Pan Tealight i Święta Łyżeczka…

„Tu już nawet nie chodziło o zwyczajowego bzika, racej o totalną, nurtującą i wzbudzającą politowanie, a nawet obsesję. Oczywiście obsesję zachodzącą pomiędzy obiektem zwanym Wiedźmą Wroną Pożartą, a Srebrzystą Jedyną Świętą Bezbożnie Łyżeczką. Dzień w dzień użytkowaną, bo jakoś Wiedźma Wrona, nie potrafiła jeść bez niej. Mogła łapami, ale nigdy bez niej. Nawet jak jej nie używała, musiała być pewna, że ona jest, że istnieje, że czegoś pilnuje i strzeże… a cały problem w tym, że łyżeczka, jak sama nazwa zdrobniona wskazuje, jest mała, malusieńka, miejscami maciupeńka nawet. I leciutka i w ogóle jedyna!!! I łatwo wyrzucalna.

Dlatego Wiedźma Wrona szybko nauczyła się strzec jej i myć od razu i jeszcze nie wkładać do kubków, czy między łupinki wszelkie. Chowaniec Wiedźmy też się nauczył po tych kilku razach, gdy nurkował w śwmietniku w poszukiwaniu Bezbożnie Świętej… ale… No widzicie wypadki chodzą po ludziach, więc od pewnego czasu Wiedźma robiła to, co robiła. Czyli zaraz po użyciu odkładała Łyżeczkę w specjalne miejsce, by nie wariować, no i zacowywać pozorny może, ale jednak względnie wyględny spokój. Tego ranka odłożyła do zlewu miseczkę, kubeczek i talerzyk. Odkręciła wodę i wyjęła Łyżeczkę z miseczki, tak na wszelki słuczaj. Powoli oczyściła miseczkę, wyjęła łupinki i wyrzuciła je do śmietnika. Umyła miseczkę używając słodko pachnącego płynu i odstawiła na bok. Potem wzięła kubeczek, wyrzuciła fusy i jego też umyła słodko pachnącym płynem i niebieściutką gąbeczką. W końcu dziwnym napięciem powierzchniowym, a i nie tylko, darzy kubeczki. I jego też odłożyła. Potem wzięła talerzyk, umyła go gąbeczką i pachnącym płynem i odstawiła do wytarcia.

A potem spojrzała na Srebrzystą Łyżeczkę szczęśliwa, że ona wciąż tutaj jest i ją także umyła słodko pachnącym płynem, niebieską gąbeczką… opłukała w chłodniejszej wodzie, sięgnęła po ściereczkę i dokładnie ją wytarła.

Potem wypolerowała…

Aż w końcu wrzuciła do śmietnika…

No kurna! taki odruch no!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4758 (2)

Z cyklu przeczytane: „Biała róża” – … hmmm? Pierwszy tom był mało odkrywczy, no sorry, a drugi, he… zaskakuje. Oj pewno, że to żadna tam literatura, raczej zlepek pogadanek i dialogów, ale trzeba przyznać, że intrygowało mnie w jaką stronę pójdzie autorka.

A poszło się jej w Avalon.

Oto znowu ona, Violet. Surogatka buntowniczka, a może tylko dziewczyna, która sie zakochała i ma odpowiednich przyjaciół? Wraz z nimi ucieka. Ale czy uda się jej dotrzeć do miejsca przeznaczenia i zmienić sam Klejnot? Cokolwiek więcej powiem, może zniszczyć przyjemność z lektury i całkiem niezłej niespodzianki, jaką będzie sama Biała róża. Dlatego nic więcej nie napiszę poza tym… że jeżeli chcecie wciągającego, prostego odmulacza, to proszę bardzo. Na pewno lepsze w nim pomysły niż w „Klejnocie” – pierwszym tomie trylogii. Nawet może aż nadmiernie zaskakujące. Bo przecież… czy moc Violet i innych surogatek to tylko nauka, czy też magia

Prosta opowieśc, a jednak wciągająca, może miejscami nazbytnio naiwna, ale… czasem trzeba się rozerwać!!!

