„Przedświąteczność.
Była jak nic w pełnym rozkwicie ona Przedświąteczność, ale wiecie, malała. Bo z Przedświątecznością jest tak, najpierw jest wielka i pełna nadziei i oczekiwania. Że śnieg będzie, a ludzie w końcu się domyślą o czym marzysz i śnisz, co chcesz dostać. Wiecie, jak czekoladowy Mikołaj, którego sobie liżesz, liżesz, liżesz, żeby mieć go na dłużej, bo to w końcu twój ulubiony smak, aż w końcu kurcze już nie masz sił i gryziesz i… po gościu. Ino okruszki zostały.
No skończył się.
Chociaż tak uważałeś, chociaż tak się starałeś, chociaż serio momentami byłeś przykładem ascezy… to jednak, no skończył się. Świat cię ponownie oszukał i czas oczekiwania się skończył. I stajesz przed tym wszystkim, i nagle już jest po tym wszystkim i wiecie… jakoś tak, no dół człowieka opada i totalne niezrozumienie.
Serio.
Tym razem Przedświąteczność przemieniła się już w Myszkę Świąteczną. Wiecie, taką w pudełeczku na zapałki, która z drugiej strony ma inną myszkę, no i jak tak się bawicie tym pudełeczkiem, jak tak wiecie, przesuwacie zewnętrzne okrycie, to się wysuwa raz z jednej, raz z drugiej strony, ale tak naprawdę to nigdy nie jest ta sama myszka. Malutka, rozmiary wielkiego paznokcia… Wiedźma Wrona Pożarta miała dziwny stosunek do myszy. Z jednej strony słodkie i w ogóle, z drugiej kiedyś sięgneła po garnek na zupę, a w nim sobie siedziała maciupka, niedawno urodzona i wrzask się poniósł po świecie, który potem dostał nóg i serca i stał się Panem Wrzaskiem…
… Przedświąteczność odchodziła powoli, a to znaczyło, że zbliżał się trzeci najgorszy dzień w roku Wiedźmy Wrony…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Zwiadowcy. Wczesne lata. Bitwa na Wrzosowiskach” – … fenomen? No chyba tak. W końcu to Zwiadowcy. W jakiś dziwny sposób, może i z zaskoczeniem nawet dla samego autora, ten cykl zdobył i wciąż zdobywa nowych wielbicieli.
Fanatyków nawet, których rozpoznacie po liściu dębu i kawie specyficznej. Oj tak, ten autor wie jak dotrzeć do serc nastolatków, ale i młodych dorosłych. I chociaż wielu mówi, iż te „Wczesne lata”, to nie to samo co pierwsze tomy, to jednak… jeszcze więcej głosów można usłyszeć, które są jak najbardziej za. Twierdzą, że to naprawdę prawdziwi Zwiadowcy.
Bo to ponownie opowieść o przyjaźni, odpowiedzialności i przygodach. Znowu znajomi nam bohaterowie i oczywiście ten specyficzny świat. Z jednej strony wiemy, jak to wszystko się skończy, a z drugiej, tak fajnie o tym znowu posłuchać. Znowu tam być…
PS. Najlepiej czytać od początku.
I szarość…
Jak tak czasem opadnie na Wyspę, to cały dzień zmienia się w noc. Serio. Z jakąś taką łatwością można jednocześnie być dziennym stworem, ale i wciąż jeszcze stąpać w objęciach snów. Niesamowitych. Czarownych. Na przykład tym o Tybecie, tudzież krainie wszelako z nim zbieżnej. Ale nie tak bardzo mocno wysokiej, że pikawka mi nie wysiadła… I wiecie co, były tam i świątynie baśniowe prawie i miejsca ze skarbami i stadko Kapłanów, którzy chcieli mnie porwać i uczynić swoją niewolnicą… ekhm, nie do końca wiem jakiego rodzaju niewolnicą, ale wiecie, nie chciałam jednak drążyć tematu. Zresztą zaraz znalazł się wyzwoliciel i ruiny i dziwny prawnik.
