Pan Tealight i Furteczka…

„Wiele ich jest na Wyspie.

Wszelakich drzwi, bram, odsuwajacych się zasłon, welonów, stor… parkaników, parawanów, rozchwianych wrót… ale Furteczka jest jedna. Nie prowadzi kompletnie nigdzie. Ma na sobie co prawda numer 13, obdrapaną farbkę w niebieskawych, wielowarstwowych odcieniach, ale… mimo ścieżki za sobą i majaczącego domku, nie próbujcie jej poruszyć, jeśli chcecie gdzieś dotrzeć. A ta cała reszta, no cóż, gdzież musiały się przecież ustawić. Nie prosiły się o moc przenoszenia w inne światy, czasy i wszelakie pokrętności umysłu…

Ale Furteczka, no właśnie nigdzie nią nie można było przejść. Ni wcisnąć nogi, ręki, ni nawet i nosa. I to nie dlatego, że od razu odcinała wpychane cząstki ciała, zresztą no czymś musiała się żywić, a głupi sam sobie przecież winny… serio trzeba było pchać, żeby w ogóle coś się wcisnęło, a i tak, no nic z tego. Stała sobie ta drewniana, szczebelkowana, spiczasta górą i dołem ścięta, furtka, prawie zaraz nad brzegiem morza. Prawie w wodzie, prawie w piasku, otoczona skalnym, omszonym murkiem, skryta za wielkimi głazami, grodząca i nie wpuszczająca… a jednak…

Widzicie, bo z Furteczką to było tak, że nie prowadziła nigdzie, ale jeśli mieliście problem, to była właśnie Tą Furtką… ostatnim wyjściem z opresji. Jedyną możliwością, oczekiwaną zmianą miejsc i poprawą sytuacji. Ogólnie mówiąc… nikt o niej nie wiedział, więc totalnie się opindalała iw robocie i po prawdzie nawet sama już nie pamiętała, na czym kurna polegała ta jej robota. Czy mieli przekręcać ten kluczyk, czy nie? Czym płacili i czy to ona otwierała, czy oni w sobie otwierali i kto po wszystkim sprzątał te wszelakie, nadmiernie organiczne szczątki?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_9911

Z cyklu przeczytane: „Akademia Dobra i Zła” – … zaskoczenie. Naprawdę. Dano mnie tak nie zaskoczyła powieść… dla dzieci. No dobra, dla większych dzieci, ale wciąż… bajka. Bajka może i trochę współczesna, ale bardziej, jakby Grimm Bracia i Andersen wzięli się pod ramiona, poczytali Harry’ego Pottera i spojrzeli na naszą współczesność, a potem… napisali coś po swojemu.

Wciąż po swojemu, bez tej całej nowoczesności.

Bohaterki są dwie… jedna ciemna, druga jasna, ale tak naprawdę od pierwszego wejrzenia mamy wątpliwości. No ale. Wiecie, to dobro w dzisiejszych czasach nie zawsze jest takie, mało uszczypliwe, więc… więc czytamy dalej. I chociaż podejrzewamy co się wydarzy, ciągle nas to wszystko zaskakuje. Tymi postaciami jak z bajki niebajki, tym językiem, który bardziej dorosły niż dziecinny szczypie w pośladki. Tymi wilkami, wróżkami, kontrastami…

Tym zakończeniem niepewnym…

Naprawdę dobra powieść. Zabawna, dociekliwa, mostalgiczna, w której i dobro i zło mają wady, w której wszystko razem jest po prostu ludzkie!!!

I to z obrazkami!!!

Coś do poczytania i dla mamy i dla córki?

