Pan Tealight i Sztorm Obcojęzyczny…

„Zwykle można było tak zwyczajnie z nim pogadać. Wiecie, może i większości ludzi przeszkadzał i wiatr i odgłos, dziwny dźwięk uderzania, miażdżenia, przemieszczania tego, co nieruchome… ale nie im. I choć tworzyli dziwną parę: Wiedźma Wrona i Pan Tealight, to jednak jako jedyni uwielbiali gadać ze sztormem. Którymkolwiek. Bo przecież czasem przybywał znajomy, jakoś znajomy, jakiś znajomy, nawet niektóre miały imiona… swoje własne, składające się ze świszczących dźwięków i dziwnych chlapnięć, ale większość z nich przybywała tutaj ot tak. Tylko raz. Potem już nie wracały, jakby chciały odwiedzić każde miejsce, jakby nie były zaintrygowane powtarzalnością…

Ten jednak był inny i choć Pan Tealight znał wszystkie języki, narzecza, dialekty i wszelkie mody słowne, to jednak… tego nie rozumiał. Siedzieli obydwoje z Wiedźmą Wroną Pożartą na zimnej pokrywie ścieków na śmieci, znaczy tej tam, oczyszczalni, i próbowali rozmawiać. Z tym wielkofalowym, ale też i specyficznie zakręcającym czubki fal, zimnym, ale i dziwnie słodkim, mniej niż słonym.

A on im odpowiadał.

I chociaż nie znali pewno wzajemnie swoich języków, dźwięki wydawały się im dziwnie nie takie jak być powinny, może trochę zbyt szeleszczące, może i nazbyt piskliwe, może dziwnie się łuszczące, ale jakoś musieli. Nie mogli inaczej. Skąpani w słonych kroplach, czasem nawet trzaśnięci miłośnie falą… choć już tyłek Wiedźmy Wrony naprawdę bolał od twardej, rytej powierzchni, to jakoś nie chcieli go zostawić samego. A przynajmniej nie jeszcze teraz…

Nie, niczym nie zrozumieją dlaczego tutaj przybył. Czego tak naprawdę chciał i co w rzeczywistości przynosił ze sobą…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_7865

Z cyklu przeczytane: „Tysiąc odłamków ciebie” – … okładka. Oj tak, pierwsze co was oczaruje, to niesamowita, barwna okładka. Delikatna i elegancka, ale jednocześnie mocna i obiecująca tak wiele. Tak wiele, że aż niemożliwym jest zmieścić wszystko w jednej książce, ale potem dowiadujecie się, że jest to trylogia i już rozumiecie.

PS. Kolejny tom już we wrześniu, ostatni na początku przyszłego roku.

Ja… chyba jestem za głupia na oną powieść? A może raczej przeedukowana? No bez przesady, Einstein i jego światy równoległe tutaj zwane wymiarami, urządzenie, które pozwala skakać między nimi i przejmować osobowości… a wszystko po to, by zabić gościa, który zabił ojca? Ale przecież nie masz pewności! Przecież… Nie, dla mnie ta powieść po pierwsze jest przeintelektualizowana miejscami, a potem znowu dziwnie głupia. Nierówna. Na dodatek wątek romantyczny, raz kocha tego, potem innego. No ile można? Ojciec ci zginął, a tobie w głowie ino to? Naprawdę? Ja rozumiem, że wychowywali cię w domu, że para naukowców w pewnym sensie stworzyła z ciebie kolejny eksperyment, ale… dlaczego tak pokręcony?

Chyba nie jestem nawet ciekawa co ma być w drugiej części.

Pierwsza mnie zniechęciła.

IMG_5898

W końcu nowe papu!!!

IMG_0357

Mglistość…

Cudowna, czarowna mglistość. A może raczej wszelaka wilgotność zawieszona w powietrzu, nieruchawa całkowicie, ale to tylko dzisiaj. A może tylko teraz? Może to jakiś specjalny havgus, a może jednak coś na kształt mgły zmieszanej z havgusem. I do tego deszcze. Bardziej i częściej wszelaka mżawka. Coś się skraplającego, ale nie do końca tworzącego krople, raczej złudzenie wszelakiej wodnistości w powietrzu. Niesamowitej. Pewno dobrze działa na cerę, a już na pewno w końcu wszystko się odpowiednio podlało. Nie wypłukało, a raczej zwyczajnie wiecie… nawodniło.

Namokrzyło.

