Pan Tealight i Panowie Perzowie…

„Nagle jej jakoś to przyszło do głowy, ni z tego, ni z owego, choć niektórzy przebąkiwali, że przecież można się było tego po niej spodziewać i nie dało się jej od tego odwieść. A próbowali. próbowali nęcić ją łóżkiem, sezamkami, krówkami, a nawet lodami z bitą śmietaną, ale że ona ostatnio średnio na słodkie, więc spaliło wsio na panewce. Zabrali się więc za większy kaliber… obiecali nowe świeczki i wtedy trochę jakoś tak zaskoczyło, ale na krótko. Na świeczkę z metalowym słonikiem, na tę pachnącą jeżynami, na jedną wycieczkę, zakupy w sklepie z symbolami, na rabarbarową świeczkę, na wisiorek i łańcuszek z gwiazdką i kawałkiem nieba…

Ale jak wróciła do domu, to już nie mogli jej powstrzymać.

A jak nie możesz powstrzymać, to wiecie, musisz się przyłączyć, bo jak zrobi to sama, to jak nic padnie w końcu i się rozsypie… i kto to posprząta, a już z trawnika to strasznie trudno!!! Tak wybierać kawałek po kawałku Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki – obecnie na strasznym głodzie – a co jeśli ptaki się zlecą, a tutaj nie tylko wrony, które jakoś nie uznają zjedzenia jednej ze swoich za ptaszobalizm, a już mewy, czy inne tam krogulce… no dopiero by było. Kawałek wiedźmowy w jednym ptaku, inny kawałek w kolejnej gadzinie.

I jak tu potem wrócić do ogólnej kupy?

No jak?

Tak z kupy?

Ponieważ nie dało się jej odwieść, nie dało związać, spętać, ogólnie unieruchomić i wiecie, sprawić, by nie wylazła do ogrodu, no i ponieważ wciąż jeszcze popodróżnicza tęsknota się w niej tliła i jakoś tak musiała Wyspę pomacać, to postanowili jej pomóc i tyle. W końcu chodziło tylko o jedną grządkę. No tak mówiła. Ale czasem, jak ktoś niski coś mówi, to wiecie, robi to większe niż zwyczajowego wzrostu osobnicy i…

I w ten sposób pomarli Panowie Perzowie. Panowie Ździebłowie i Panowie Trawowie. Bo Stokrotki to nie. Jakoś w dziwny sposób, mimo Armii Mrówczej w barwach czarnych i dziwnie wyblakło-karmelowych udało im się razem wyhakać połać trawnika i nazwać go grządką. Nie ważne to, że wysypana korą, nic to, że na połowie drzewka w doniczkach stoją, nic to… że zioła w większości, no i wiecie, oczywiście one wszelakie kwiatuńcie… nic to.

Ważne, że Wiedźmie lepiej.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4734

Z cyklu przeczytane: „Dobrze ci tak!” – … trzeci tom serii „Między wierszami”, a może raczej opowieść o dziwnych przepychankach między dwójką tych, którzy wiedzą, że się kochają, że mogliby być ze sobą, a jednak…

No przynajmniej on – Reid, przeszedł przez tak wiele, popełnił tyle błędów, że to, co dzieje się teraz, staje się tylko kolejnym rozdziałem jego dziwnego, życiowego filmu. Ale tym razem rany są prawdziwe, paparazzi mogą wszystko zepsuć, a on sam nie wie, czy się podniesie. No i jest jeszcze Dori. Dziewczyna dziwnie zwyczajna. Pracująca tutaj, a jednak…

Czy w ogóle mogą być razem? Czy jej nie przytłoczy jego osobowość? A może to ona powinna się przekonać, że jego życie, to wcale nie zabawa. Że skrywa sekrety, że boli, że tak naprawdę to wszystko nie jest bajką. Drogie zabawki nie zmienią jej w romantyczną opowieść.

Czy będą razem?

Czy on jej nie skrzywdzi swoją miłością?

IMG_5836

IKEA

No bo przecież trzeba, czyż nie? No weźcie no, choćby się sztachnąć tymi drewienkami no i oczywiście poleżeć na tych łóżkach i nabyć sobie poduszkę. Bo ramek to już nie, w końcu tego co było kultowe, jakoś w IKEA już nie ma. No te ramki drewniane na przykład. Pamiętacie? Po trzy pakowane? Wciąż mam kilka na ścianach.

Ech…

Szwedzka IKEA zdaje się być dziwnie pusta i dziwnie, nerwująco, znajoma. Nagle człek sobie uświadamia, że mieszkanko, które wynajął – dwa pokoje, przedpokój, kuchnia i łazienka – to dokładne odbicie wnętrz ikeowych. Ale no toćka w toćkę. Począwszy od tego co na ścianach, tego jaka jest podłoga, kibelek – w którym mi dupa utknęła, no wpadłam no – garnki, talerze i stoły, krzesła i pościel. Wszystko z IKEA. I to całkiem nowe wzornictwo. Dziwne to. Przerażające nawet. Jeśli się pomylę, jeszcze kurcze przysnę tutaj, zapomnę gdzie jestem, pomyli mi się i wiecie, no zostanę tutaj na noc? Co jak mnie nie dojrzą? A może nawet da się zamieszkać, w końcu jedzenie mają…

A właśnie, jedzenie.