IMG_9848

Maj…

Znaczy kwiecień przyniósł ogólną słoneczność, jeden powalający ciepłem dzień, dużo smrodku i oczywiście niewiele deszczów. A poza tym… wiosna nadal trwa. Coraz więcej ludzi dookoła. Mnożą się jak te spadające z góry płatki w lesie. No wiecie, u nas kurcze to jak się zasieje tak wyrośnie, co ptaszek wysra w zagajniku, to będzie kwitło, więc nawet w iglastym gąszczu da się załapać na te płatki. No i oczywiście oznacza to znowu otwierające się sklepy. Po całym zakręcie wielkanocnym, teraz już na dobre życie handlowe powraca do miasta i na ulice. Bo małe stoiska, te przydomowe, te szalone, naiwnie pięknie pozostawiające odpowiedzialność w rękach nabywcy… też wracają. Już można gdzie niegdzie kupić zioła i kosmiczne sadzonki, kamienne trolle, niesamowite w kształtach twory i potwory. Znaczy wraz z majem sezon przejdzie z lekkiego mżenia w intensywny kapuśniaczek i z każdym dniem będzie gęstniał… Nowe rejestracje na ulicach, nowi wariaci…

Czasem mi się wydaje, że ta cała sezonowość nienaturalna, a ludzka, sprawia, że Wyspa odżywa. Jakoś tak karmi się przybyszami, by potem, w czasie ciemniejszym, zimniejszym, bezlistnym całkiem, móc podnosić na duchu tych, którzy w niej mieszkają. A może i podgryza Turyściznę? Kurcze, wiecie, kto tam wie jak z tą Wyspą jest? Tak na pewno i do końca? No ja na pewno nie wiem.

Pola, które nawet w ciągu zimy były zielone, teraz wzrastają nowością. Tymi głęboko zielonymi radośnie listkami. Tymi korzonkami bieluśkimi. Tymi… no wiecie, w zależności od tego, co tam posiano i posadzono. Podobno tutaj u nas stawiają w tym roku na rabarbar! Kurcze, może i jakieś ciastko z kruszonką by z tego było? Albo i lody? Niech żyje nam zmiennopolówka, trójpolówka i ogólne tam pomysłowe sianie.

IMG_9092 (2)

Maj…

Czas na skoszenie trawnika.

Czas na chwastów mordowanie… ale jeszcze przez chwilę, sekund pięć, ucieszę się tymi niezapominajkami, które wprowadziły się nam do ogródka. Nosz rozpleniły się w te i wewte, jakby chciały koniecznie nam o czymś powiedzieć, o czymś może przypomneić, a może i zmusić do… zapomnienia? Kto tam może wiedzieć? Bynajmniej ten spory dywanik na zielonej, wysokiej trawce poznaczonej mleczami i stokrotkami, jakoś mnie zniewala. Jest tak bardzo niemożliwy, tak dziwnie magiczny bardziej niż zwykle… jakby dopraszał się nieścinania? Ale i stokrotki powariowały w tym roku. Postanowiły pójść w różowości i buraczkowości. A co. Biel widać w tym sezonie nie jest koniecznością genetyczną. A może jednak to błękit niezapominajkowy, jest w tym seoznie najmodniejszy? Bo niebo coś mocno stara się dopasować do niezapominajek…

Mniejsza o trawnik, gdy po ulicy jeździ spluwaczka. Znaczy boksująca dziwnie, dźwiękowo, maszyna, która pianką polewa chodniczki i brzegi asfaltów, coby uzmysłowić chwastom, że raczej nie są tutaj miło widziane. Ech! Oczywiście, że porządek jest super!!! Bez urazy, mam swoje natręctwa i wstręctwa, ale jednak szkoda mi tych pięknych mleczyków, które udowadniają, że można. Że da się przebić i asfalt i kamień i rosnąć! Że wystarczy chcieć i poddać się siłom natury.

Gdy nadchodzi czas odkrywania ścieżek spod wiosennej narracji dookolnej, czas i na pierwiosnki, które serio zaliczają opóźnienie w tym roku, no i te żółte takie niby tulipanki… czyli dzikie tulipanki. Żółte, bardziej wrażliwe, dziwnie bardziej delikatne, jakieś takie niepewne, ostrożne, a jednak spragnione wzrastania. Najczęściej wyłaniają się na poboczach, z gęstej, długiej już, ciemnej trawy. Jak małe słoneczka, dziwne niespodzianki, które powodują, że przestajesz patrzeć, a zaczynasz… widzieć. Niewielkie, podobno zagrożone wyginięciem, więc jeśli spotkacie je na dordze, zagadnijcie do nich, pogłaskajcie leciutko, oddechem muśnijcie, zdjęciem utrwalcie…

Maj…

Na szczęście jest wolne!!!

IMG_8847

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.