Pomyśleć, że podobno świat się biesi, na psy schodzi… a w literaturze kurde same anioły, co za czasy nastały.
Dopiero co skończyłam „Szaleństwo aniołów”, gdy przypomniało mi się, że na półce pod stertą czeka na mnie: niecierpliwiąc się i wymachując sztyletem, kreśląc znaki, oraz wykazując mordercze zapęd w keirunku wszelkiej demonomanii… sam: „Mechaniczny anioł”.
To wzięłam go do łóżka.
I jak wzięłam, tak za jednym zamachem, wdechem i zadechem… przeczytałam.
Było miło.
Akcja w pełnym wymiarze, moc zagadek i stary Londyn. Ech, co to były za czasy. Ten honor, owa etykieta… ta magia! I choć to podobnież fikcja, to jak w to nie wierzyć, gdy wszystko ładnie okraszono historycznymi zagwozdkami przeszłości, oraz poezją epoki. Dumną, ckliwą, zamotaną w historiach kochanków.
Pierwszy tom trylogii „Piekielne maszyny” wciąga. Czyta się szybko, właściwie nawet lepiej jeżeli od tego zaczyna się przygodę z pisarstwem Cassandy Clare… Coś w tej prozie nęci, korci. Tajemnice odkrywane zdają się skrywać pod sobą kolejne, któe niekoniecznie dobrze jest poznać. Clare potrafi pisać. Ma dar opowiadania, co prawda jak dla mnie każdy tom jest za krótką przygodą i odczuwam pewien niedosyt, ale też trudno mnie oderwać w trakcie, jakoś się zasysam… A przecież to podobno literatura dla młodzieży. Widać znowu cofam się w rozwoju 🙂
Ale wiecie co, nie żałuję!
Teraz zaś zabieram się za opowieść z Salem. W końcu mam zamiar przeczytać „Zaginioną księgę z Salem” Katherine Howe. Powieść intrygującą nie tylko z punktu widzenia zwykłej mnie – wiedźmy, bo gdzie mi do nich… WIELKICH.
Ale w tej książce wszystko intryguje. Osoba autorki, świetne polskie wydanie, no i ten… zapach.
Może i wiedźma wiedźmie nierówna, ale zawsze warto się dokształcić. Tym bardziej, że Bogini Wyspa przeżywa wielkie namiętności. I raczej lepiej jej teraz nie denerwować. Hmmm… nigdy nie myślałam, że Wyspa może się zakochać. Z drugiej strony to przecież kobieta. Tylko któż jest owym tajemniczym wybrankiem, który przyniósł ze sobą wichury i ciągłe szaleństwa pogody. Co zdolny jest spleść ze sobą sztorm, snieżycę, słoneczna aurę i zieleń wybijających pędów?
Jak wiele namiętności bogów są w stanie znieść ludzie? I co z tego wszystkiego wyniknie? No co?
PS. Recenzje: „Biblioteka cieni” i „Potomek Kusziela”.