Po raz pierwszy od wieku kurcze poleźliśmy na jedzenie do IKEA. Nie na hot dogach, nie na lody, a na to, co zwą obiadem. I… i to nie jest już to, co niegdyś było. Nie ten zapach, nie ten smak. Niektóre elementy są zwyczajnie obrzydliwe. Nie no, podobno klopsiki super, ale po nich przybyła Pani Niestrawność, zresztą mnie zaatakowała po sałacie, więc coś jest nie teges. Na dodatek wszystko się magnesuje. Niech mnie ktoś objaśni, czy czasem teraz ta cała indukcyjność to nie jest jakoś taka nachalnie serwowana każdemu. Bo mi kurcze sztućce się nie chciały rozdzielić. A i w mieszkaniu też oczywiście indukcja. Dzięki temu wiem już, iż podobnie jak z kuchenką mikrofalową, indukcja mnie nie lubi. A dokładniej wszystko gotowane na onym ustrojstwu – na moje nieszczęście jeszcze sobie poczytałam zbyt wiele – było obrzydliwe. A już zielone herbaty… bleee!!! Coś koszmarnego!!! Wiem, że to jak zwykle pewno wyłącznie mój problem, bo przecież ja jestem wcieloną epoką kamienia, ale… Widzicie, wiem jak smakuje jedzenie gotowane na ogniu w zwykłym, starym garnku, wiem jak to co na węglach, to na gazie i to na prądzie. Każde smakuje trochę inaczej.

Elektryczność lubię, gazu się od zawsze boję, a drewno… mniam.

Indukcja nie dla mnie.

I nie dla mnie jedzenie w IKEA. Chociaż ciasteczka zdawały się być dość smaczne. Do czasu jak zaczęły opuszczać mój organizm. Na szczęście zjadłam tylko odrobinę. Na szczęście potem polazłam na spacer w las…

Na szczęście!!!

IMG_0393 (2)

Znalezione, moje…

Znaczy nie, czytałam przecież o nich, ale jednak jakoś tak, dziwacznie, zapomniałam. Nazwy mi się nie skojarzyły, jakoś tak… zapomniałam.

O Torsbo.

Kierujecie się znakiem specyficznym, właściwym dla szwedzkich zabytków, no i oczywiście napisem hällristningar. Co prawda może się Wam pomącić w głowie, możecie nagle zrezygnować, jak was droga w las zaprowadzi… a nie warto, lepiej nie. Przejedźcie przez lasek, znajdźcie spory parking, nie przeraźcie się pustki, domku gdzieś w oddali i tej ścieżki prowadzącej was w las. W leśne odmęty i otmęty. Idziecie, podłoże trochę chlupocze. Ale idźcie, idźcie, bo w oddali co majaczy. Bo wiecie, e warto serio. A teraz, wiosną lekko nagle wilgotną, bo akurat dziś w końcu ten dziwny, parzący gorąc odpuścił, chłodno trochę, niebo zasnute, jak nic zacznie lać i uprzedzając fakty, tak, zacznie lać wtedy, jak najbardziej się rozkręcę!!!

Ale idźcie…

Idźcie tą ścieżką, zakręci raz i potem znowu i już wiecie, że ofiarę należy przodkom z epoki brązu złożyć i nagle te sosenki i brzozy, nagle one zaczynają przenosić opowieści z ziemnej zmienności i niezmienności. Po prawe młodniak, po lewej kurhany, a potem… są… Odkryte, odarte z trawiastej darni kamienne płaskie głazy. Wylizane, wygładzone, ozdobione, a może tylko opisane?

Dlaczego to zrobili?

Dlaczego im się chciało?

Dlaczego aż tyle?

Te ryty są bardziej skomplikowane, bardziej rozległe, bardziej też i skumulowane. Bardziej inne, kosmiczne trochę, pełne zwierząt i niesamowitych opowieści o polowaniach… są w nich całe historie i człowiek chce, a może tylko ja? Chcę po prostu usiąść tutaj i już zostać na dłużej. Po prostu poczytać, bo wszystko zdaje się być takie w końcu oczywiste. I te groby i te ryty i te drzewa i trawy i nagle… zwyczajnie zaczęło lać. A dzięki wilgoci ryty zaczęły lśnić jeszcze bardziej szeptać, jeszcze bardziej być widocznymi, dziwnie głębszymi, wypukłymi, niesamowitymi. I ten kolor kamieni, no i oczywiście darń do tego i jeszcze mchy i oczywiście…

Zakochałam się, ale zostać nie mogę, no przecież nie mogę!!! A może jednak mogę? Na dłuższą deszczową chwilę?

IMG_0404

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.