„Jeden do jednego daje dwa, ale nie zawsze, bo czasem… no właśnie, czasem wychodzi trzy, a czasem jeden i wcale nie musi to być bardzo zaskakujące. To dlatego Wiedźma Wrona Pożarta mimo swego zamiłowania do symetrii, wszystkiego po trzy, tudzież wyimaginowanych zachowań spektrum OCD i ukochania porządku, nie trawiła matematyki. Geometrię może trochę, może nawet cokolwiek widziała baśniowego w zadaniach opisowych, ale taka tabliczka mnożenia… do dziś stosowała dziwne triki, albo zwyczajnie kombinowała.
Czy dlatego się pojawił?
Gdy zapukał, Pan Tealight się wzdrygnął, mimo iż przez maleńkie okienko u szczytu drzwi widać było wyłącznie idealnie wysklepiony melonik w kolorze nieprzebranej czerni. Wyczuł sumy i różnice, pierwiosnki i pierwiastki i… no wiecie, te równania i mnożenia i inne tam. A jakoś serio nie do końca przepadał za tym wszystkim. I wcale nie chciał otwierać Panu Matematykowi. Powstrzymał nogą Wiedźmę z Pieca, tą chudszą i pokręcił głową, potem pogroził dłonią Ojeblikowi i jednemu z Kopciuszków. Drzwi zadrgały po raz kolejny przed pukaniem, ale jakoś Wilkołaczek wyczuł, że nie wolno się odezwać. Wszyscy się zatrzymali, nawet samo Białe Domostwo chłostane Kolejnym Wiatrem przestało drżeć. W Podziemiach i Jaskiniach też nastała cisza… oj oczywiście, że musiał coś wyczuć, bo już nie zapukał, za to zaczął coś skrobać kredą na Drzwiach, które oczywiście, jak to one, zaprotestowały.
Buchnęło, huknęło…
Wiedźma Wrona Pożarta, która dotąd kryła się w krzakach widząc ono dziwne zagrożenie, przeszła przez dziurę omiatając szarawy pyłek z powietrza, siebie i ziemi. Drzwi oczywiście zaraz się odrodziły piszcząc i skrzypiąc. Oburzone na cały świat, ale też i odczuwające ona wdzięczność płynącą z wnętrza Domostwa.
Czy on zginął?
Nie no, oczywiście że nie, przecież był czymś na kształt PoPradawnego… po jakimś czasie pył uniesie się, zmaterializuje, poleży w jakiejś idealnie kulistej dziupli czy dziurze w kamieniu i się odrodzi… niestety.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Zdążyć przed zmrokiem” – … straszna. Tak naprawdę i do końca przerażająca. Ale i inna trochę. Miejscami bardziej opowieść człowieka, historia pewnej przyjaźni niż zwyczajny kryminał i śledztwo…
Gdy na kamieniu ofiarnym zostają znalezione zwłoki dziewczynki do śledztwa, dziwnym zbiegiem okoliczności, przystępują „świeżaki”. Najmłodsi ze śledczych, dziwna para przyjaciół, których reszta gliniarzy nie do końca rozumie. Ale tak naprawdę to on ciągnie tą opowieść. Od swojego dzieciństwa, od dziwnych wydarzeń, od przeszłości, która teraz do niego wraca, ale czy na pewno? Czy to co stało się wiele lat temu teraz się powtórzy? Ale przecież to tylko jedno ciało.
Tylko jedna dziewczynka.
Książka jest inna. To kryminał oczywiście, ale i historia pewnej przyjaźni, opowieść o zniszczonym życiu, które tak naprawdę nie ma nadziei na poprawę. Opowieść młodego mężczyzny, ale też i historia rodzinności. Onej kruchej cząstki społeczeństwa, która kryje tak wiele tajemnic. Może i więcej, niż komukolwiek się zdaje. Może i są one bardziej bulwersujące… tak, ta powieść odziera rodzinę ze wszelkiej świętości. A może jest tylko prawdą, w końcu wyrzuconą na powierzchnię?
Warte przeczytania.
