bardziej logiczne, choć smoki chłepczą krew z butelek z kryształowymi smoczkami a Starsza Pani rodzi właśnie pierwsze dziecko z pięcioma głowami i zbyt małą liczbą członków.
Świat w końcu jest dziwny.
Zbyt dziwny.