IMG_6795

Czasem się dziwuję bardziej niż zwykle, gdy nie do końca Tubylcy wyjeżdżają sobie na… wakacje!!! Nosz kurcze, no jak można wyjeżdżać na wakacje od Wyspy? Jak można? Nie rozumiem. Pewnie, że chciałoby mi się więcej mrozu i śniegu, ale tutaj. Może i więcej ciemności, mniej słonka, ale wciąż tutaj…

Wszystko byle tutaj. Jestem jak straszliwy nacjonalista, czy coś w ten deseń? Wysponalista może? Kurcze… No jestem, no! Jak spoglądam na tych planujących wakacje w górach, czy dolinach, nad morzem innym, w dziwnej dziczy niedziczy, to pukam się w czółko, bo przecież wszystko tutaj jest!!! Jest i dzicz i cisza, czyste powietrze i więcej ciszy i ruiny są, i może mało wyględna, ale i rozrywka jest dla tych, którzy nie są w stanie zabawić się kamykami na plaży… a jednak wciąż Tubylcy wyjeżdżają na wakacje. Pomijam tych obrazoburców, którzy nazywają się Tubylcami, ale gdy tylko chłodny, jesienny wiatr ich omiecie, wybywają na jakieś Majorki… ZGROZA!!!

Czy naprawdę to, że Wyspa mi wystarcza, to takie zadziwienie Wszechświata? A może jednak to innym, stojącym po buty jakiegoś oszołoma, coś sie pokitrało pod kopułką? Nie, nie odpowiadajcie, bo jeszcze wyjdzie na to, że to oni wariaci, a ja normalna, a takiej obelgi to serio nie zniosę!!! Dlatego popatrzę na tych się pakujących i wydających majątek na podróże na kontynent i poza niego… dziwnie, z niezrozumieniem, a potem zajmę się swoim życiem, bo dlaczego nie? W końcu kto inny ma się nim zajmować?

Jak nie ja?

Tylko… czy zawsze byłam taka, czy to wina Wyspy? Bo wiecie co? Mi się coś zdaje, że dla Wyspy to osobne Archiwum X trzeba by założyć… Arkiv Ø?

IMG_2274

Na zewnątrz słonko stara się przecisnąć przez chmurki i lekką mglistość, dołem zieleń, góra oczywiście wciąż gołe gałązki, ale już czuć te soki i zamieszanie. Ptaki bardziej żarłoczne, wrony tupią na dachu jakby kurde se wszystkie drewniaki założyły na pazury i jakieś irlandzkie tańce tupańce ćwiczyły. Jak nic wiosna nie tyle idzie, co już przyszła i gdzieś ma sporadyczne, poranne przymrozki.

Pomiędzy dość chłodnym powietrzem, lekko zalatującym już kupką, bo przecież kurcze, jak sie okazuje, u nas to nawet zimą się ora i nawozi… ganiają elektrycy i zjeżdżają się do domów ci, co pracują w tzw. city.  Dobra, dobra, dobra… wiem, że nie mamy nawet tego, co szumnie się określa mianem miasta, osady ino, ale wiecie, każdy mierzy według swojej miarki, więc jakby nie było… city. Powoli ciemność spowija Wyspę, no i jak elektrycy nie wykalkulują szybko, które to żarówki mieli wymienić, to znowu będziemy mieli ciemności totalne bardziej. Bo u nas, to wszyscy kończą robotę jakoś tak na raz. Karnie. Cokolwiek robiłeś, w momencie fajrantu wybrzmienia rzucasz i tyle. Zostawiasz maszyny, nawet jeżeli były w trakcie dziwnych manewrów i zabierasz się do domu. To wyspowe ograniczenie terenu wodą sprawia, że mało dba się o bezpieczeństwo. Kto by tam ściągał traktor z pola, jeżeli jutro i tak trzeba będzie zacząć od tego samego miejsca? Bez sensu, co nie? Niech spbie postoi i popodziwia widoki. W końcu magia tutaj jest czymś dostępnym nawet dla dla maszyn. Ale żadnych terminatorów!!!

… a złodzieje?

A mamy. Ostatnio zajumał, jakiś mało kumaty widać jeden, nader nieznaną mu maszynę z zamkniętej szopy! Pewno dlatego jumał, bo zamknięta była? Może wiecie, chciał sobie coś udowodnić, czy jakoś tam… no mniejsza, ponieważ maszyna była nie tylko droga, ale drugiej na Wyspie nie ma, policja poprosiła ludzi o pomoc i pomogli. Znaczy nie do końca ludzie, a złodzieje, a dokładniej ten właśnie złodziej, co był złodziejował… znaczy jumał maszynę. Zgłosił się, bo nie wie, co zrobić z maszyną, więc może by sobie ją zabrali, co nie? On w końcu taki bidulek…

Co dalej ze złodziejską duszą nie wiem… ale popytam!!!

IMG_4774

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.