30 lat temu Wyspę zamknął snestorm i mieliśmy prawie – 30… czy to się powtórzy? Pewnie nie, ale najpierw pojawiły się zapowiedzi, a potem nastała…
Biała ciemność…
Taka szarówka już teraz, ze zbliżającym się mrokiem nocy. Śniegiem padający tak jak mu się podoba, stroniącym od praw fizyki, olewającym grawitację. Wiecie, no ściana, snow globe cudowny, gdy tylko siedzisz w domu, bo mierzyć się z tym czymś teraz, to raczej nie jest dobry pomysł. Niektórzy umykają z pracy wcześniej, by nie zostać odciętym od rodziny, inni znowu kumulują się w sklepach, bo przecież pamiętają co działo się 7 lat temu.
A tak, 7 lat temu. Legendarne opady śniegu. Masa problemów, helikoptery i cudowna niemożliwość wyjścia z domu, ale internet i prąd był, więc bez urazy. Pewno, że niektórych wydobyli spod śniegu dopiero po tygodniu, ale jakoś wszyscy to przetrwali. A jednak, nagle prepersi zyskują na wartości, czyż nie? Nagle uświadamiasz sobie, że to co masz pod ręką, to pewnik, a to co w sklepie, nawet oddalonym o kilka kroków, to ino mrzonka wydumana. Zaczynasz na wszelki wypadek posiadać kilka puszek, jakieś ciastka, trochę wody, czegoś słodkiego, leki… papier toaletowy i mu podobne. I coś, co kurcze podgrzewa wodę, bo ja bez herbaty nie mogę. Pewno, piecyk zwykły żeliwny byłby mega, stawiasz na nim czajnik, masz i jedzonko i picie i ciepło. Że co, że ekologia? Hmmm, przy takim wietrze to jest ekologia.
Ekologia przetrwania.
Sklep oczywiście zamknięty, więc pluję sobie w brodę, że nie zaufałam przeczuciu i nie nakazałam Chowańcowi wcześniej wyleźć z pracy i zrobić zakupy, ale wiecie, znowu będzie się śmiał, że panikuję… a może jednak panika nie jest zła?
Bo widzicie, w końcu…
Wyłączają prąd… w świecie, w którym normy ekologiczne wyrzuciły z domów one piecyki. Nie no, pewno że niektórzy jeszcze mają, ale palą w nich sporadycznie. Ci przeżyją. Nie będzie im zimno. Zagotują herbatę, a nie jak ja żuć będę suche liście zielonej.
Wytłumaczcie mi jedno, w jaki sposób brak prądu dzieje się na Wyspie, która sama ów prąd sobie robi? No do cholery jasnej w jaki sposób? Że niby nasz prąd idzie gdzie? Niemcy? A może inne tam państwa? Że my takie wieśniaki robiące na wielcepaństwo? A może to tylko kabelek jakiś. Ech, nie wierzę im. No bo jak, od tylu wiatraków i rozdzielni ino jeden kabelek i pogrążył Wyspę w totalnej ciemności? Serio? Ech, mój brak zaufania do władz wszelakich i wszystkich innych zaczyna być legendarny wręcz.
I wręczemocny!!! I…
No dobra, po prawie półtorej godziny prąd powrócił. W mitycznym Międzyczasie zdążyłam ocieplić się pod ostatkami wody w prysznicu, uświadomić sobie własne uzależnienie od herbaty i wiecie co, przemyśleć ilość koców w domu. Potrzebuję więcej, ale jakiś takiś ciepłych, ale wiecie nie pylących drobinkami włókien i mało sztucznych. Ale nie wełna, zatoki od niej mi szaleją. Coś takiego, wiecie, jak za dawnych czasów może? Czy takie koce jeszcze istnieją? Ciepła normalność nie wymagająca wnętrza dopiero co ubitego zwierza jak w Gwiezdnych Wojnach?
Wieje i sypie… dotarcie do sklepu zmienia cię w bałwana, po drodze widzisz tych, co się zakopali i autobus, który służby próbują wyciągnąć pod górkę. Nikt już nie odśnieża, bo przecież nie ma sensu. I tak zaraz zawieje, ale ostrzeżenie było. Miejmy nadzieję, że wszyscy posłuchali. Ja mam swój mały zapas jedzenia. Na liście zapiszę sobie jednak takie cudo, co to wodę podgrzewa świeczkami, czy innym ustrojstwem. Ale nie butle z gazem, one mnie przerażają…
Przez zalepione okna widać nic.
Fajne jest nic!!!
PS. Okazało się, że to nie był kabel! No wiecie, tak podali w gazetach, by było widać, że ich to obchodzi… by cokolwiek napisać, a serio jakaś stacja pierdyknęła.