„Hmmm…
… właściwie, to dlaczego te smaki są tak ważne, jeżeli cały świat jest na cholernej diecie? Ci bez glutenu, ci bez robaczków, tamci bez mięska, a ci znowu polują ino na upadłe owocki, które podobno same się zabiły? Pewno, jak się dowiedziały, że skończą w żołądkach takich wariatów, to wiecie… skoczyły z gałązki!!! Wolały śmierć nagłą, w boleściach nawet najgorszych, niże bycie pożartym, samkowanym, byciem pocieszeniem, wytchnieniem, karmieniem prostym…
Tak.
Świat diet się rozrósł. Jeden z drugim uznaje dietę za religię i nie tylko nawraca, ale ogniem glutenowym macha innym przed nosem, straszy wysypkowym potępieniem, jak się skusisz na hamburgera. Ogólnie mówiąc… kaszana. Chyba dlatego smaki zaczęły ściągać do Białego Domostwa. Ale jednak nie zostały tam długo. Dokładnie, to zostały do momentu przybycia Wiedźmy Wrony Pożartej, która od zawsze boi się żywności, stołów i krzeseł, uroczystych obiadów i kolacji oraz śniadań świątecznych, wszelakich przejawów jedzenia w towarzystwie, tudzież odziewania się spod igiełki i nitk… Owych ubiorów wyprasowanych, gali i pokazów. Tych morderczych łokci trzymania, używania odpowiednich sztućców do odpowiednich cudactwa… żadnego smaku, żadnej radości… a jak wyrzygasz, musisz to zjeść. Tak, miała i takie wspomnienia, jednak, czy dlatego właśnie smaki postanowiły założyć kolonię w kuchennej szufladzie Chatki Wiedźmy? Czy tylko to było powodem?
Drażnienie?
Niczym maleńkie, puchate wiewióreczki, znaczy włochate dwunogi z krótkimi przednimi łapkami, wielkimi, puchatymi ogonami i uszkami malutkimi z kiteczkami, na niewielkich łebkach. Czarnymi oczętami, noskami ruchliwymi, języczkami różowiutkimi skrytymi w pełnych ostrych ząbków pyszczyskach… Niczym wiewióreczki w różnych, nawet dziwnych olorach, po prostu za nią pobiegły, a potem… Jakoś tak się wgramoliły do Chatki, jakoś dziwnie, jakby odkrywały swój świat i zajęły ogromną, głęboką szufladę pod lodówką. Pełną zapomnianych gwoździ, srebrnej, wielkiej miski, pokręconych narzędzi o nieznanym przeznaczeniu i klamerek drewnianych.
Dlaczego chciały mieszkać z nią? Postanowiły tylko się uśmiechać słysząc to pytanie. Wprowadziły do szuflady masę koców, choinkowe światełka i garść chrupek kukurydzianych… i stwierdziły, że im tutaj będzie najlepiej!!!
Z czasem, Wiedźma Wrona zaczęł udawać, a może naprawdę nie zwracać na nie uwagi, a w zamian one po prostu tak nie chrupały. Podrzucała im migdały i rodzynki, a one po prostu smakowały dookolne powietrze i lekkimi pierdami wzmacniały aromat… wczoraj oddechy smakowały frezjami!!! Jakby sama Wiedźma Wąchawica postanowiła przypomnieć sobie dzień z przeszłości, który właśnie tak smakował. Jakby ta, którą Wiedźma Ptaszydło spotkała na początku swej drogi, postanowiła sprawdzić co tam u jej zaskakująco nietuzinkowej akolitki. A może czas przyszedł na kolejną podróż w przeszłość… w dzień, który wyrażał tylko smak i aromat?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Zgon” – … a się wahałam. Bo wiecie znowu o młodzieży. A ile można!? Jakby serio po dwudziestce się już było nudnym, gotowym do życia pośmeirtnego osobnikiem. Jakby trzydziestki były już mumiami!!! A serio nie jesteśmy! No przynajmniej niektóre z nas… albo i wszystkie? Dlatego się wahałam. Bo ile można w tej młodziezówce siedzieć? Ale było w promocji, właściwie za darmo, więc czemu nie…
I nie żałuję.
Więcej, naprawdę dobrze się bawiłam, a to wszystko za sprawą języka. Bo chociaż w opowieści przodują młodociani przestępcy… znaczy się sorry, pokrzywdzone dzieciątka nastoletnie, to jednak smarkacze serio są dojrzali i mają w sobie ikrę. Są zadziorni i inteligentni, sarkastyczni, a i świat, w którym żyją, kręci… I choć serio fabuła jest raczej przewidywalna, to wciąż mami jak Harry Potter wspólnotą, szkołą i tym czymś, co wiąże… tajemnicą, magią, innym człowieczeństwem. Światem, w którym chciałoby się żyć. Nawet jeśli trzeba macać zmarłych. Albo meduzy…
Chociaż książka niewielka, chociaż miejscami pełna niedopowiedzeń i nie do końca dopracowana, to jednak urzeka. I czym? A no słownictwem. Brakiem nastoletniego rozmemłania i tajemniczośćią. Bo chociaż okładka zamknięta, książka odłożona na półkę, to jednak cała historia dopiero się zaczęła. Opowieść o tych, którzy zbierają dusze, dzięki którym możliwe jest życie PO… tak naprawdę dopiero się rozkręca. A już, mimo natłoku młodzieży zetknięcie się ze starszymi zadziornymi, mnie powaliło!!! Jorika w dłoń i do czytania!!!
