Mówiłam, że mam dość tych aniołków. Zresztą to seryjnie nie pogoda na latanie, tudzież noszenie mniej lub bardziej zwiewnych kiecek. Tog, sukienek i tym podobnych – dobrze choć, że bez falbanek… czy tiurniur. Choć kto tam wie te anioły… Są niepewne jak nieświeże jajko – stuka w srodku coś czy nie? Dowiemy się tylko wtedy gdy je pukniemy, ale smród… moze być zaskakująco koszmarny…
Czy wart?
Oj naprawdę to pogoda na bardzo niegrzeczne książki.
Oj bardzo niegrzeczne, frywolne, albo ciężkie od namiętności historie.
Czyli witaj znowu cudny świecie Anne Bishop!!!
„Czarne kamienie Księga IV. Serce Kaeleer”, to wspaniała kontynuacja trylogii. Opowieści o Królowej największej, pradawnych, wiecznych. O grzesznych namiętnościach i treningach woli. O cudownych czarownicach i złych mężczyznach, tudzież złych wiedźmach i dobrych facetach. A wszystko w specficznych światach, gdzie panować nad człowiekiem można tylko za pomocą fachu, czy pierścienia, a kobiecość jest istotna. Jest światem. Jest panią, rodzicielką i morderczynią. W końcu jest wszystkimi boginiami w jednej i wszelakimi demonami.
Czekałam na kontynuację i… muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Ten tom to nie tyle ciąg dalszy. To cztery opowiadnia, a dokładniej trzy nowele i pewne malownicze, przekonywujące preludium. To takie smaczki, bakalie w ekstatycznym cieście. Taki bonus, pewne wyjaśnienie, dopowiedzenie… rozkosz, ale naprawdę dla dorosłych. I nie chodzi o tzw. sceny, ale dojrzałość stosunków międzyludzkich. Tego, co należy znać, co przychodzi z wiekiem i tylko dzięki upływającym chwilom, zdobywamy wiedzę.
Nie wiem w jaki sposób, ale Anne Bishop mimo nie przeładowywania historii szczegółami potrafi opisać wszystko tak drobiazgowo, że otwierajac książkę wkraczam w świat z pełną świadomścią jego istnienia. Smaków i zapachów. Nie tyle z mapą, co instynktowną wiedzą jak się w nim poruszać.
Cudownie jest.
A obok mnie ciąg dalszy… „Splątane sieci” i „Niewidzialny pierścień”.
Zanurzę się w rozkoszach magii, knowań, kamieni. Uporządkowanego świata, ale pełnego mitów, tajemnic. Choć wszyscy zdają się być w tych krainach świadomi magii, to jednak tak wiele jest dla nich ukryte, a ja mogę spoglądać na nich z punktu właśnie owych ukrytych! I to chyba najbardziej pociąga.
Bycie częścią największej tajemnicy…
Ale nie tylko to przeczytałam…
Jest jeszcze „Od nowiu do pełni” Hanny Fronczak.
I kolejny intrygujący bohater. Bernhard von Rovershagen. Badacz, mistrz, magister. Ten co pragnie dzięki światłu księżyca odwrócić naturę człowieka. Odegnać śmierć. Cudowny świat Pragi i okolic, czasy Rudolfa II Habsburga, wiecznego poszukiwania i pragnienia. Ale też świat odpowiedzialności za własne czyny. Pytania co będzie potem, gdy marzenia mędrca sie spełnią, owo „szkiełko i oko” zadziałają?
Próby zastąpienia Boga w jego prawach, a może tylko zmierzenia się z człowieczeństwem?
Mimo lekkiej zdawałoby się formy, ot kilku opowiadań, etiud z życia mężczyzny dojrzałego… autorce udaje się opowiedzieć i o kruchości życia i o potędze ludzkich pragnień. O owej sile człowieczeństwa zawsze pragnącego zmierzyć się z tym najcięższym, największym, najważniejszym. Doznanieniem poznania pełnego. Pragnieniem owego owocu z drzewa poznania dobrego i złego. Zdusznego między palcami, zerwanego niby ukradkiem, ale jednak by inni byli tego świadomi.
Intrygujacy ten bohater… i dobra książka.
kurczę jestem ciekawa tej Bishop oraz Rice
Jak znam życie dobrze przeczytać najpierw fragment 😉 Ale ja lubię, kolejny tom pożarłam dziś w nocy 😉