No bynajmniej przez oną szarość też człowiek dostaje takich snów i myśli dziwnych. Takiej łóżkowatości, która się do niego przylepia i wcale mu z nią nie jest źle. Dzięki temu, gdy wyłazi do sklepu po chleb i jajka, normalnym jest, że wraca z krasnalem trzymającym jemiołę, bo przecież to przedświąteczność, a na dodatek… był w przecenie! I tak patrzył na mnie, wiecie, tak łóżkowo, właśnie tak, jak ja się czuję.
Kocham ten czas.
Naprawdę nie pojmuję jak ludzie potrafią odpoczywać, gdy słonko im wali w twarz, dla mnie to totalna męka, a zima, tudzież przez dzień jeszcze ono przedzimie, pozwala naprawdę naładować akumulatorki. I jakoś tak, wiecie, bez zbędnych poczuć winy i przewiny, że znowu tam czegoś nie robię. Jakoś tak naturalnie i atawistycznie. Zawinąć się i odpocząć te cholerne lato. Te upały i pieruńskie się pocenia… tak wiem, wszyscy kochają lato… NIEEE!!!
Święta za progiem, choinki nadal na Wyspie stoją, co oznacza, że nie dość, iż jest ciepło, nawet bardzo ciepło, to na dodatek bezwietrznie. Niby czasem fale jakieś popukają w brzeg, niby coś się zakołysze, ale jednak bliżej tej pogodzie do jesieni niż zimy. Ech, śni mi sie śnieg, którego nie mogę dotknąć, polizać i zeżreć. Walić to, nawet kurna żółty!!! Jestem zdesperowana! Naprawdę i mocno!!!
Nic na to nie poradzę, jestem winter junkie!!!
Szarość szarością, ale…
… w każdej chwili człowiek wie, że ono słonko pieruńskie może wyleźć i spsuć moje plany Leniwca Ojsapiensa. Dlatego korzystam i leżę i oczywiście za nic no, no kurcze mi nie idzie. Serio, ale jeżeli chodzi o lenistwo, to jestem jak ten Staruszek Gawędziarz, który gada o seksie, a już nie bzykał od wielu zim. Ale jednak mogę. Wiecie, ma człowiek ono poczucie, że może wrócić do łóżka, wziąć dodatkowy kocyk i zapomnieć o codzienności.
A może wyjść wieczorem, a może popatrzeć sobie na światełka. Uzmysłowić, iż ono dziwne prawo, które już nie przymusza ludzi do mieszkania w swoich domach, zezwala Duńczykom na posiadanie więcej niż jednego obywatelstwa, to kurcze chyba nie jest dobre. A może jest? Któż to może wiedzieć, jak to wszystko się skończy? Ludzie chcą wymusić na Wyspie możliwość niszczenia brzegu i zezwolenie na budowanie tam sommerhusów. Oczywiście, że to idioci nie myślący o falach, erozji, wszelkich falowatościach i pływach oraz wiatrzeniach… idioci, ale jednak idioci posiadający spore finanse, więc… pewno już przegraliśmy.
Pewno…
No nic to, pójdźmy na spacer i pooglądajmy światełka. Bo przecież to taki czas, światełkowy. Sąsiad skopiował moje sopele no!!! Kurcze, no i fajno! Bo im więcej światełków, tym lepiej. Niech Wyspa wygląda jak swoista niemigająca latarnia. Może nikt na nas nie wpadnie? Wiecie, w końcu powyłączali wszystko, więc może wpaść. A może wyłączyć oną łunę nadwyspową, może dzięki temu Święty Nasaneczkowy się potknie i zrzuci wszystkie gifty na nas? Kłopot będzie, jeśli ktoż marzył o kowadle, tudzież o zestawie ciężarków, wiecie – typ mały muskulator…
Ech, może więc lepiej, się świećmy!!!
Świećmy się!!!