Korek…
Miewamy korki, szczególnie, gdy większa część Wyspy stara się wydostać ze stolicy, znaczy z Ronne i dotrzeć do swoich domków. Korek zwyczajowy na Wyspie składa się z kilku pojazdów i trwa chwileczkę. No sorry, to mała Wyspa, drogi ma fajne, a i ludziom nie chce się na nich wciąż siedzieć. Wolą przemieścić się z miejsca A do B i tyle. A potem wsiąść na rower może, albo zwyczajnie z buta się powłóczyć… Ale tak, jak najbardziej człowiecze korki też mamy, ino tylko w sezonie. To tak jak z sezonowymi truskawkami. Wiecie są są są i w końcu ich nie ma, a potem znowu są, ino że wielkie i z Hiszpanii i wcale tak fajnie nie smakują. Tak jest z Turyścizną. I czy zabiorą nam promy, czy nie, wciąż jedno wiadomo, tutaj pusta droga, ścieżka, czy szczątkowy chodnik, to nic dziwnego!!! Lepiej… czasem wchodzisz do slepu, a tam ino kasjer!!! Strach aż się między półkami rozglądać, bo jak się zgubisz – choć sklep niewielki, żadne tam Tesco, to jednak coś się pod pachą miota. Bo jak się zgubisz, to kto cię znajdzie, jeśli nikogo więcej tutaj nie ma? Patrzą się tylko na ciebie pojedyncze kartki, okurzone lekko, zapomniane. Dwa magnesy przyczepione do niewielkiego stojaka i zestaw przecenionych klapek. I trzy dziwne puszki… chyba z psim jedzeniem?
… więc jakie mamy korki? Przecież kurcze wino w kartonie!!! Na plaży od czasu do czasu trafi ci się pozostałość po zagranicznej libacji, ale poza tym z korkami deficyt. Idziesz i idziesz i idziesz i mija cię jedno autko. No dobra może dwa, ale po chwili orientujesz się, że facet tylko zakręcił i wraca. Czy pustka jest dziwna dla współczesnego świata? Chyba tak… oj przynajmniej Turyścizna trochę się dziwuje i czasem depnie za bardzo na gaz, dzięki czemu jeśli chodzi o mandaty, to policja ma na czym zarabiać. Ale wiecie, nie nerwowo. Po prostu zwyczajnie i z uśmiechem, a jak nie, to od razu prawo jazdy proszę!!! No chyba że… Widzicie, mamy takie tam zjazdy tak zwanych starych aut, z którymi oczywiście jest jak z kobietami w dzisiejszych czasach… znaczy stare wciąż piękne i na chodzie, a młode to złom. No i one czasem robią piękny korek w stylu paradnym. Aż miło popatrzeć… Pewno wielu to szokuje, może i dziwi, tych jednak, którzy widzą te same samochody pod Netto, z przyczepionym koszyczkiem z tyłu i dwiema kapustami, raczej tylko z uśmiechem kiwają głową znajomym.
Korek, to jednak to coś, co jest sporadyczne i nie zabija.
Co do zabijania, to oczywiście Wyspa jako wyspa posiada gatunki endemiczne przerażających potworów. Poza mną oczywiście… A dokładniej chodzi o pajączka. Siedzi se w skale i tyle. Widać dobrze mu tam. Co do groźnych zwierzątek i tym im podobnych, to są ludzie. Z powodów mi niewiadomych, niestety są ostatnio też psy. Spore i spuszczane ze smyczy. Nie zawsze właściciel zdąży, więc chyba trza zacząć trenować biegi. Albo chodzić w zbroi, tudzież takowych ćwiczebnych ochraniaczach, czy coś? Mamy też stwory wodne, które w sezonie mogą sparzyć, ale nie tak jak podatki, nie ma boja! Chociaż, jak wszystko zacznie się tak rozmrażać, to pierun wie… może i będą tutaj krokodyle? W końcu kiedyś były tutaj, dlaczego nie miałyby wrócić?
I dinozaury.
Ogólnie mówiąc, raj na ziemi.
Gdyby tylko… no właśnie… gdyby tylko kurcze wszyscy to rozumieli, a nie próbowali ów raj jeszcze „ulepszyć”. Jak to jest, że nikomu właściwie nie da się dogodzić? Ni zielonymi wzgórzami, ni niebieskimi wodami, ni nawet tymi rzeczkami czystymi… skałkami różowymi z kryształkami. Błękit nieba i filuterne kształty obłoczków i kwiatki w lesie jeszcze pączkującym i kamyczki w kształcie serduszek. Jak to jest, że nikomu nie da się po prostu wyjaśnić, że tyle wystarczy? Że więcej nie trzeba? Nie trzeba plastikowych motylków made in china, ni owych torebeczek z nadrukiem, ni nawet owych wielkich sklepów i oczywiście tych karuzel i dziwacznych, zaskakująco nieludzkich rozrywek. Nie potrzeba rzeczy, by naprawdę dobrze się bawić.
By po prostu odpocząć…
Bo co złego w miejscu, które TYLKO ładuje baterie, pozwala wleźć w siebie i dokonać niezłego remanentu, no i oczywiście wzmocnić cielesność? Co złego w tym, by być TYLKO tym? Ech, mówię wam, ludziom to się nie dogodzi. Jak dajesz im rękę, oni chcą też drugą i kawałek wątroby i do tego nereczki w sosiku i nadziewane płucka… najlepiej z ciężkim sosikiem i młodymi ziemniaczkami z koperkiem. Nie zapominajcie o kościach, w końcu rękodzieło w najlepsze wraca pod strzechy i klepki dachowe!!! Można z nich zrobić niezłe grzebienie, broszki, medaliki, wisiorki i igły oczywiście!!! A może i coś większego, no zależy z jakich kości…