„Czasem, chociaż pewno częściej, niż się Wam wydaje, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki przeczesywała swoje półki, wietrzyła je, odkurzała, czyściła i polerowała. Może i były obwiśnięte i miały zakwasy, może mimo białości miały też widoczne rozstępy… ale były jej. Może nie ulubione, wolałaby więcej drewna, mniej sklejki i drewniane podłogi do tego i fotel, ale gdy się nie ma co się lubi, to wiecie, lubi się…
Gładziła, szeptała do nich i zapominała o tym, co zawierały. A dzięki temu zawsze mogła coś przeczytać od nowa. Bo to, że ją pożarły, to jakoś tak było jedno, a to, że ona czytała, wiecie… inne, nie tylko drugie. Z jednej strony one ją zżarły, z drugiej, ona wciąż je, więc brzmiało to ze wszech miar obrzydliwie, ale… takie życie. Taka budowa osobniczki, to co się będzie ograniczać?
Wszystko zwykło zaczynało się od tego, że uświadamiała sobie, iż ZNOWU brakuje jej miejsca. Bardzo, mocno i boleśnie. A raczej nie tyle brakowało miejsca na półkach, co raczej na podłodze, powierzchniach wyraziście płaskich, a i nagle Chochel przesadzał z architektonicznymi wynaturzeniami, tworząc dość wulgarne w wyrazie zameczki. Trzeba było więc coś zrobić. No trzeba… przekładać je, macać, przypominać sobie zapomniane. Znowu ich kosztować, zeżreć stronę, dwie, trzy… nie baczyć na to, że tak wielu gromadzi się dookoła niej, by zwyczajnie popatrzeć. I to całkowicie bez wyrzutów sumienia, jakbyście spoglądali na motylka, bzykającego motyliczkę. No przecież w ogóle byście nie uznali tego za TAKIE podglądanie, czyż nie?
Ale przecież każdy ma jakieś dziwactwa!!!
Każdy!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Kolor magii” – … bo ona ma kolory. Co nie? No ma!!! Zresztą, oto jest początek. Zaraz, powinnam napisać Początek, bo przecież to wszystko właśnie się zaczyna. Od Rincewinda i Dwukwiata, Pierwszego Turysty Świata Dysku!!! Bo wiecie, tak fajnie…
Poznajcie Świat Dysku. Taka tam płaska ziemia, wiecie. Żółw, słonie i kawałek czegoś, na czym mamy i kontynenty i państwa, niby odbicie owej bluźnierczej, okrągłej, ale z drugiej strony, hmmm… Poznajcie magów. Bo wiecie, magów, to zawsze warto znać. I oczywiście dziwne krainy i w ogóle wybierzcie się z nami na wielką wycieczkę, ogromną, pasjonująca podróż… która, co całkiem prawdopodobne, zakończy się mocną, niesamowitą, całkiem abstrakcyjną Apokalipsą!!!
Nietuzinkowe postacie, bohaterowie, co serio nie chcą nimi być i człowiek zdesperowany, by zrobić wszystkiemu obrazek. Do tego pewne przypadki wynikające z odmienności kulturowych, oraz lenistwa… pragnienia po prostu przeżycia, bez medali i tak dalej… smoki, magia, wątpliwości i częste wizyty Śmierci. Czyli wiecie, Pratchett. Jedyny człowiek, który pokazując na płaskie wytyka pękatym ich wady! Ale spoko, tak jak on wytyka, to nikt tak wytykać nie umie!!!
POLECAM!!!
Zawsze!!! A może szczególnie wtedy, gdy pękate życie Wam dopiecze i przestaniecie rozumieć dlaczego to wszystko tak nie działa!!!
