Paranoje Pożartej…

Paranoja.

Termin pojawiający się w życiu Pożartej Przez Książki nader NAZBYT często i gęsto się ścielący.

Termin przytłaczający, więżący, omamiający, niczym gęsty syrop miażdżący ruchliwość, niewolący ciało i myśli…

Termin, który specyficznie błyska, gdy mur z książek „do przeczytania” maleje… i maleje… i sięga podłogi. Już nie ukrywa mnie przed tzw. światem zewnętrznym.

Nie moim światem…

Pan Tealight zwykle spogląda na mnie z takim niepokojem w oczach. Rozumiem go. Wie, że zbliża się głód i szaleństwo. Większa nieobliczalność, której nawet on nie jest w stanie okiełznać. Chochel, mój chochlik pisarski z marnym materiałem na autorkę, chowa się wtedy w gaciach Admina…

A ja… Czytam i z każdą przewracaną stroną boję się bardziej. Tego stanu, gdy nie ma co czytać.

Gdy nie mogę żyć.

Tak bardzo nie chcę o tym myśleć, ale myślę… i w wyniku tego połykam książki łapczywie, jakby ktoś miał mi odebrać nawet te, które mam. tutaj blisko…

„Rozkosze nocy” Sherrilyn Kenyon – były zaskakujące. Trochę inne niż owa wampirzo-demoniczno-boska literaturka. Z jednej strony lekkie, z drugiej z przemyślaną intrygą. Ze światem, który nie zostaje od razu opisany, takim niby współczesnym, a jednak innym. Gdzie bogowie z Panteonu żyją i mają wnuki, Apollici pragną władzy, Mroczni Łowcy gromią Demony, nieśmieryelnosć to fakt, który korci, ale i sprowadza ból… A magia i moce są dla wielu wstydliwe, a dla niektórych rodzin zwyczajne i dowcipnie komplikujące innym życiem.

Autorce chwała za erotykę oraz dowcip 🙂 oraz za specyficzny rozpis całej historii… Wydawnictwu MAG chwała za wydanie 😉 Nie mogę się doczekać wykonania planu tegorocznego… chcę przeczytać wszystko!!!

Cykl Cassandry Clare doceniam bardziej z każdą książką. Podoba mi się. Z jednej strony napisany współcześnie, z drugiej, jest w nim ta cudna epickość, opisy, dopracowane światy… wojownicy i tzw. normalność współczesności. Wielowymiarowość światów i bohaterowie, których chce się podglądać. Jest ten dreszcz, który zmusza mnie, bym sprawdziła, czy czasem bohater nie zniknął z ostatniej strony… ten strach, obawa przed złymi wieściami. Narastające podniecenie…

PS. Recenzja „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny”, choć nie wiem po co, książka miodzio 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz