Pan Tealight i CallWitch…

„Długo się zastanawiali nad numerem, bo musiał być i z szóstkami i niedługi, wiecie, jak człowieki w desperacji, to nie spamiętają masy zer, tudzież innych kombinacji, a jeszcze literki, może o to chodziło…

Samo, dość może i dobitne i raczej mało oryginalne: 666, jednak okazywało się już bezczelnie zajęte, wot dziwaczna bezczelność, próbowali coś z tym zrobić, ale nie wyszło, więc… No a same trzynastki, to nie w jej stylu, no nie, kompletnie nie w JEJ stylu, więc… co z tym zrobić?

Jak opisać…

CallWitch!!!

Niby można literkami, ale przecież się nie zgodzi. Że niby co? Jeszcze znak świetlisty na niebie, słuchawka w uchu, pelerynka i rajstopki? Przecież jedną z rzeczy najwyżej na liście były właśnie one jebane rajstopki, których nienawidziła od czasów maleńkości, gdy to jej kazali nosić te za małe i się jej obcierało… Nie, nic z tych rzeczy nie wchodziło w grę. Kompletnie. Zresztą, przecież i tak by się na nie nie zgodziła, to wiedzieli, a to, że wszystko robili za jej plecami, no cóż, czasem przecież trzeba, gdy wiedźma jakaś niemota totalnie w ramach finansowych.

Trza samemu ją sprzedać.

Mieli taki plan, wiecie, linii w stylu onych pornograficznych oralnie, ale trochę innej… chociaż bez urazy, przecież i tak chcieli robić podkłady samemu, więc… potrzebowali tylko jej nazwiska. Resztę sobie sami dogrywali już od miesiąca śledząc ją w sytuacjach rozmaitych, często nie do końca koszernych. Albo i gorzej… Ojeblik – mała, ucięta główka, co prawda na początku trochę protestowała, ale reszta przekonała ją, iż to dla dobra ogólnie pojętego ogółu i wszystko będzie dobrze i zgodnie z jakimś prawem, a jak takiego prawa nie ma, to zawsze można je spisać, więc…

Mieli tylko problem z tym numerem.

Właściwie byli już gotowi do odpalenia onego, wybitnie obiecującego interesu. Taśmy gotowe, kilka Wiedźm z Pieca o podobnym tembrze głosu na wypdek wszelaki, oraz sam Wypadek, by wiecie, nie zapeszyć… Ale czy wybrać 0666-666-6 czy jednak coś więcej. Może HELL? Może INNENIEBO666? Przecież w końcu każdy odbierał wszelakie te sprawy inaczej, czyż nie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Zimistrz” – … kocham zimę. Fanatycznie. Uwielbiam i wersję mokrą i wietrzną, ale oczywiście ta śnieżna, dziwnie niebieska w swej bieli jest moją ukochaną wersją…

No kocham, więc „Zimistrz” to moja jedna z ulubionych powieści!!! Dzięki młodziutkiej Tiffany i oczywiście Nac Mac Feeglom. I duchowi zimy. Śnieżności wszelakiej, zimności, pięknu niesamowitemu…

Powieść należy do onego nurtu bardziej „dziecięcego”, ale tak serio, to wcale tego nie widać. Że co? Piosenki o jeżu nie ma, czy co? Trudno uznawać małych niebieskosięmalujących gości za poprawnych  politycznie i tak dalej. Ha ha ha!!! Jak najbardziej dla wszystkich pokoleń. Nie ma boja Pratchett jest po prostu niesamowity i tyle. Bawi i uczy. Tłumaczy i ćwiczy nasze szare komórki.

Genialny!!!

Biało.

Niby mgła, a jednak jakoś jej nie wierzę. Wszystko roztoczyło się gdzieś za moim żywopłotem, a miejscami i przed nim, więc nagle… jestem tylko ja. Mój dom, mój świat, mój wszystko. Jakby świat się nagle ścieśnił do tego podwórka, do onej bombki wszelakiej wilgotności.