No to pada…
Może nie ulewnie, może i tak wciąż za mało, ale najważniejsze, że w ogóle pada! W innych zakątkach świata jakieś powodzie, wichury i inne dopusty boskości, a tutaj, no cóż… trochę pada. Fajnie, co nie? Znaczy fajnie, że pada, bez urazy, nikomu nie mówię, że ma mu padać, że jakoś tak ino padanie jest właściwe…
A tak, na Wyspie też istnieje poprawność polityczna. Ale prawda jest taka, że nawet jeśli cię głaszczą, to tylko wtedy, gdy im to pasuje, bo jak nie pasuje i są po godzinach pracy, to lepiej w drogę niektórym nie wchodzić. Szczególnie na Folkemodet. Ech… tak dziwnie się zrobiło. Jakoś tak przyciężko na Wyspie. Jedni nie zarabiają, inni zarabiają na tych, co zrobili coś za „dziękuję” i teraz mają wonty. No wiecie, serio jak wszędzie. Taka jest prawda, że ludzie to raczej wszędzie są sobą. Nawet jak kłamią, to po swojemu, nawet jak oszukują, wciąż są sobą… wszędzie.
Deszcz uderza o taras i przepędza nisseny, które właśnie zabrały się za polowania na mrówki. Wiecie, one w końcu też muszą jeść, a kurde ile można te zieleniny wpierniczać?! No ile?!!! Dlatego polują na mrówki. Ale dziś chyba nic nie będzie z tego polowania, więc ściągną swoje mikre, ale skrzydlate i bardzo kolorowe, pokrętności miniaturyzacji: smoczki pod siodło i wrócą w krzaki. Tam, gdzie mają hodowlę wróbli bojowych. No tam po prawej, w żywopłocie, między krzakim bzu, forsycją, a tym dziwnym dąbkiem, który rozkrzaczył się na trzy…
Bo deszcz na Wyspie szaleje… wszyscy się o niego modlili, między płotami krzakami widać było gołe tyłki tańcujące w błagalnych skrętach się płożące… proszące. O wodę, o krople, o owo niemyślenie o podlewaniu, no i w końcu jest, ale czy deszcz po prawie dwóch miesiącach posuchy, jeden deszcz, nieulewny, wystarczy?
Chyba nie…
Niestety nie.
Gdy tak pada, strasznie fajnie się siedzi w drzwiach tarasu. Pewno, że jeszcze fajniejsze byłoby spore okno z takim siedziskiem, takie mi się marzy, że można z niego wyglądać, patrzeć na świat, nawet dotknąć go, ale wciąż być w domu… gdy jednak brak i okna i domu, to człowiek cieszy się tym, co ma. Tymi drzwiami, które częściowo siedzą pod okapem i rynną, ale jak wyciągniesz rękę, to już moczysz się w późnowiosennym deszczu. A może już letnim?
Siedzę i słucham deszczu… takie to oklepane, co nie? A jednak kurcze, takie wciągające. Muzyka i wykonawca: najlepsze na świecie i wiecie… nigdy nie jest to mokrzenie takie samo. Brzmi inaczej gdy się wyjdzie, inaczej, gdy dochodzą brzmienia ościenne, oszybowe i odachowe!!! Inaczej, gdy serio od dawna czekaliście na deszcz, inaczej, gdy macie go dość. I ptaki ucichły… jakby nie tylko nie chciały moknąć, ale przede wszystkim, zwyczajnie nie miały sił i śmiałości, by deszczowości przeszkadzać.
Czy wspominałam, że pada?
Mocniej i słabiej, zwalnia i sie potęguje… Aż kurcze słychać, jak ziemniaczki na polu piją. Serio słychać! Takie były mikre, a teraz, jak się opiją, no dopiero będzie!!! A pijcie maluchy, na zdrowie. W końcu ekologiczne macie być!!! Pijcie marchewki, pijcie buraczki… kapustek nie widziałam, ale też pijcie i kukurydzki, no i wszelakie zbożowe pędy! Pijcie drzewa, krzaki i rzeki!
Pijcie!!!
Sama też się napiję. W końcu ile można tańczyć w tej całej deszczowości bez picia? No ile?! no nie da się długo. Wszystko nagle w człowieku też pije. I skóra i włosy i oczy. Palce piją i nogi, ręce i dłonie, uszy i wszelakie korpusikowości. Może tylko mój laptop nie pije. Jak stary się napił przez przypadek, to kurcze całkiem oszalał. Więcej już chyba nie będę nikogo na wilgotność nawracać… LOL