„Przez przypadki i pory roku…
… przez różnorodne i rakie liście jesienne, przez wiosenne kwiatów dzwonki, przez letnie nocy chłodności i zimowe wielkie śnieżności. Podobno odmieniać można ją przez wszystko. Przez ludzi i parapety, no i krzesła, taborety, serwantki, sofy i kanapy… fotele, ale wiecie tylko wygodne i nie pstrokate! Przez tabakierki i zapałki, przez pnącza, owoce i owady. Przez czas… na przykład przez przeszły, żeński, męski, nijaki, niebiański i piekielny, bo jeśli chodzi o ten czyśćcowy, to nie, jakoś końcówka się nie chciała nagiąć.
Jeżeli chodzi o przypadki, to zwyczajnie wiecie.
Przez przypadek skrajny i kłopotliwy, barwny i lekko monochromatyczny, taki chorobowy, zdrowotnie figuratywnie niepewny, końca przypadek i przypadek początku, środka, pomieszania i poplątania. Przypadek młodzieńczej naiwności, starczej rozwiązłości i czasu środka u ludzia. Przez kobiecość i męskość narzuconą. Przez… wszystko i nic. Przez dziecięcość, która się nie chciała odczepić i dorosłość dziwnie spróchniałą, marską, pryszczatą na tyłku, tchnącą hemoroidami, no i odciskami i kolanami od klęczenia spłaszczonymi. Tak jak u innych. Żeby nie było, przecież i odmieniała się poprzez religijność i szału boskiego napadu, poprzez awatarystyczne wstrząsy i wszelaką modlitw zagmatwaność, ale i czyste, najprostsze, lekko apokaliptyczne ateizmy. Wiecie, ten taki ateizm finansowy, oraz rodzinny, dziwnie narodowościowy i inne tam… Przez psalmy i roty się odmieniała i hymny też!!!
Ale… jeśli o religijność chodzi, to wiadomo, że przez Nią, Oną Jedyną… no Wyspę się odmieniała Wiedźma Poganka i przez trolle, przez głazy stojące i obalone te, przez nisseny we wszelako różnorodnych rozmiarach oraz wróżki i wróżeczunie… różne, różniste, w które nigdy do końca nie chciała uwierzyć, choć je widziała. I przez Jednorożca Śnieżnego się odmieniała i pluszowe misie, mocno prusko niebieskie i ultramarynowe kolory niebieskości i pędzle, te takie z nader mięciutkim włosiem, co machały i rozbryzgiwaly kolory dokładnie je mieszając, aż one same nie wiedziały gdzie się kończą i gdzie zaczynają. I dziwne osoby niewidzialne i widzialne duchy i płyty nienagrobne i te runy zagubione…
Odmienianie zwykle zaczynało się od poranku, który Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, jako osobniczka nie do końca zrowotnie ustosunkowana do norm, oraz faktów, olewała i starała się przespać… oczywiście po zaspokojeniu swoich natręctw, przez które się nie odmieniała, ale one się odmieniały przez nią. Właściwie, tak wtrącając i mocno gdzieś mając porządek chronologiczny i geograficzny, to kurcze wiele odmieniało się i przez nią. Na przykład rodzaje literatury przestępczej, czy też nagminnie ignorowane, owe cukierkowo romantyczne komedie, w której krew uświadczysz ino pępowinową, tudzież przetaczaną konającemu kochankowi…
Ale wracajmy do tematu…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Recenzja: „Magik”
Z cyklu przeczytane: „Gdzie się cis nad grobem schyla” – … boskie. No bez urazy, ale się ubawiłam, zmądrzałam i zabawiłam. Uśmiałam, ale i przypomniała jak fajnie jest, gdy świat wciąż nie jest jeszcze aż tak dorosły. Jak dobrze, gdy ktoś inny się martwi naszym losem. Ale… no właśnie jest i owo „ale”. „Ale” całkiem pokrętne, dziwne, które wyjaśnia się dopiero, gdy zajrzymy na ową często pomijaną stronę tytułową… zmiana tłumacza!!! Bardzo tego nie lubię!!!
No dobra, Flavia to już nie do końca dziecko, ale… nadal wierzy, że może pochodzić od neitoperza. Ale czegóż się nie robi, by sprawdzić swoje pochodzenie, tym bardziej gdy ma się taką pracownię chemiczną w odmu!!! No miodzio! Do tego mają ekshumować świętego w kościele, a to już oznacza świetną zabawę. Cóż, ta dziewczyna kocha zwłoki!!! Nawet te bardziej przechodzone… ale nawet ona poczuła się zaskoczona, gdy nad owymi zwłokami były inne, do tego dochodzi tajemnica klejnotu, problemy w domu, matczyne tajemnice i jej cudowne sistry… w tym jedna na wydaniu!!!
Tak, u naszej przyjaciółki wiele się dzieje, a jej dzielna Gladys wciąż połyka kolejne kilometry! Mieścina może i mała, ale kryje całą masę zagadek, które aż proszą się, by wetknąć w nie nos… ale czy to tylko kryminał? Tylko opowieść lekko sensacyjnie obyczajowa, w której wszystkich ukształtowała niedawno zakończona wojna? A może jest w tym coś jeszcze… tajemnica, która wszystkich zwali z nóg?
Jak zwykle powieść się zwyczajnie czyta, chociaż… niezbyt płynnie. Ja wiem, że tłumacz to tłumacz, ale coś tam dziwnie skrzypi w nowym tym tłumaczeniu. Coś jest jakby trochę nazbyt nowoczesne, mało przykurzone, dziwnie nieroztropne w inną, niż ta właściwa, stronę. Nie mam dostępu do oryginału, więc nie wiem czyja do końca to wina, nie rzucam kamieniem… ale jednak czuję się lekko podenerwowana. Coś tutaj po prostu zgrzyta… ale i tak warto przeczytać. Bo to jednak Flawia!!!