Mleko dookoła, nie mgła, ale waniliowe, stojące w powietrzu mleko. Dobra, wróć. Stojące mleko może się najlepiej nie kojarzyć, ale serio tak to wygląda. Nawet mona dostrzec one drobiny wanilii. Pięknie się jakoś to wszystko mieni i sprawia, że nagle pojawiają się kolory jesieni. Że to nie słoneczna aura, ale właśnie mglistość i ciemność, szarość i wilgotność, ofiarują nam one rdzawości i czerwienie, śliskie żółcienie, zielenie mchów i wszelakie czarowności burgundów. No i jeszcze oną bezczelność tych wiecznie zielonych iglastych, wiecie, puszących się tym, że co jak co, ale ona na gołego to w zimę nie mają zamiaru włazić. Ni hu hu!!!

Taka mgła zamyka człowieka w domu, na jego własne życzenie, albo gorzej, zmusza do wyjścia, bo takowe, mleczne inspiracje zdarzają się tylko teraz. Tylko teraz złapiecie kolory na białym tle. Niby śnieg, a jednak nic z tego. Niby pachnie jesienią, a jednak jest tak dziwnie i gęsto. Jakby ktoś oblał was pianką, która do końca nie zmywa się nawet pod prysznicem. Zostaje z wami na dłużej…

W końcu w oddali zaczyna znowu huczeć morze i mgła odchodzi. Zdaje się nawet machać na pożegnanie, ale nic to. Nadal nie zgadzam się z teorią, że ona nie ma smaku. Zapakowałam sobie kilka kubków i słoików. Porobię eksperymenty!!! Zobaczymy, przekonamy się, czy nie jest waniliowa…

… a może raczej śmietankowa, z jakichś krów niebiańskich? LOL

Aż człowiekowi szkoda tej mgły. Onego kąpania się w dziwnej, poszarpanej miejscami mieszanki niebiańskości i morskości. Bo przecież u nas to wszystko choć trochę jakoś słonawe. I wiecie co? W tej mglistości łatwiej żegnać te wszystkie dynie. Te już zmurszałe i te świeże względnie, porzucone przez Turyściznę

… ot znowu pobawili się z Wyspą i pojechali.

I nastała cisza.

Nie tylko dzięki mgle kołyszącej do snu nawet największych robotocholików i pracusiów, ale też i tych łatwiejszych, leniwszych, a może i zwyczajnie zmęczonych. To chyba najlepszy okres, by coś zbroić, jeśli ma się takowe pragnienie, choć nie polecam. Bo przecież, kto nas zauważy? Nie dość, że mgła, to jeszcze weekend, ostatni feriowy… wszyscy gdzieś śnią, albo pędzą na prom. Wszyscy zajęci swoimi sprawami, ale jakoś tak wolniej, nawet nie klący na nieschnące pranie… no sorry no, ale po staremu tutaj pranie schniemy. Wiecie, za pomocą zewnętrza, które powinno wiać, ale nie wieje…

Oto nastał czas przed czasem, Przed Czasem Uśpienia.

Wiecie, oczekiwanie na Jul, a potem kima do późnej wiosny. Inaczej nie działamy. Taka budowa chyba, a może to geny, nie mam pojęcia. Ale dajemy radę. Jakoś tak to się samo robi, jakby przyroda wymuszała na człowieku wszelkie spowolnienie. Oj, oczywiście że z nią walczymy, nosz przecież człowiek z przyrodą zawsze, czyż nie. Ale przegrywamy. Choć nie wszyscy. Ci artystyczni właśnie teraz w większości dostają kopa, jakby im ciemność nie przeszkadzała, jakby sobą wydalali skumulowane przez lato światło. Jakby cała inspiracja, wszystko co zobaczyli, czego dotknęli, wysłuchali, czego doświadczyli, właśnie teraz zaczynało z nich wyłazić…

A może chodzi o ciszę?

Wiecie, w końcu słychać tylko szum fal…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.