Napoiło.

Mgła trzyma się od dwóch dni i oczywiście… wcale nie spowalnia idiotów, niedzielnych kierowców, kierowców, którzy serio nie wiedzą co robią za kółkiem, oraz aut wszelako starawych. Wiecie, jak to się mówi ZABYTKOWYCH. Które u nas są codziennością po to, by po zakupy zajechać pod Netto, ale też i po to, by znowu sobie rajd zrobić dookoła Wyspy. Jeden niestety wjeżdżając pod górkę padł w połowie górki i musiał błagać o pomoc. No wiecie, w tym wieku… gdy jest się pojazdem z serialu „Pan dzwonił, milordzie?”, to raczej jest to wytłumaczalne. Ale i tak słodkie. Oj pewno, że cudownie wyglądają te autka, ale jednak, kurcze, jak tak czołgasz się swoim autkiem dwadzieścia kilometrów na godzinę za takim seniorem, to jednak trochę cię trzepie.

A poza tym mgła.

Ciężka, niesamowita, sprawiająca, że miejscami nie widać dalej niż na kilka metrów dookoła swej osoby. Ale jednocześnie dziwnie pieszcząca, jakoś taka pluszowa, kocykowa, puchowa i oczywiście pierzynkowa.

Tylko się w nią uwalić i spać.

IMG_6233

A tak serio mamy ten lipiec… i wiecie co? Fajnie chłodno jest. Może to się zmieni, może i nie, ale co tam, korzystam z chłodu. Z tego, że wciąż można założyć bluzę, że gacie mogą być długie, że jakoś tak się nie trzeba mocno pocić, gdy akurat chcesz sobie tyłek poćwiczyć skacząc po górkach w Gudhjem. Ale jednak najważniejsze? No wiecie, sklepy pootwierane i znalazłam perełkę. No po prostu sama padłam na kolana i myślałam, że po prostu zejdę tam z radości. Okay, ceny są, no wiecie, niezbyt, ale te produkty!!!

AAAAA!!!

Oczywiście sklepik zawiera w sobie wszystko to, co do domu… dla mnie najważniejsze były świeczki znalazłam tam zapachy takie, że klękajcie narody! Oj pewno, że świeczki ręcznie w Szwecji robione, więc cena zabójcza, ale jednak… uskładam sobie na nie. I uskładam sobie na oną cudowną śnieżną kulę też!!! Chcecie zobaczyć? LINK świeczkowy. Nie wiem dokładnie o co chodzi z tym zapachem, ale chcę takie perfumy!!! I chyba kiedyś podobne były takie w kształcie szklanej gwiazdy… dość nie dla każdego? A to jest ta kula. Jest ogromna, ciężka i śnież ma różowy… a dokładniej łososiowy. Po prostu nie mogę, muszę ją mieć nie tylko dlatego, że to kula, na pewno nie dlatego, że różowa, ale dlatego, że coś we mnie rusza. Może i wygląda jak japońskie, kwitnące wiśnie, ale na imię ma wiosna. Zwyczajna wiosna. Jest też zima, zerknijcie. Sam śnieg!

Hmmm, intrygujące.

I tak, cena powala, ale co dziwne, u nas w sklepie była tańsza o kilkadziesiąt koron, więc… no więc…

W końcu niedługo mamy rocznicę ślubu no!!! A co tam, odłożę sobie kasę, zwyczajnie, gdy coś człeka inspiruje, człek musi to mieć.

Sklepik jest dość spory, ale wiecie hygge i ogólnie smukt. Unosi się w nim czadowy zapach i nabyć możecie nie tylko wsio, co ekologiczne i wszelako nie z Chin, ale przede wszystkim to, co tak naprawdę was wyróżnia. Wiecie, niewiele osób to będzie miało. No i robiąc zakupy dostajecie fajne próbki, więc to taki plus. Nie wiem, czy też wysyłkowo, ale na pewno w Gudhjem. Sklep znajdziecie na przeciwko Karamel Kompagniet. Tak mówiąc dokładnie. Szczególnie zachęcam rodziców, tudzież tych, co chcą kupić coś z okazji narodzin malucha! Albo tych, co szukają kartek na wszelakie okazje. Naprawdę są inne. Nikt nie wyśle takiej samej! Zapewniam!!!

PS. A gdybyście chcieli poznać naszego nowego księdza, to proszę bardzo. Hihihi!!! Niezły, co nie?

IMG_6806

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.