Wieje.
Nadmiernie gorliwy w wykonywaniu swoich zadań, a może chcący i jakieś rekordy pobić, czy coś… bo może i wiater miał też swoją Księgę Rekordów, a może i jeszcze miał tablicę, na której każdy z wiatrów wymieniał zerwane dachówki, połamane płoty, porwane skrzynki na listy, zawinięte spódniczki na młodszych i starszych dziewczątkach… czapki i kapelusze latające, może za większą ilość piruetów jest nagroda? A może i mają jakieś lekcje, wiecie zloty mają takie, na których dokładnie się tłumaczy zawiłości najnowszej gardeoby ludzkiej? Temat przewodni: Dlaczego stringi nie latają?
Widzicie, to są dopiero problemy! Wykonywać pracę, która kurcze i tak wciąż przeciwko wam!!! Jakiego trzeba do tego samozaparcia! Jakiej krzepy i wiary w to, że jednak w końcu się uda. Że wszystko poleci!!! I ten domek i kwiatek, słup soli, żona Lota, mężczyzna dziaranay w tatuaże i ten szlifowany w kamieniu. Sowa, mucha, ale i dziwnie nietypowo ukształtowana żona pastora. Mąż bez żony, żona bez kochanka, wózek z dzieckiem i ten, w którym wozi się tylko kontrabandę. Papier toaletowy i ten bez toalety. List stary i list nowy. Ten opłacony i ten nie…
Wiatr ma to do siebie, że kocha tworzyć swoja własną sztukę. Może i inni nazywają to niszczeniem, ale co tam. W końcu artyście potrzebna jest tylko muza. Podobno, więc jaka jest ta wiatrowa? Czy to owa dama z milionem koralików, szali, włosami długimi, splątanymi, pełnymi dzwonków, muszelek i muślinowych krajek… a może jednak owa chudzinka, co to ino kości, ale wiecie, można na niej grać…
Tak, człowiekowi serio może odbić na Wyspie, gdy tak wieje. Bo tutaj wiatr wie, że może wszystko. Że go chcą i pragną, bo przecież bezczelnie wykorzystując jego siłę, prąd sobie robią ci ludzie na owe bezecne używki!!! A czy się ktoś wiatrów zapytał, czy chcą pracować za każdym razem? Czy nie mogą sobie ino wiać dla przyjemności? Dlaczego owe wiatraki zdają się czepiać ich z każdej strony, z prawej i lewej, na okrętkę i z dołu i z góry. Twarde, a jednak wyobracane…
Wiatraki…
Stoją i cieszą swoje pyszczyska białawo-stalowe, miejscami szare i srebrzyste, czaszem nawet w błękitach… stoją i łapią. Łapią i się kręcą. A jednak wciąż nie lecimy? A może jednak lecimy? Może coś w tym jest, że przy tak pokręconych powiewach, które nie dają spać, dziwnym przerażeniem dusze napełniają, człowiekowi wyobraźnia kołuje nad owymi najbardziej dziwacznie kontaktującymi cząstkami. Nad tymi, którym nie zawsze pasuje zwyczajowa liczba odnóży u stworów, a zachowania seksualne nie muszą mieć nic wspólnego z kopulacjami. Bo czemu nie… wiatr pozwala na pełne szaleństwo. Siedzenie w domu i rzucanie myśli…
… na wiatr.
Nie bój żaby, ni węża ni stonogi, wiatr jest seryjnie pobłażliwy, jeżeli o to chodzi. Możesz rzucać w niego najbardziej dziwacznymi myślami. Tymi o teściowej w dziwnym uścisku z teściem, owych o krasnoludkach nie chcących Sierotki Marysi, o lasach, co chcą być polami i pszczółkach niebzykuszkach… Chociaż sam wiatr już dawno zrozumiał, że dziwność nie w parze idzie ostatnio z człowieczeństwem. Już kurde se dziwnym poza Wyspą być nie można. Wiecie takim OOAK, znaczy one of a kind. Nie możesz być jedynym, bo zaraz ktoś zechce być tobą, albo co gorsza, choć może nie, złodziejstwo osobowości jest najgorsze… co dziwniejsze ktoś inny zapragnie wtłoczyć ciebie w istniejące ramy. I chociaż byś się opierał, chociaż byś się stawiał i wrzeszczał, pluł, kopał i klątwami dookoła sypał… to mu się uda. Może ty wciąż będziesz sobą, ale jednak… dla nich będziesz ich.
Poza Wyspą są normy, a na Wyspie? Cóż, dziś ino Egon!!! Chyba Dagmar dała mu kosza, bo się spienił!!! Napowietrznie!!!
W nocy wiatrowanie sprawiło, iż po raz pierwszy od dawien dawna przez dłuższą chwilę… cała Wyspa nie śniła. Nie tyle, że nie spała, ale całkiem nie śniła. I dlatego świat się zatrzymał i zaczął zastanawiać nad tym, czyby roboty nie rzucić. Niestety trwało to ino tak króciutką chwilę, że zaraz zapomniał o tym pomyśle i się toczyć zaczął dalej, coraz szybciej i szybciej i szybciej… więc niby nic się nie stało, chociaż mogło. A może jednak stało? Może ponownie potomek Ikara i Dedala spał na ziemię?
Ciekawe, czy wiatraki lubią swoją pracę… możeby tak zostać wiatrakiem? Ino co z plemieniem Donkiszotów? Kurcze… nie wiadomo, czy produkcja Rozynantów oraz dam serca nabrała tempa odpowiedniego, by się im dobrze żyło z daleka ode mnie? No wiecie… wieje, więc myślę…